Karaimi. Ich religia wywodzi się z judaizmu, chociaż etnicznie oni sami nie mają nic wspólnego z Żydami.
Rysiek, mój przyjaciel z Tel Awiwu, przyjazdy do Krakowa kocha nie tylko dlatego, że są dla niego powrotami do młodości. Zazwyczaj bywał wtedy u prof. Marka Eminowicza, który w swoim obszernym mieszkaniu lubił wydawać przyjęcia prawdziwie kaukaskie, godne jego ormiańskich przodków. „To możliwe tylko w Polsce - często mówił Rysiek. - Gospodarz Ormianin, ja Żyd, Staszek Grzybowski Polak z domieszką austriackiej krwi po Estreicherach i pan Zajączkowski - Karaim”.
Polskich Karaimów nazwał ktoś najmniejszą mniejszością. Jeszcze przed II wojną światową, zanim litewskie ziemie odpadły od Polski, szacowano, iż w Rzeczypospolitej mieszka ich zaledwie niepełny tysiąc, na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych pisano o dwustu polskich Karaimach, polskich w tym znaczeniu, iż mieszkających na terytorium Polski.
Nie wiadomo, ilu ich zostało w karaimskich matecznikach - w Trokach, Poniewieżu, Wilnie, Łucku i Haliczu. Wiadomo tylko, że ciągle tam żyją. Nie tak dawno znalazłem się w Trokach, karaimskiej stolicy. W miejscowej restauracji, gdzie rozbrzmiewał tylko polski język, przy arbuzach czekaliśmy, aż upieką się kibiny, miejscowy specjał - pierożki wypełnione siekanym (koniecznie siekanym, nie mielonym, podobnie jak farsz do kołdunów!) mięsem. Oczywiście wołowiną lub baraniną, bo wieprzowiny Karaimi, podobnie jak Żydzi i muzułmanie, nie jadali.
Dokoła stały domy zwrócone szczytami ku ulicy, patrzące na świat trzema oknami - widomy znak, że należą do Karaimów. Nieopodal przycupnęła kienesa - karaimska świątynia. Stary adapter grał przedwojenne polskie tanga. Tańczyli starzy ludzie - jeden z miejscowych obchodził urodziny. Było trochę smutno, nostalgicznie i bardzo polsko. Nasi Karaimi nie mieli własnych tańców, krymską kajtarmę dawno zapomnieli, a jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego wieku był wśród nich popularny lancier, przywieziony na Litwę przez... napoleońskich żołnierzy.
Właściciel restauracji opowiadał o młodych ludziach wyjeżdżających na Krym w poszukiwaniu żon. O innych, którzy po szczęście wyjechali do Izraela, dokąd powiodło ich pokrewieństwo karaimskiej religii z judaizmem.
Podobno w polskiej literaturze nie można znaleźć negatywnych sądów o Karaimach. W 1789 roku przeprowadzono w Łucku lustrację. W sprawozdaniu z niej można przeczytać: „Liczba Karaimów niewielka w nawykłej sobie zachowuje się spokojności. Gdyby ich ilość była większa, miasto i społeczność nie szkodowałoby”.
W 1807 roku ukazała się pierwsza polska praca o Karaimach „Rozprawa o Żydach i Karaitach”. Jej autor, Tadeusz Czacki, pisze, iż przez czterysta lat nie zanotowano popełnionej przez nich zbrodni, nieprzekupni, trudniący się drobnym handlem „w pracy rąk szukają funduszu do życia”.
Skąd wzięli się na Litwie ci niezwykli ludzie? Oni sami twierdzili, iż wywodzą się od biblijnego króla Dawida, ba, nawet od Adama i Ewy. Uważali, że tylko oni wierni są Biblii, dlatego nazywali siebie Bene Mikra - Synowie Zakonu. Długo używali w nazwiskach semickiego ben, syn, na przykład Józef ben Szemuel. Z czasem nazwiska spolonizowały się, a końcówka „icz” zastąpiła w nich „ben”.
Podobno na Litwę w roku 1397 sprowadził ich z Krymu książę Witold. Blisko 400 karaimskich rodzin osiadło w wielu miejscowościach wzdłuż granicy z Zakonem, później w większych grodach.
Ich religia wywodzi się z judaizmu, chociaż etnicznie oni sami nie mają nic wspólnego z Żydami, podobnie jak bliscy im Chazarowie, którzy w VII wieku założyli własne państwo w dolnym biegu Wołgi. Więcej - Karaimi, prawdopodobnie tureckiego pochodzenia, nie znosili Żydów.
Po części obawiali się, że będą z nimi utożsamiani, a więc oskarżani o bogobójstwo. Oprócz tego dzieliła ich stara - trwająca od VIII wieku ! - niechęć, która narodziła się w czasach, gdy karaimizm zaczął wyodrębniać się z judaizmu. Przetrwali wiele, zachowując swoją odrębność - panowanie Złotej Ordy na Krymie (ba, mieli tam nawet ufortyfikowane miasteczko Czufut Kale), setki lat bytowania wśród Polaków i Litwinów.