„Na kasie” zarobki lepsze niż w urzędzie
Najniższa krajowa to wciąż najpopularniejsza stawka dla pracowników handlu. Coraz częściej jednak sieci deklarują, że są gotowe płacić więcej, minimum 2550 zł.
Wczorajszy przegląd ofert pracy w opolskich pośredniakach dla kogoś, kto szuka zatrudnienia w charakterze sprzedawcy, na pierwszy rzut oka nie napawa optymizmem. 2000 zł brutto, czyli wymagane prawem minimum, to najpopularniejsza propozycja opolskich pracodawców. Z przejrzanych przez nas anonsów wynika, że pracodawcy nie szukają pracowników specjalnie wykształconych - gotowi są przyjąć nawet absolwentów gimnazjum, ale wymagają pracy na zmiany (np. w godz. 6-14 i 13-21), w branży spożywczej także aktualnej książeczki sanepidowskiej, mile widziane jest doświadczenie. Jedyna wypatrzona przez nas oferta - perełka pod względem wynagrodzenia - to 2500-5000 zł brutto dla sprzedawcy sprzętu audiowizualnego z wykształceniem co najmniej średnim ogólnokształcącym.
Na tym tle informacja jednej z sieci handlowych, że od marca pracownikom rozpoczynającym w niej pracę gotowa jest płacić co najmniej 2550 zł brutto, a nawet 3300 zł jest pozytywnie zaskakująca. Co więcej, przedstawiciele biura prasowego Lidla, bo o nim mowa, zapewniają nas, że takie wynagrodzenie są gotowi zaoferować także na Opolszczyźnie, a nie np. tylko na Mazowszu, gdzie średnia płaca jest wyższe niż w naszym regionie.
Sieci handlowe dotychczas chętniej zwalniały i dodawały pracy pozostałej załodze
- Pensje wzrosną średnio o 9 procent. Pracownicy sklepów, rozpoczynający pracę, otrzymają od 150-500 zł więcej niż w ubiegłym roku - podają w komunikacie przedstawiciele Lidla. Deklarują też docenianie pracowników dodatkowymi świadczeniami i stworzenie w tym roku kilkuset miejsc pracy. Lidl już w ubiegłym roku podnosił wynagrodzenia pracownikom, podobnie jak Biedronka czy Tesco.
W tym roku decyzję o podwyżkach podjął także Kaufland. Jak podaje portal wp.pl od marca wynagrodzenie zasadnicze wzrośnie tam do 2600 zł brutto. Pracownicy z półrocznym doświadczeniem zarobią 2700 zł, z rocznym - 2800 zł, a z 2-letnim - 2900 zł brutto. Dla porównania początkujący urzędnik w naszym regionie zarabia 2400-2500 zł brutto. - Coraz częściej słyszę od koleżanek, że bardziej opłaca się pracować na kasie - mówi nam jeden z opolskich urzędników.
Właścicielom sklepów brakuje rąk do pracy. Dlatego decydują się na podwyżki i bonusy
Przed rokiem na podwyżki zdecydowała się m.in. Biedronka i Tesco. Jeronimo Martins Polska, właściciel sieci Biedronka, poinformowało nto, że zatrudnia obecnie ponad 56 000 osób w oparciu o umowy o pracę i jest największym prywatnym pracodawcą w Polsce.
- W 2016 r. Biedronka dwukrotnie podniosła wysokość najniższego wynagrodzenia pracowników rozpoczynających pracę na pełen etat, utrzymując je na poziomie wyższym niż minimalna pensja w kraju. Pierwsza podwyżka obowiązywała od kwietnia, a druga od października ub.r. Obecnie najniższe wynagrodzenie, czyli pensja dla rozpoczynających pracę w sklepach Biedronka, na stanowisku sprzedawca-kasjer, wynosi 2300 zł brutto1. W miarę wydłużania się stażu pracy wynagrodzenie sprzedawcy-kasjera wzrasta – po trzech latach najniższe wynagrodzenie wynosi 2600 zł. Pracownicy sklepów są ponadto objęci systemem premii miesięcznych - informuje biuro prasowe sieci.
W wyniku podwyżki, od października ub.r. wzrosły także pensje pracowników w centrach dystrybucyjnych sieci Biedronka. Najniższe wynagrodzenie oferowane osobom rozpoczynającym pracę na stanowisku magazyniera wzrosło do 2700 złotych brutto, a po trzech latach pracy wynosi 3150 złotych brutto.
Przedstawiciele Biedronki podkreślają też, że oferują dodatki pozapłacowe: m.in. coroczne badania profilaktyczne, paczki okolicznościowe dla pracowników i ich dzieci, w tym wyprawki dla noworodków i pierwszoklasistów. Firma wspiera także m.in. pracowników, których dzieci borykają się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Pomoc przyznawana jest w formie refundacji kosztów leków, sprzętu rehabilitacyjnego, operacji, wizyt lekarskich, usług medycznych, terapii czy rehabilitacji
I pracowników, i związkowców cieszy, że wynagrodzenia w handlu rosną. - To ciężka praca, w świątek i piątek, często stresująca - podkreślają.
Pracownicy sieci Lidl od marca mają zarabiać od 2550 zł do 3800 zł brutto, w zależności od stażu pracy, menedżerowie: od 4400 do 6800 zł brutto, pracownicy magazynów: od 2850 zł do 4000 zł brutto (komisjonerzy), 3600 - 4200 zł brutto i więcej (operatorzy wózków), 4000 - 4800 zł brutto (dysponenci nocni).
Anna Durzyńska, dyrektor personalny Lidl Polska dodaje, że pracownicy są objęci bezpłatną, prywatną opieką medyczną, mogą też przystąpić na preferencyjnych warunkach do ubezpieczenia medycznego i grupowego wraz z rodziną, otrzymują również bony i paczki świąteczne oraz bony okolicznościowe. W 2016 r. na bony podarunkowe firma przeznaczyła 14,5 mln zł.
Patryk Kosela, rzecznik prasowy związkowców „Sierpnia 80” przyznaje, że presja wynikająca z braku rąk do pracy w handlu, cieszy, bo za nią idą podwyżki. - Biorąc jednak pod uwagę obowiązki nakładane na pracowników tej branży, wynagrodzenia nadal są niskie - ocenia.
Pani Marianna (imię zmienione) pracuje w dużym opolskim sklepie sieciowym na 3/4 etatu. Jej miesięczna pensja, w zależności od liczby przepracowanych dni, wynosi 1650-1750 zł na rękę. - Wystarcza na zapłacenie rachunków i śniadania. Dobrze, że jest w domu druga pensja, bo z mojej nie mogłabym przeżyć - komentuje i dodaje, że wielu jej znajomych pracuje w handlu na dwa fronty, żeby związać koniec z końcem: do południa siedzą za kasą „na etacie”, po południu rozkładają towar na „umowę - zlecenie”.
Pani Aneta ma za sobą doświadczenie pracy w kilku sieciach handlowych: - W jednej zarabiałam niewiele więcej niż minimalną krajową jako zastępca kierownika. Do moich obowiązków należały nie tylko rozliczenia czy zamawianie towarów, ale też obsługa kasy, a nawet sprzątanie sklepu.
- Pracodawca tnie koszty. Jak ktoś odchodzi, etat jest wygaszany. Obowiązki przejmuje reszta załogi. Nawet jeśli dostają za to jakieś pieniądze, to na pewno nie drugą pensję - mówi nam pani Barbara.
Sebastian Koćwin, przewodniczących OPZZ w Opolu zauważa, że trudno zweryfikować, jakie są rzeczywiste wynagrodzenia i warunki pracy w sieciach handlowych, bo w części nie działają związki zawodowe. Po tym jak w Lidlu zwolniono dyscyplinarnie szefową „S”, nikt nie zdecydował się na kontynuację działalności. - Do związków w handlu należy zaledwie 2 proc. Firmy nie są temu przychylne, a ludzie boją się o pracę - mówi Koćwin.