Może nas zalać wielka woda, ale wiadomo, gdzie uciekać

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapala
Marek Weckwerth

Może nas zalać wielka woda, ale wiadomo, gdzie uciekać

Marek Weckwerth

Plany powodziowe poprawią bezpieczeństwo w naszym regionie i ułatwią sporządzenie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego nad Wisłą i jej dopływami.

Ostatnia powódź na Wiśle (największa od 160 lat) wydarzyła się w 2010 roku i spowodowała straty szacowane na 12 mld zł. Na skutek pęknięcia wałów w Świniarach koło Płocka woda nie wyrządziła większych zniszczeń na Kujawach i Pomorzu, ale zalała m.in. toruńskie bulwary i dzielnicę Kaszczorek, w Bydgoszczy - niżej położone ulice starego Fordonu, a cofka na Brdzie spowodowała zalanie bulwarów w centrum miasta. Z zagrożonych miejscowości między Włocławkiem a Unisławiem ewakuowano setki mieszkańców.

Powodzie są żywiołem, z którym człowiek nie jest w stanie walczyć, a jedynie ograniczać i likwidować jego skutki.

Co nam zaleje?

Teraz wiadomo już dokładnie, co mogą spowodować kolejne powodzie, gdzie może pojawić się woda. Dla całej Polski sporządzono bowiem mapy i plany zagrożenia ryzykiem powodziowym, które są końcowym (czwartym) dokumentem planistycznym wymaganym Dyrektywą Powodziową Parlamentu Europejskiego z 2007 roku.

Teraz wiadomo, gdzie dokładnie istnieje ryzyko podtopienia i gdzie nie należy budować domów czy innej infrastruktury.
infografika mow Ryzyko powodziowe w województwie.

W Regionie Wodnym Dolnej Wisły wyznaczono 53 obszary narażone na niebezpieczeństwo powodzi o łącznej powierzchni 3 674 km kwadratowych. Negatywne konsekwencje dla życia i zdrowia ludzi, środowiska, dziedzictwa kulturowego oraz działalności gospodarczej mogą wystąpić w przypadku wystąpienia powodzi m.in. na Wiśle, Brdzie, Wdzie, Drwęcy, Osie, Tążynie, a także na Noteci.

- Te mapy podniosą bezpieczeństwo, bo ujęto na nich nie tylko strefy zalewowe w razie tak zwanej wody 10-, 100- i 500-letniej, ich głębokość, ale też wielkość i szybkość przepływu wody w poszczególnych strefach oraz stan wałów przeciwpowodziowych - wyjaśnia Stanisław Wroński, członek Komitetu Sterującego Regionu Wodnego Dolnej Wisły (komitet wyznacza najważniejsze cele i określa priorytety w zadaniach przeciwpowodziowych w danym regionie wodnym. Wroński jest także pełnomocnikiem marszałka województwa kujawsko-pomorskiego ds. dróg wodnych). - Wielkość i szybkość przepływu mają podstawowe znaczenie dla określenia zagrożenia, bo im więcej jest wody i im szybciej płynie, tym ma większą energię i powoduje większe zniszczenia.

W przygotowanym przez poprzednią ekipę rządzącą projekcie ustawy Prawo wodne napisano, że na podstawie map ryzyka powodziowego mają zostać zmienione gminne plany miejscowego zagospodarowania przestrzennego, a gminy będą na to miały 30 miesięcy i będą musiały to zrobić na własny koszt. Nie określono jednak sankcji za niewywiązanie się z zadania. Nie określono, kto miałby płacić inwestorom za zmiany w planach inwestycyjnych. Stary parlament nie zajął się nowelizacją Prawa wodnego, zatem sprawa jest otwarta. Także otwarte jest to, gdzie zlokalizowany będzie Zarząd Dorzecza Wisły, który była premier Ewa Kopacz chciała ustanowić w Bydgoszczy.

- Pozytywem jest to, że teraz wiadomo, gdzie dokładnie istnieje ryzyko podtopienia i gdzie nie należy budować domów czy innej infrastruktury - kontynuuje Wroński. - Zatem w planach miejscowego zagospodarowania powinno się szczegółowo określić, że na danym terenie nie można na przykład budować domu z piwnicą, bo jest ryzyko jej zalania. A jeśli inwestor chciałby jednak wybudować piwnicę, to wyłącznie na własne ryzyko.

W planach zarządzania ryzykiem powodziowym uwzględniono sposoby prognozowania powodzi i wczesnego ostrzegania.

A drzewa rosną

- Z technicznego punktu widzenia mapy wykonano bardzo dobrze. Wykorzystano między innymi zdjęcia lotnicze i satelitarne. Ale nie uwzględniono na mapach skupisk drzew i krzaków rosnących na równinie zalewowej, które są czynnikiem hamującym przepływ wody i piętrzącym ją - żali się prof. Zygmunt Babiński, hydrolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.

- To oczywiście rodzi duże zagrożenie dla bezpieczeństwa powodziowego. Drzewa i krzewy występują na równinie zalewowej między wałami tylko w Polsce. W Niemczech, innych krajach zachodnich, a nawet w europejskiej części Rosji są wycinane, by nie powodować tego ryzyka. U nas od bezpieczeństwa ważniejsza jest ekologia.

Naukowiec porównuje tę zieleń do ości tkwiącej w przełyku człowieka konsumującego rybę. Dopóki się jej nie usunie, odczuwa się ból. Rzeka też na swój sposób odczuwa ból i burzy się w takich miejscach. W efekcie spiętrzona woda może rozmyć wały i zalać całą równinę. Niebezpieczeństwo potęguje się, gdy mamy do czynienia z wezbraniami wczesnowiosennymi, gdy z nurtem płyną ogromne ilości kry i zawieszają się na drzewach.

Marek Weckwerth

Dziennikarz "Gazety Pomorskiej" specjalizujący się tematyce bezpieczeństwa ruchu drogowego, transportu, gospodarki oraz turystyki i krajoznawstwa. Zainteresowania: turystyka, rekreacja i sport, kajakarstwo, historia, polityka. Instruktor, komandor spływów i wypraw kajakowych, autor podręczników dla kajakarzy i setek artykułów prasowych z tego zakresu. Rekordzista Polski w pływaniu kajakiem rzekami pod prąd od ujścia do źródła. Magister nauk politycznych po uczelniach w Poznaniu i Bydgoszczy.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.