Mniej rozwodów? W pandemii mniej Polek i Polaków składa pozwy rozwodowe. Ale może zaraz się zacząć
Pandemia w wielu miejscach na świecie przyspieszyła trend rozwodowy. We Włoszech nawet o 60 proc. Polacy rzadziej chcą się rozstawać, bo – jak podaje GUS – w 2020 r. rozwodów u nas było znacznie mniej niż w poprzednich latach. Ale czy to nie cisza przed burzą?
Dane Eurostatu pokazują, że w ostatnich latach w Europie rozwodzi się coraz więcej osób. Pandemia tylko uwydatniła ten trend. Powód? Pary zaczęły spędzać znacznie więcej czasu razem. – Zamknięcie w jednym miejscu nie dawało niezbędnego dla wielu „wentyla bezpieczeństwa” w postaci wyjść do pracy czy innych aktywności bez obecności partnera. Małe sprawy urastały do rangi problemów nie do rozwiązania, które dodatkowo pogłębiały stare rany. Nie można zapominać też o czynniku gospodarczym. Ludzie tracili pracę, zamykano ich biznesy. Zaczęły nawarstwiać się problemy natury psychicznej, nastąpiła eskalacja domowej przemocy – tłumaczy Marek Czyżewski, wspólnik punktów mediacyjnych Nowy-Etap.pl.
W Wielkiej Brytanii było ok. 8 proc. więcej petycji rozwodowych, co może sugerować, że samych rozwodów również będzie więcej. I to kobiety w roku epidemicznym częściej inicjowały rozwody. To wzrost z 60 proc. do 76 proc. W wywiadzie dla stacji BBC, Carly Kinch z brytyjskiej kancelarii Stewarts zaznacza, że to nie 2020 r. może być rekordowy w kwestii rozwodów, a kolejny – już po zakończeniu lockdownu. Dlaczego ludzie mogą rozstawać się częściej dopiero w kolejnych miesiącach? Zdaniem Kinch niektórzy na tyle obawiali się samotności, że wybrali trwanie w związku. Po zniesieniu obostrzeń mogą już… zacząć randkować. Część partnerów nie chciało też rozbijać swoich związków w momencie choroby czy utraty pracy przez współmałżonka, a gdy sytuacja się uspokoiła mogą już nie odwlekać nieuniknionego.
W USA do tej pory aż 90 proc. spraw rozwodowych rozstrzygano w sposób ugodowy. Ten wskaźnik w okresie pandemii wzrósł aż do 98 proc. Wynikało to m.in. z utrudnionego dostępu do postępowań sądowych.
Co trzecie małżeństwo
Chiny również przeżywają falę rozwodów. Mimo że władze znacznie utrudniły procedurę rozwodową. Z Kraju Środka płyną jednak również i pozytywne wieści w kontekście utrzymania trwałości małżeństwa. W latach 2002-2003 w Hongkongu przepytano część mieszkańców, którzy przeżyli epidemię Sars. Rok po wydarzeniach nadal utrzymywał się u nich podwyższony poziom stresu, więcej osób zachorowało na depresję i cierpiało na inne choroby o podłożu psychicznym. Jednak aż 60 proc. ankietowanych stwierdziło, że chciałoby jeszcze bardziej wzmocnić relację z rodziną i przyjaciółmi i zdecydowanie bardziej zależy im na uczuciach członków rodziny.
W Polsce przed pandemią – według danych Eurostatu - rozstawało ok. co trzecie małżeństwo. Trend z roku na rok był zwyżkowy. W lutym Główny Urząd Statystyczny podał, że w minionym roku rozwiodło się około 51 tysięcy par małżeńskich, czyli o około 14 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Trzykrotnie częściej rozwodzili się mieszkańcy miast niż wsi.
W Polsce zanotowano również znaczny spadek separacji – z ok. 1500 w 2019 r. do zaledwie 700 w minionym, epidemicznym roku.
- Zauważalne w 2020 r. spadki w liczbie orzeczonych rozwodów i separacji mogą wynikać między innymi z ograniczeń i restrykcji wdrażanych w związku z COVID-19, w tym obostrzeń sanitarnych (dotyczących organizacji ślubów i wesel) oraz czasowo ograniczanej działalności sądów, a tym samym z odwoływania rozpraw rozwodowych i o separację – komentuje Czyżewski. - W ostatnich miesiącach korzystanie z pomocy mediatora było utrudnione, a coraz więcej par się na to decyduje. Ludzie planujący rozwód często chcą spotkać się też najpierw z agentem, aby oszacować wartość swoich nieruchomości. Nierzadko chcą też skonsultować się z psychologiem. O to wszystko w 2020 r. było zdecydowanie trudniej.
Psycholog dr Marek Osmański uważa, że przyczyny mniejszej liczby rozwodów w Polsce wydają się bardziej zewnętrzne i niezależne, wynikające z ograniczeń w pandemii.
- Trudno mi tu formułować jakieś adekwatne wyjaśnienie psychologiczne - może poza takim, że czas pandemii skłaniał do większej koncentracji na kwestiach ściśle indywidualnych, jak troska o utrzymanie pracy czy ochrona przed zarażeniem i w związku z tym unikanie dodatkowego ryzyka związanego z kontaktami – mówi dr Osmański. - Stąd (potencjalnie) mniejsze zaangażowanie w rozwód. Trudno mi natomiast przyjąć, że konieczność dłuższego przebywania ze sobą pod jednym dachem w trakcie lockdownu zaowocowała polepszeniem interakcji małżeńskich. Przyczyny rozwodu są zazwyczaj głębsze i powstają w okresie wieloletnim. Małżonkowie, którzy podjęli już wstępną decyzję o rozwodzie, rzadko kiedy są w stanie sami na tyle polepszyć swoje relacje, by do rozwodu ostatecznie nie doszło. Jest to oczywiście możliwe, ale pod warunkiem dłuższej i systematycznej pracy, przy współudziale mediatora lub terapeuty, o co w czasie ograniczeń pandemicznych było niezwykle trudno.
Zmiana pokoleniowa
Socjolożka z UJ, prof. Magdalena Szpunar przypomina, że od dwudziestu lat liczba rozwodów w Polsce utrzymuje się na poziomie około 60 tysięcy rocznie. I jest to tendencja wzrostowa. Do najczęstszych przyczyn rozwodów niezmiennie należy niezgodność charakterów, brak wierności małżeńskiej, nadużywanie alkoholu, nieco rzadziej przyczyną jest dłuższa nieobecność któregoś z małżonków, różnice światopoglądowe oraz niedobór w kwestii seksualnej. Czterokrotnie częściej rozwody są orzekane z winy męża.
- Pandemia obnażyła i zintensyfikowała trudności małżeńskie oraz rodzinne związane z izolacją, koniecznością łączenia wielu ról społecznych, opieką nad dziećmi, pracą zdalną, a nierzadko utratą pracy i wiążącą się z tym utratą płynności finansowej – tłumaczy prof. Szpunar. - To bardzo poważne wyzwania dla związków, z którymi wiele par sobie nie poradziło. Potrzeba mierzenia się z nową sytuacją, poszukiwanie strategii zaradczych, radzenie sobie z niepewnością, ale przede wszystkim egzystencjalną bieżączką spowodowało, że wiele małżeństw, choć funkcjonowało źle lub bardzo źle odłożyło decyzję o rozwodzie na czas postpandemiczny. Choć statystyki demograficzne wskazują na spadki w tym zakresie, takiego potwierdzenia trudno się doszukiwać na przykład u terapeutów par, którzy deklarują wzmożone zainteresowanie ich usługami w czasie pandemii. Spadku liczby rozwodów i separacji należy doszukiwać się także w samym systemie orzecznictwa. Prawnicy zajmujący się sprawami rozwodowymi zwracają uwagę, iż procedowanie tego typu spraw w sądach jeszcze bardziej się wydłużyło, w porównaniu do okresu przed pandemią.
Prof. Szpunar odnotowywanego w statystykach spadku liczby rozwodów i separacji orzeczonych w 2020 r. nie łączy z jakąś nagłą i czasową poprawą relacji małżeńskich. Statystyki nie uwzględniają tego, co trudno uchwycić empirycznie.
- Nie odzwierciedlają one rodzinnych tragedii, dramatycznych decyzji, które łączą się z wyborem tak zwanego mniejszego zła – zauważa prof. Szpunar. - Kobiety i mężczyźni latami tkwią w przemocowych związkach, uwięzieni w sztywnych gorsetach konwenansów rodzinnych, zwyczajowych, społecznych i religijnych, nie pozwalając sobie na uwolnienie się od patologicznych relacji, które są destrukcyjne nie tylko dla samych małżonków, ale i dzieci w takich związkach. Potwierdzają to statystyki, które wyraźnie pokazują, że jeśli w ogóle dochodzi do rozwodów w małżeństwach wielodzietnych, to sytuacja ta ma miejsce bardzo rzadko.
Socjolożka zwraca uwagę na widoczne zmiany pokoleniowe i mentalnościowe w podejściu do instytucji małżeństwa. Dla młodych nie jest już ono tak atrakcyjną i powszechnie obowiązującą formą funkcjonowania związku. Bardzo często deklarują oni brak potrzeby formalizowania relacji intymnych, a poczucie szczęścia niekoniecznie w ich przypadku łączy się z długim trwaniem relacji.
- Odrzucają oni mit „do grobowej deski” – dodaje prof. Szpunar. - Co sprzyja temu, że nawet niewielkie trudności stają się często powodem do zakończenia związku aniżeli pracy nad nim, sprawiając, że decyzje o rozstaniu stają się nieprzemyślane i przedwczesne.