Mnie tak naprawdę najlepiej wychodzą muzyczne przyjaźnie
Co u Pana słychać? Krzysztof Trebunia-Tutka
Trebunie-Tutki zawsze zaskakiwali nietypowymi kooperacjami muzycznymi. I niedawno nagraliście płytę z gruzińskim zespołem Urmuli. Czego możemy się po niej spodziewać?
„Duch gór” to hołd złożony tradycji i przodkom, ale wiele rozwiązań muzycznych z płyty bliskich jest awangardzie world music. Komponując nowe utwory, trzymałem się źródeł - skali, instrumentarium, wielogłosowości. Przestudiowałem jednak też bardzo dokładnie dorobek muzyczny Urmuli, wybierając to, co najbardziej kaukaskie, a zarazem bliskie Podhalu. Nasz album zaistniał już na listach najlepszych płyt muzyki świata. Prestiżowa Transworld Music Charts odnotowała go na 16. miejscu w grudniu wśród najlepszych artystów tego nurtu z całego świata. „Ducha gór” prezentowały też radia w wielu krajach europejskich, w USA, a nawet w Australii. Płyta dostępna jest bowiem nie tylko w Polsce, ale i w Belgii, Holandii i Luksemburgu.
W zeszłym roku zagraliście w Krakowie z grupą Voo Voo koncert „Polonia Minor”. To znaczy, że możemy się spodziewać drugiej wspólnej płyty zespołu Trebunie-Tutki i Voo Voo?
Wszystko wskazuje na to, że „Polonia Minor” to nowy rozdział naszej współpracy. Wojciech Waglewski czuje i rozumie muzykę regionów górskich, dorastał przecież w Nowym Sączu, jest naszym sąsiadem, Lachem! Zgadzamy się w fascynacjach galicyjskim bogactwem stylów, harmonii i rytmów, jako cennym źródłem inspiracji. Jeszcze przed wojną żyli tu obok siebie i z sobą: Górale, Rusini, Lachy, Krakowiacy, Żydzi i Cyganie, wzajemnie się przenikając i dopełniając. Tworząc nowe utwory, nawiązywałem do wielokulturowej Małopolski, stąd „Polonia Minor”, tytuł zasugerowany przez naszą menedżer Anitę. Na pewno sfinalizujemy tę współpracę z Voo Voo płytą, ale nie wcześniej niż w drugiej połowie roku.
Występujesz też z Tymonem Tymańskim. Skąd pomysł na spotkanie muzyków z tak odmiennych światów?
To przedziwne połączenie zrodziło się podczas naszego pierwszego spotkania przy okazji telewizyjnego cyklu „Szlakiem Kolberga”. Zaiskrzyło, choć przyznaję, że takiego Tymona się nie spodziewałem. Zaskoczył mnie połączeniem muzycznego szaleństwa z niespotykaną wrażliwością. Zagraliśmy wiele koncertów, a każdy przyniósł coś nowego, co chyba udało nam się uchwycić podczas nagrań. Powstała muzyka nieoczywista. Słychać w niej etno, rocka, alternatywę i jazz. Płyta „Zbójnickie” czeka już gotowa na wydanie.
Trebunie-Tutki wędrują z góralską muzyką po całym świecie. Gdzie w najbliższym czasie planujecie zagrać?
Wiosną ruszamy z „Duchem gór” na europejskie festiwale i sceny world music. Zawitamy do Gruzji, ojczyzny naszych przyjaciół z Urmuli. A Trebunie-Tutki „solo” wkrótce można będzie zobaczyć m.in. w Warszawie i w Szczecinie. Zdradzę też, że latem szykujemy niespodziankę polsko-gruzińską w Krakowie. Wypatrujcie nas na najważniejszym festiwalu muzyki etnicznej w mieście!
Właśnie na ekrany kin wszedł film „Po prostu przyjaźń”, gdzie debiutujesz na dużym ekranie. To wstęp do aktorskiej kariery?
(śmiech) To nie debiut, mam już za sobą kilka epizodów, m.in. w „Girl Guide” Juliusza Machulskiego, w „Historii filozofii po góralsku wg Tischnera” czy w programach rozrywkowych w czasach, kiedy dobra rozrywka była częścią kultury popularnej. Mój humorystyczny epizod i fragment utworu z płyty „Songs of Glory” Trebuniów z Twinkle Brothers to góralskie akcenty w filmie, który traktuje o przyjaźni. Mnie najlepiej wychodzą przyjaźnie muzyczne, może stąd skojarzenie twórców?
Trebunie -Tutki to zespół rodzinny. Teraz kolejne pokolenie rwie się do góralskiej muzyki.
Obaj moi synowie - Marcin i Jaś - już nieźle muzykują, a córka Ania, która także kultywuje tradycje góralskie, studiuje na Akademii Muzycznej w klasie skrzypiec. Przez wiele lat wspierali mnie jako Małe Trebunie-Tutki, a dziś grają również w mojej kapeli Śleboda. Muzyka towarzyszy im od dziecka. Jestem szczęśliwy, że każde z nich ma już swoje sukcesy, ale też inne pasje. Łączy ich jednak zamiłowanie do góralszczyzny. Niczego innego się nie spodziewałem!