Wojciech Fibak, były prezydent Gorzowa, lektor filmowy i aktor. Panowie spotkali się pod Zieloną Górą na urodzinowej imprezie. Jej królem był biznesmen, który wie, jak zarobić milion w Rosji - Mieczysław Więckowicz.
Mieczysław Więckowicz. Kiedyś koszykarz (reprezentacji Polski), później dziennikarz (długo „Gazety Lubuskiej”), dziś biznesmen. - Ale przede wszystkim król życia - zdradzili znajomi.
Po królewsku świętował więc swoje urodziny w dworku pod Zieloną Górą. Wcześniej poprosił jednak swoich gości, aby pieniądze - zamiast na kwiaty - wydali na akcję charytatywną Caritasu, którą wspieraliśmy jako „Gazeta Lubuska”. Chcieliśmy mu za to podziękować. Ale ponieważ Mieczysław Więckowicz w Zielonej Górze bywa rzadko (mieszka we Lwowie, na Teneryfie albo w Londynie), postanowiliśmy wręczyć mu podziękowania właśnie podczas jego urodzin. I tym sposobem trafiliśmy na imprezę na 100 osób, o jakiej goście będą wnukom opowiadać.
Do środka weszliśmy po czerwonym dywanie. Na fasadzie dworku odbywał się pokaz laserów. Z lampką szampana Moet&Chandon poszliśmy na... ściankę. - To pomysł mojej córki Oli, żebym z każdym z gości zrobił sobie zdjęcie, jak celebryta, właśnie na ściance - śmiał się jubilat. - Te piękne dekoracje to też jej pomysł.
Siedzieliśmy przy stoliku w zacnym składzie: senator i były prezes zielonogórskiego klubu żużlowego Robert Dowhan (Więckowicz bywał sponsorem klubu), dyrektor teatru w Gorzowie Jan Tomaszewicz (mój przyrodni brat - powiedział o nim jubilat), aktor Emilian Kamiński (szaloną popularność przyniosła mu rola malarza w ekranizacji powieści „Szaleństwa Panny Ewy”) oraz Wojciech Fibak.
Zdradźmy, że nasz najsłynniejszy tenisista, a obecnie między innymi kolekcjoner obrazów, miał efektowne wejście. Fibak wkroczył z dużym prezentem. Odpakowywał go, dozując napięcie. Gdy opadł papier, zobaczyliśmy dzieło z serii „Przebiegi” Jerzego Kałuckiego. To malarz nazywany drugim Fangorem. A z kolei Fangor to artysta, którego ceny za obrazy osiągnęły magiczną granicę miliona złotych. Kałucki „chodzi” po około 45 tysięcy złotych. Jeszcze po tyle...
Dało się podbić Rosję
Zauważyliśmy jednak, że wzruszony jubilat spoglądał również na inny prezent - od swoich współpracowników. Wiedząc, że kolekcjonuje obrazy i lubi realistyczne malarstwo, podarowali mu olbrzymie dzieło pędzla Kossaka. - Przedstawia Napoleona - opisywali w uczuciowym wystąpieniu. - Tyle że jemu nie udało się podbić Rosji. Ty to zrobiłeś.
Bo Mieczysław Więckowicz zarabia na wysyłkowej sprzedaży nasion i sadzonek, prowadząc działalność właśnie w krajach byłego Związku Radzieckiego. Choć stwierdzenie „prowadzi działalność” nie oddaje tego, co on na tamtych ziemiach zrobił. Bo naprawdę zbudował tam imperium. Wielokrotnie nagradzane w Rosji i na Ukrainie, także tytułami Firmy Roku. Firmy, która jest liderem w Europie Wschodniej, a w całej Europie drugą pod względem liczby klientów ogrodniczą firmą wysyłkową.
A jak już wyszło tak, że Więckowicz zarobił „trochę”, to stara się fajnie żyć, ale i realizować swoje pasje. Popytaliśmy: znany jest ze swojej działalności pozabiznesowej. Był na przykład producentem sztuki, którą wystawiał teatr Tomasza Karolaka.
Poszperaliśmy: sam jubilat też ma artystyczne ciągoty. I to jeszcze od polonistycznych studiów. Jako jeden z ówczesnych studentów zielonogórskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, którzy postanowił podczas bachanaliów zrobić coś z jajami, był członkiem Grupy Rogala. Miał to być zespół jednego dnia, ale żart tak im się spodobał, że grupa trwała i trwa. Poszła w country. Miała w składzie świetnych muzyków, między innymi... Tadeusza Jędrzejczaka (tak, tak, byłego prezydent Gorzowa) oraz Andrzeja Gajdę (znasz jego głos lektora filmowego). Oni też byli na urodzinach, gdzie wraz z innymi mieli dać koncert po latach. Wcześniej jednak pozowali nam do zdjęć. Żartując, że z tym występem to różnie może być, ale będzie dobrze: bo choć będzie w okolicach północy, to grupa zawsze była znana z country i z mocnych głów.
Jescze wcześniej jednak odczytano felieton Więckowicza. Bo swego czasu był dziennikarzem sportowym „Gazety Lubuskiej”. Znanym, cenionym i nagradzanym za felietony „Z bocznej trybuny”. A potem to już na dobre wciągnęły go wysyłkowe biznesy.
Ważniejsze niż pieniądze
Więckowicz wyznaje jednak, że za żadne pieniądze nie oddałby tego, że 36 razy jako reprezentant Polski juniorów w koszykówce mógł wychodzić na boisko w koszulce z orłem na piersi. W swojej karierze sportowej miał też epizod gorzowski (jako zawodniki Stilonu), ale pieniędzmi zasilał zielonogórską koszykówkę. Wspierał ją i po cichu (oficjalnie nie było wiadomo, kim jest tajemniczy, hojny sponsor), i z wielkim hukiem. Bo jak płacił, to wymagał wyników, a jak nie było wyników, były awantury. Więckowicz jako sponsor zielonogórskich koszykarzy do klubu przychodził i odchodził. I znowu wracał.
Sponsor cudownie ocalony
Najbardziej medialny był chyba ten powrót Więckowicza z 2012 roku jako sponsora... od śmierci cudownie ocalonego. Tłumaczył, że znów postanowił podzielić się z koszykarzami pieniędzmi, bo dostał znak z góry. Otóż zrezygnował z lotu małym samolotem, choć był już jedną nogą na pokładzie. Maszyna rozbiła się niedługo po starcie. Wszyscy zginęli... Więckowicz uznał, że skoro zrządzeniem losu nie stał się jedną z ofiar, musi zrobić coś dobrego. I wrócił wtedy do korzeni, czyli do koszykówki. Ale o pisaniu też nie zapomina. Swego czasu zapowiadał książkę swojego autorstwa pt. „Praszczaj, Stalin. Jak zarobić milion w Rosji”. I można mu wierzyć, że wie, jak zarobić nie tylko jeden milion, ale i więcej. Bo impreza urodzinowa była zorganizowana z takim rozmachem, że w ramach niespodzianki z minirecitalem wystąpił na przykład Stefano Terrazzino, włoski piosenkarz i tancerz, znany przede wszystkim z „Tańca z gwiazdami”.
W sumie dobrze trafił.