Mieszkańcy walczą z fermą indyczą
- Nie chcemy tutaj fermy indyczej. Jesteśmy wsią ukierunkowaną na turystykę - mówił Aleksander Bobowski. Inwestor na spotkaniu próbował przekonać mieszkańców Granic. Nie udało się.
W środę 27 kwietnia w niewielkiej miejscowości Granice (gmina Maszewo, powiat krośnieński) odbyło się spotkanie w świetlicy. Inwestor, który planuje postawienie na terenie wsi fermy indyczej, spotkał się z mieszkańcami oraz przedstawicielami urzędu. Nastawienie mieszkańców od początku było jasne. Wystarczyło spojrzeć na transparenty rozwieszone w świetlicy, mówiące o tym, żeby zablokować inwestycję, ponieważ Granice to wieś rozwijająca się pod kątem agroturystycznym.
Mieszkańcy późno dowiedzieli się o planowanej fermie i od razu głośno zaprotestowali. - Pewnie gdybyśmy nie zobaczyli na stronie internetowej informacji o pozytywnym raporcie środowiskowym, to byśmy się dowiedzieli o niej w momencie powstawania budynków - mówili.
Wydawało się, że droga dla inwestora jest otwarta
Zarówno sanepid jak i regionalny dyrektor ochrony środowiska wydali pozytywną opinię. Na drodze stanęli mieszkańcy, których inwestor próbował przekonać o nieszkodliwości fermy. - Jesteśmy normalną rodziną, która prowadzi działalność m.in. w zakresie hodowli indyków. Kupiliśmy działkę i chcemy ją po prostu zagospodarować zgodnie z jej przeznaczeniem (działka należała wcześniej do agencji mienia rolnego. Została sprzedana. Według studium, jest przeznaczona na inwestycje) mówiła pełnomocnik inwestora. - Specjalnie zakupiliśmy tak duży teren. Aż 10 hektarów. Wystarczyłoby 3,5. Chcemy jednak, żeby budynki były rozciągnięte i maksymalnie oddalone od granic działki. Oddziaływanie fermy zależy od jej prowadzenia. Inwestor otrzymał Odznakę Honorową Zasłużony dla Rolnictwa od ministra Sawickiego, co świadczy o prowadzeniu naszej działalności - podkreślała kobieta.
Mieszkańcy mieli wiele wątpliwości. Dopytywali o ilość miejsc pracy, o uciążliwy zapach, o pobór wody. Inwestor starał się rozwiać te wszystkie wątpliwości. - Zatrudnionych zostanie siedem osób na umowę o pracę. Będzie to nie tylko praca na fermie, potrzebujemy też pracowników w transporcie. Jeśli chodzi o zapach, to mieszkamy obok ferm i dokładamy wszelkich starań, żeby zapach nie był uciążliwy. W sprawie wody, to początkowo chcieliśmy podłączyć się do sieci. Dzięki temu koszty za wodę nie zwiększałyby się, co byłoby korzystne dla mieszkańców. Jednak słyszeliśmy o kłopotach z ciśnieniem wody i jesteśmy w stanie wybić własną studnię - wyjaśniała pełnomocnik punkt po punkcie. Nie przekonało to jednak mieszkańców.
Nikt nie chce tutaj fermy indyczej. Od lat rozwijamy się jako wieś agroturystyczna
- Brońmy się przed tą inwestycją rękami i nogami. Syn mieszka w Białkowie, gdzie jest ferma i mówił, jakie to jest na co dzień dokuczliwe - mówił były sołtys Władysław Karabat. Podobnie wypowiadał się Aleksander Bobowski, mieszkaniec Wrocławia, który zainwestował w Granice. - Nikt nie chce tutaj fermy indyczej. Od lat rozwijamy się jako wieś agroturystyczna. Do 2017 roku jestem w stanie ściągnąć siedmiu inwestorów, którzy wybudują tutaj domki jednorodzinne, ale pod warunkiem, że ferma nie powstanie. Ponadto w innych miejscowościach ludzie również walczą z tego typu inwestycjami - stwierdził. Stanisław Banik z Zielonej Góry zakupił już działkę i miał się wybudować, ale zastanawia się nad rezygnacją. - Nikt nie chce mieszkać koło fermy. Co ja mam z tym zrobić?_Przecież tej działki nawet nie sprzedam. Na pewno zmniejszyła się jej wartość - zauważył.
Wójt Dariusz Jarociński zaznaczył, że będzie stał po stronie mieszkańców i powoła biegłego, który oceni uciążliwość fermy indyczej. Do 6 maja będą trwały konsultacje w sprawie inwestycji.