Miastowi chcą mieszkać na wsiach, ale po miastowemu. Szturm na małe miejscowości wokół Bydgoszczy i Torunia

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal/zdjęcie ilustracyjne
Dorota Witt

Miastowi chcą mieszkać na wsiach, ale po miastowemu. Szturm na małe miejscowości wokół Bydgoszczy i Torunia

Dorota Witt

Mieszkańcy miast chcą w miastach pracować, w miastach uczyć swoje dzieci, ale wieczorami zaszywać się w domku z ogrodem pod miastem. W ciszy, spokoju, z sąsiadem na dystans. Żeby tylko była kanalizacja, gminny gaz i światłowód! Jak zmieniają się podmiejskie miejscowości, w których mieszczuchy najchętniej szukają swojego miejsca na ziemi? I jak wieś zmienia tych, którzy się do niej sprowadzili?

Przenoszenie się mieszczuchów na przedmieścia wyraźnie wpływa i na aglomeracje (gdzie w związku z tym rośnie średnia wieku mieszkańców, a więc ubywa wpływów z podatków, a przybywa wyzwań) i na peryferia (gdzie przybywa młodych - z miast, a ubywa wolnych miejsc na drodze i w przedszkolach).

Czego oczekują mieszczuchy?

Małgorzata Gut przez wiele lat zbierała wielkomiejskie doświadczenia na warszawskim blokowisku. Kiedy zamieniła je na... toruńskie blokowisko, nauczyła się dbać o balkonowe kwiaty. Następnym krokiem był dom z ogrodem, na wsi. W Osieku. Przeprowadzka na wieś wprowadziła rewolucję w jej życiu, bo musiała np., zrobić prawo jazdy, dotąd samochodu wcale nie potrzebowała. - Ale niewielka odległość od miasta wcale nie była podstawowym kryterium wyboru - mówi. - Osiek nie jest tak blisko Torunia, a mimo to dojazd komunikacją publiczną zajmuje mi mniej czasu niż przejazd z warszawskiego mieszkania do pracy w stolicy. Bardzo tu urokliwie, mam trzy minuty spacerem do lasu, tyle samo nad Wisłę, w pobliżu są dwa jeziora. Moim warunkiem była bliskość natury i dom wolnostojący, nie żaden szeregowiec czy bliźniak z paskiem trawnika zamiast ogrodu, a takie w Osieku też są. Blisko głównej drogi, sklepu, niemal miejskiej infrastruktury - to nie dla mnie. Sprowadzając się na wieś, wiedziałam, na co się piszę: na zapach, hałasy maszyn rolniczych, muchy, komary, szczekające psy. Akceptuję to i zdążyłam polubić.

Weronika Pruss da Cruz już przed pandemią sprowadziła się z rodziną na podbydgoską wieś (-A to sprawiło, że przetrwaliśmy lockdown przy zdrowych zmysłach - podkreśla). Jak się urządzili, mogliśmy podejrzeć w programie „Wielkie rodziny”, w którym wzięli udział. - Bałam się tej zmiany, bo jesteśmy rdzennymi mieszczuchami. Nie było nas stać na kupno mieszkania w Bydgoszczy, zwłaszcza czynszowego. Dom na wsi był wydatkiem na naszą kieszeń, na dodatek okazał się idealny jeśli chodzi o powierzchnię, układ pomieszczeń. Ogród dzielimy z sąsiadami, a to bardzo zbliża. Pomagamy sobie, polubiliśmy się. W mieście takich relacji z ludźmi zza ściany nie mieliśmy. Dojazdy do miasta, do pracy, na siłownię nie są problemem, zwłaszcza że zajmują mniej czasu niż kiedy mieszkaliśmy w Fordonie i też musieliśmy dojechać do centrum miasta, a wtedy do dyspozycji mieliśmy tylko jedną drogę, teraz do mojego domu mogę z Bydgoszczy dojechać kilkoma różnymi trasami. Cieszy mnie, że w małej społeczności wszędzie mam blisko: do przychodni, do przedszkola, do szkoły, sklepu. Zaskoczyła mnie gminna oferta edukacyjna na najwyższym poziomie, dzieci chodzą do mało licznych klas, mają świetnych pedagogów, a latem korzystają z bezpłatnych półkolonii. Jeśli miałabym na coś narzekać, to na to, że brakuje targu ze świeżymi owocami i warzywami i kiepski zasięg komórkowy, czasem słaby internet.

Co oferują peryferia?

Podbydgoska gmina Osielsko postawiła na rozwój budownictwa jednorodzinnego. Efekt? Na przestrzeni lat 1995-2010 liczba mieszkańców podwoiła się. Napływ mieszkańców to dla gminy sukces, który niesie wyzwania. - Wiąże się to z olbrzymią ilością zadań organizacyjnych i inwestycyjnych, które prowadzimy - mówi Maria Domańska, sekretarz gminy Osielsko. - Budowa i modernizacja szkół, przedszkoli, obiektów kultury, boisk i urządzeń sportowych, a także budowa nowych, przebudowa istniejących dróg dostosowanych do nowych potrzeb, uzupełnianie sieci ścieżek rowerowych, oświetlenia ulic, terenów zieleni, rozwijanie sieci infrastruktury technicznej, ochrony zdrowia, pomocy społecznej, oświaty, kultury, sportu i rekreacji utrzymanie infrastruktury technicznej oraz obsługi administracyjnej to tylko niektóre zadania, z którymi zmierzamy się w codziennej pracy w celu zaspokajania potrzeb mieszkańców. Nie byłoby to możliwe bez udziału naszych mieszkańców w postaci podatków, które w bardzo wymierny sposób zasilają budżet gminy.

Osielsko

Ale może Osielsko to tylko sypialnia Bydgoszczy? W gminie przekonują, że skoro rozwija się handel i usługi, tak nie jest.
- Świadczy o tym wskaźnik liczby zarejestrowanych w gminie podmiotów gospodarczych na 1000 mieszkańców. Pod tym względem Osielsko jest w czołówce co najmniej województwa. Niewielu naszych mieszkańców wozi swoje dzieci do szkól w Bydgoszczy i przedszkoli. Zauważamy wręcz proces odwrotny - mówi Maria Domańska.

Obrowo

W podtoruńskiej gminie Obrowo co rok przybywa około 500 - 600 mieszkańców. Każdy jest na wagę złota.
Starostwo Powiatowe w Toruniu przygotowało „Program Rozwoju Powiatu Toruńskiego na lata 2021 – 2030”. Przy okazji postawiono diagnozę sytuacji społeczno-gospodarczej tego obszaru, prowadzona w porównaniu do średnich wartości dla województwa i kraju.

Na tle innych gmin powiatu, Obrowo błyszczy. Ta gmina jest najczęściej wybierana jako miejsce do osiedlenia się. To tu najszybciej przyrasta liczba mieszkańców. Tu odnotowano najwyższy w powiecie odsetek dzieci objętych opieką żłobkową i jeden z najwyższych w powiecie odsetek dzieci objętych opieką przedszkolną. To tu mieszka więcej młodych niż seniorów.

- Raport potwierdza, że kierunek rozwoju wyznaczany od lat przez władze samorządowe gminy Obrowo, był właściwy. Podpowiada również, w jakim kierunku powinniśmy iść dalej – ocenia wójt gminy Obrowo, Andrzej Wieczyński. - Przewidujemy to. Stąd nasze ponadstandardowe wydatki na gminną edukację i opiekę przedszkolną oraz regularne, cykliczne przeznaczanie milionów złotych na inwestycje niewidoczne i mało spektakularne, jakimi są wodociągi i kanalizacja. Inwestycje te są motorem napędzającym rozwój gminy.

To, co do zamieszkania na terenie tej gminy (ale i pozostałych położonych na wschód od Torunia) może zniechęcić, to trasa, która trzeba byłoby pokonać jadąc do pracy w mieście - często zakorkowaną, niebezpieczną drogą krajową nr 10. - Dla naszej gminy alternatywą jest droga wojewódzka nr 258 Silno – Osiek nad Wisłą – Obrowo. Droga ta jest jednak w złym stanie technicznym, wąska, z ubytkami, źle oświetlona, nie ma poboczy oraz wystarczającej ilości przejść dla pieszych. Wójt Wieczyński wielokrotnie apelował do zarządcy o jej naprawę, ostatnio w kwietniu br. Niestety, nie otrzymaliśmy informacji o dacie jej remontu - mówi Magdalena Krzyżanowska, rzeczniczka gminy.

Dobrcz

Z podbydgoskiego Dobrcza dojazd do miasta jest nieco łatwiejszy.
- Jednym z głównych czynników decydujących o pojęciu decyzji o kupnie działki w gminie Dobrcz i w konsekwencji zamieszkaniu jest cena nieruchomości relatywnie niższa niż w gminie zlokalizowanej bliżej Bydgoszczy - różnica może wynieść w niektórych przypadkach nawet kilkaset złotych za metr kwadratowy - mówi Alicja Letkiewicz-Sulińska, sekretarz gminy Dobrcz.

Włodarzy cieszy, że gminę zauważają już nie tylko ci, którzy marzą o domku w otoczeniu lasów i jezior, ale i inwestorzy. - Rozwija się głównie handel, a branże budowlane: usługi murarskie, hydraulicy, stolarze, brukarze itp. Część nowych mieszkańców otwiera na terenie gminy własną działalność, np. przedszkola, gabinet stomatologiczny, biura rachunkowe, nauka języków obcych, zakłady fryzjerskie, gabinety kosmetyczne - wylicza Alicja Letkiewicz-Sulińska.

A wyzwania? Oczekiwania mieszkańców, czasem wielkomiejskie. Problemy? Są: konflikty sąsiedzkie, szczególnie z rolnikami.
- Część mieszkańców traktuje gminę jak sypialnię, ale widzimy również, że niektórzy aktywnie włączyli się w życie lokalnej społeczności, dla tych osób wybór wsi jest wyborem świadomym. Oznacza to, że posyłają swoje dzieci do naszych szkół, które oferują im komfortowe warunki nauki, wspaniałe otoczenie i dobrze wyposażone placówki. Jeżeli chodzi o pracę to jednak głównym rynkiem jest Bydgoszcz - mówi Alicja Letkiewicz-Sulińska.

Białe Błota

Wśród wyzwań coraz liczniejsza pod względem liczby mieszkańców gmina Białe Błota wymienia, m.in., konieczność rozbudowy bazy oświatowej. W ostatnich trzech latach wzrosła liczba dzieci, które rozpoczęły naukę w klasie pierwszej szkoły podstawowej, bardzo dużym zainteresowaniem cieszy się również wychowanie przedszkolne. - Rozbudowa Gminnego Przedszkola „Wróżka” w Białych Błotach w roku 2019 pozwoliła zwiększyć liczbę miejsc przedszkolnych z 288 do 314. Mimo to potrzeby są coraz większe. Dlatego gmina planuje budowę kolejnego przedszkola, które docelowo ma liczyć 15 oddziałów i móc przyjąć aż 375 dzieci, odciążając tym samym oddziały przedszkolne w szkołach podstawowych. Jeśli podjęte działania związane z opracowaniem projektu nowego przedszkola zakończą się sukcesem, jest szansa, że prace budowlane mogłyby ruszyć w 2022 r. O wysokim poziomie gminnych szkół świadczy również i to, że uczęszczają do nich także uczniowie mieszkający na stałe w Bydgoszczy, co stanowi wystarczającą rekomendację oferty edukacyjnej placówek oświatowych gminy Białe Błota - mówi Marek Synowiecki specjalista ds. polityki informacyjnej z gminy Białe Błota.

Kto zyskuje, a kto traci na tym, że coraz chętniej zamieniamy blokowisko w centrum miasta na domek z ogródkiem na przedmieściu? Rozmowa z prof. Danielą Szymańską z Wydziału Nauk o Ziemi UMK w Toruniu

Miastowi chcą mieszkać na wsiach, ale po miastowemu. Szturm na małe miejscowości wokół Bydgoszczy i Torunia
Sławomir Kowalski - By ograniczyć odpływ ludności z miast do stref podmiejskich, władze miast powinny rozwijać infrastrukturę usług publicznych i społecznych, budować tańsze mieszkania dla młodych, tworzyć zachęty finansowe dla przedsiębiorców - mówi prof. Daniela Szymańska.

Czy zmiana stylu życia i pracy, którą wymusiła pandemia, przyspieszyła znany już trend zamiany miejskiego blokowiska na domek z ogródkiem na przedmieściach?

Od kilku dekad obserwujemy w Polsce (a w krajach zachodnich znacznie dłużej) przenoszenie się mieszkańców miast na ich obrzeża oraz w ich strefy podmiejskie. Jest to związane z powszechną motoryzacją, zwiększeniem dostępności transportowej oraz ze stylem życia i chęcią bycia bliżej natury. Ten trend nazywamy suburbanizacją. Zainteresowanie zamieszkaniem na wsiach w strefach podmiejskich, nie maleje i dotyczy ono głównie miast dużych, ale w miastach powyżej 20 tysięcy proces ten również się obserwuje. Wszystko to sprawia, że w strukturze ludności Polski zmniejsza się udział mieszkańców miast (obecnie w miastach zamieszkuje 60,1 proc. ludności Polski – stan na maj 2021, w 2000 roku wskaźnik wynosił ok. 62 proc.). W dużych miastach zmniejsza się liczba ludności (poza kilkoma wyjątkami), rośnie w ich strefach podmiejskich. Mówimy o młodych pierścieniach dużych miast, bowiem to głównie ludzie młodzi (posiadający dzieci), kupują działki budowlane lub domki jednorodzinne (względnie w zabudowie szeregowej). Procesy suburbanizacji są jedną z głównych przyczyn zmniejszania się liczby ludności miast. Ale ten spadek liczby ludności nie musi być postrzegany jako zagrożenie gospodarcze dla miast, gdyż „suburbialna” ludność pozostaje z nimi nadal w silnych związkach funkcjonalnych. Ludzie w okresie pandemii chętnie brali kredyty hipoteczne na mieszkania, działki budowlane poza miastem (pomimo kryzysu), chcąc mieć więcej swojej przestrzeni, powszechnie kupują też ogródki działkowe w miastach.

Jak szybko ubywa mieszkańców miast naszego regionu?

Taka jest tendencja w wielu krajach rozwiniętych, w tym i w Polsce, to zarówno efekt suburbanizacji, jak i ujemnego przyrostu naturalnego. Jednakże w Toruniu spadek liczby mieszkańców jest znacznie wolniejszy niż w innych miastach, również w tych z naszego województwa. Na przykład w 2019 roku w Bydgoszczy przyrost naturalny wynosił –2,8 promila, saldo migracji: –2,8 promila, a roczny przyrost liczby ludności –5,7 promila; we Włocławku odpowiednio: –4,3 prom., –4,8 prom., –8,3 prom; w Grudziądzu: –3,0 prom.; –3,2 prom.; – 7,1 prom. Najwyższe wskaźniki odnotowano w Toruniu, bowiem przyrost naturalny wynosił –0,9 prom.; saldo migracji –1,8 prom., a roczny przyrost –3,1 prom. Toruń jest „źródłem” zasilania demograficznego” „dawcą ludności” dla gmin otaczających. W gminach podmiejskich Torunia z roku na rok zwiększa się liczba ludności. Na przykład w gminie Wielka Nieszawka w 2015 roku zamieszkiwało 4972 osób, zaś w kwietniu 2021 r już 5238 osób, w gminie Łysomice w roku 2015 było 9685 mieszkańców, a obecnie ponad 10200 osób, gminę Łubianka zamieszkuje ponad 7293 osób, zaś gminę Lubicz 20181 osób. A zatem dodatnie saldo migracji w gminach podmiejskich, dodatni przyrost naturalny sprawia, że gminy te odnotowują wzrost liczby ludności kosztem odpływu mieszkańców Torunia. Z prognoz GUS wynika, że do 2035 r. 2 mln osób przeniesie się z miast na obszary podmiejskie i na tzw. prowincję.

Co nas ciągnie na tę prowincję?

Po pierwsze, przenosimy się w strefy podmiejskie i na tzw. peryferia, bo tańsze są tam mieszkania, tańsze działki budowlane niż w mieście. Po drugie wynika to z chęci ucieczki od miejskiego hałasu i szybkiego tempa życia w mieście. Po trzecie rozwój infrastruktury komunikacyjnej, transportu publicznego oraz motoryzacji, sprawia że dostęp do miast ze stref podmiejskich stał się szybki i wygodny. A zatem znikają problemy związane z dotarciem do pracy, do szkół, do usług wyższego rzędu zlokalizowanych w miastach. Poza tym to „ucieczka” przed nadmierną „betonozą” w miastach. Nieraz też przenoszenie się z miasta na obszary podmiejskie wynika, z postaw antymiejskich. Niektórzy mieszkańcy miast przenoszą się na obszary wiejskie, ale nie odcinają się od miasta, gdzie codziennie dojeżdżają do pracy, do szkół (to eksurbanizacja). Gdy przeprowadzka wiąże się z potrzebą znalezienia nowego miejsca zatrudnienia, niższych kosztów życia i zamieszkania, mówimy o zjawisku przesuniętej urbanizacji. Wśród opuszczających miasto są też postawy antyurbanizacji: ludzie uciekają z miast do mniejszych jednostek osadniczych bowiem są antyantymiejsko nastawieni i odrzucają miejski styl życia. Warto zaznaczyć, że o ile wcześniej zjawisko suburbanizacji dotyczyło głównie największych miast, to obecnie odnotowujemy także duży napływ ludności do stref podmiejskich miast poniżej 100 tys. mieszkańców.

Dzieci dorastają i uciekają ze stref podmiejskich w poszukiwaniu pracy do większych ośrodków miejskich. Generalnie, by ograniczyć odpływ ludności z miast do stref podmiejskich, władze miast powinny rozwijać infrastrukturę usług publicznych i społecznych, budować tańsze mieszkania dla młodych, tworzyć zachęty finansowe dla przedsiębiorców.

Czy podmiejskie miejscowości zmieniają się, by jeszcze bardziej zainteresować "mieszczuchów"? Czy osobom, które decydują się na taką przeprowadzkę na tych udogodnieniach zależy?

Polska wieś ma coraz więcej do zaoferowania. Bardzo się modernizuje, zmienia się w wieś wielofunkcyjną, a przecież strefy podmiejskie to nie typowo rolnicze obszary - mamy tu kawiarnie, puby, pocztę, przedszkola, żłobki, ośrodek zdrowia, centra handlowe, posterunek policji, i mnóstwo innych. Zaś po usługi wyższego rzędu (do szpitala, do teatru, po wyspecjalizowane usługi medyczne itp.), można wyjechać do pobliskiego, dobrze skomunikowanego, dużego ośrodka miejskiego. Często to właśnie ci nowo-osiedleńcy są innowatorami, stymulują rozwój i modernizację, zabiegają o lepsze wyposażenie w media i infrastrukturę. Napływ ludzi młodych, wykształconych pozytywnie wpływa na rozwój lokalny, a także często na lokalny rynek pracy.

Komu opłaca się trend przeprowadzania się ludzi z miast na wsie?

Opłaca się to samym nowo-zamieszkałym osobom. Opłaca się to gminom, w których nowi przybysze zamieszkali, bowiem ludzie płacą podatki w miejscu zamieszkania. Rosną budżety gmin - w postaci wpływu z podatków od osób i podmiotów na danym obszarze. Nieraz ci nowi przybysze tworzą nowe miejsca prac, zatrudniając miejscową ludność, wpływają na rozwój społeczno-gospodarczy gmin podmiejskich, które cały czas się urbanizują.

A kto na tym traci?

Nie opłaca się to miastom „donorom”- gdyż ci codziennie dojeżdżający do miast korzystają z infrastruktury, ale nie dokładają się do jej utrzymania. Owszem pośrednio wpłacają pieniądze: korzystając z transportu publicznego płacą za bilety do kasy przedsiębiorstw transportowo-komunikacyjnych, kupując różne towary i usługi wzbogacają budżet przedsiębiorców. Badacze ze Środkowoeuropejskiego Forum Badań Migracyjnych i Ludnościowych szacują, że w stolicy mieszka na stale prawie ćwierć miliona osób, choć nie są w niej zameldowani, a pół miliona codziennie dojeżdża do Warszawy do pracy lub na studia. Poza tym poprzez odpływ ludności z miast populacja miast się starzeje, zmniejszają się wpływy z podatków, zaś obciążenia socjale i na rozwój infrastruktur dla osób starszych stale wzrastają.

Dojazdy do pracy ze stref podmiejskich prowadzą do wzrostu natężenia ruchu, dojazdy do pracy są coraz bardziej uciążliwe, niekiedy także doprowadzają do destrukcji życia rodzinnego. Wprawdzie Covid-19 pokazał, że możemy pracować on-line ale nie we wszystkich zawodach jest to możliwe. Ale te zmasowane dojazdy powodują też znaczne straty środowiskowo-przyrodnicze, bowiem wzrasta ruch samochodowy, nie zawsze transport publiczny jest w stanie efektywnie rozplanować transport w warunkach rozproszonego osadnictwa.

Mieszkanie na wsi, praca w mieście - to nie tylko sielanka...

Dojazdy do pracy ze stref podmiejskich prowadzą do wzrostu natężenia ruchu, dojazdy do pracy są coraz bardziej uciążliwe, niekiedy także doprowadzają do destrukcji życia rodzinnego. Wprawdzie Covid-19 pokazał, że możemy pracować on-line ale nie we wszystkich zawodach jest to możliwe. Ale te zmasowane dojazdy powodują też znaczne straty środowiskowo-przyrodnicze, bowiem wzrasta ruch samochodowy, nie zawsze transport publiczny jest w stanie efektywnie rozplanować transport w warunkach rozproszonego osadnictwa. Niekiedy w strefach podmiejskich odnotowujemy także chaos przestrzenny – funkcjonalny i urbanistyczny, itp. Niestety nie traktujemy przestrzeni jako dobra wspólnego, każdy buduje, jak mu się podoba, a deweloperzy niekiedy traktują przestrzeń jako źródło kolejnego zysku – zabudowując gęsto teren. U nas w kraju, w odróżnieniu od krajów Europy zachodniej, w której - jeśli dla danego obszaru nie ma zatwierdzonego planu miejscowego to w ogóle nie można budować niczego - możliwa jest budowa domów w oparciu o decyzje o warunkach zabudowy i to także wpływa na chaos przestrzenny w miastach, jak i w jego strefach podmiejskich.

Trudne sąsiedztwo - tak chyba często można określić relacje między rdzennymi mieszkańcami podmiejskich miejscowości, a tymi napływowymi... Przeszkadzają np. zapachy i hałasy dobiegające z gospodarstw. Ale są i poważniejsze konflikty: gdy mieszkańcy małej miejscowości toczą bój o to, by pod ich oknami nie wyrosło blokowisko...

Przecież takie osoby wiedziały gdzie się przeprowadzają, a zatem nie powinny się dziwić, że wieś też ma swój rytm życia i pracy, że są prace polowe, że są szczekające psy i piejące koguty. Gorzej gdy, w pobliżu pojawia się zamiast inwestorów indywidualnych deweloper, który odkupił od nich działki budowlane (po znaczne wyższych cenach niż normalnie na rynku) i zaczyna pod oknami ich domków budowa bloki. Sytuacja z Osielska jest mi znana, ale i w mieście też mamy niestety takie przypadki. Z obserwacji i rozmów ze znajomymi wiem, że np. na ulicy gen. Tadeusza Komorowskiego-Bora w Toruniu działki budowlane, które były w posiadaniu indywidualnych inwestorów, zostały odsprzedane deweloperowi i tuż przy domku jednorodzinnym powstaje blok mieszkalny. A przecież ludzie, którzy tu się wybudowali, nie mieli takiej wiedzy i świadomości, że tak diametralnie może zmienić się ich siedlisko i przestrzeń.

Czy z punktu widzenia miast ich wyludnianie na rzecz peryferii to negatywny trend? A może wystarczy poczekać, a mieszkańcy do miast wrócą, gdy nasycą się życiem na wsi?

Znam takie przypadki, nie jest to jeszcze trend powszechny, ale niektórzy nie wytrzymują spłat kredytu hipotecznego, odsprzedają domy i wracają do miast. Nieraz takie sytuację są wymuszane przez dzieci, które chcą korzystać z usług dużych miast, uczęszczać na różne kursy, imprezy, chodzić do kina i teatru, spotykać się w pubach itp. Dzieci dorastają i uciekają ze stref podmiejskich w poszukiwaniu pracy do większych ośrodków miejskich. Generalnie, by ograniczyć odpływ ludności z miast do stref podmiejskich, władze miast powinny rozwijać infrastrukturę usług publicznych i społecznych, budować tańsze mieszkania dla młodych, tworzyć zachęty finansowe dla przedsiębiorców. Bowiem odpływ ludzi młodych powoduje, że ludność miast się starzeje i takie miasto może stać się mniej atrakcyjne dla przedsiębiorców (siła nabywcza osób starszych jest znacznie mniejsza niż osób w wieku produkcyjnym, popyt na produkowane towary i oferowane usługi zmniejsza się). Ale to już inny temat na oddzielną dyskusje.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.