Nowa płyta Mariny Łuczenko-Szczęsnej przypomina nam, że jest nie tylko żoną piłkarza, ale utalentowaną piosenkarką. Nam opowiada o problemach z mediami, zdrowiem i... rodzinnym szczęściu.
Tytuł nowej płyty brzmi „On My Way”. Czy to znaczy, że wytyczasz sobie własną drogę w show-biznesie?
Wytyczam ją w życiu i w muzyce. Ale ta płyta to również zdecydowany krok biznesowy. Postanowiłam wydać ją samodzielnie, poprzez moją firmę Marina Music. Jestem dzięki temu niezależna biznesowo - sama podejmuję decyzje związane z moją karierą i muzyką.
Sama zatrudniłam producentów, współkompozytorów, opłacałam ich pracę, wynajęłam studia muzyczne, nadzorowałam projekty graficzne i wszystkie inne aspekty związane z wytłoczeniem, wydaniem i promocją tego albumu. Wiązało się to również z pozyskaniem kontraktów sponsorskich.
Materiał na „On My Way” powstał w Londynie, a wszystkie piosenki są śpiewane po angielsku. Marzy Ci się sukces nie tylko w Polsce, ale i za granicą?
To prawda, ta płyta powstawała w Wielkiej Brytanii, ale też w Polsce, a masterowana była w USA. Jest w języku angielskim, co sprawia, że może być odbierana również w innych krajach.
Jedną z piosenek na nowym albumie nagrałaś z brytyjskim gwiazdorem młodego pokolenia Jamesem Arthurem. Jak pracowało Ci się z tym popularnym i u nas przystojniakiem?
Z Jamesem miałam już przyjemność pracować przy jego albumie. Zaprosił mnie do nagrania utworu „Let Me Love The Lonely” w duecie. To niezwykle utalentowany człowiek i bardzo się cieszę, że udało mi się z nim skomponować piosenkę „Lay My Body Down” , która otwiera mój album.
W pozostałej części tekstu przeczytasz:
- Co dziś jest najważniejsze dla Mariny?
- Jak radzi sobie z nieprzychylnymi mediami?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień