Marcin Wita z Żor zachęca do tanich zagranicznych podróży [ZDJĘCIA]
Marcin Wita z Żor podróżuje po świecie. Zwiedził już Hiszpanię, Francję, Włochy, Indie, a Skandynawię przemierzył autostopem. Dotarł na Przylądek Północny, zwany Nordkapp. W wojażach przyświeca mu zasada: „musi być tanio”. Dlatego sam organizuje swoje wyprawy, dużo czyta o miejscu, gdzie jedzie; wybiera tanie środki transportu. Nam opowiada, co ciekawego zwiedził, co jadł, jakie przeżył radosne i mrożące krew w żyłach przygody.
Marcin Wita z Żor tanio podróżuje po świecie
Przygoda z podróżami trwa od 2010 roku
- Moja przygoda z tanim podróżowaniem zaczęła się niedawno, bo w 2010 roku. Znajomi zaproponowali mi wyjazd do Hiszpanii na 10 dni. Podszedłem to tego pomysłu sceptycznie, bo myślałem, że będzie to kosztować fortunę. Okazało się, że bilet lotniczy, wynajęcie samochodu, wyżywienie oraz spanie w namiotach wyniosło nieco ponad 1000 złotych. Od tego momentu staram się przynajmniej raz lub dwa razy w roku wyjechać w taką podróż – mówi Marcin Wita, podróżnik pochodzący z Żor. Jak się okazuje, ta podróż była inspiracją do następnych. - Nigdy nie zapomnę, jak będąc w Andaluzji - południowa Hiszpania - czułem się, jakbym był na końcu świata. Podróż była typową „objazdówką” po dużej części Hiszpanii – dodaje pan Marcin.
Autostopem na Nordkapp może się udać
Autostopem dojechał na Przylądek Północny w Norwegii, zwanym Nordkapp. - Wybrałem się tam autostopem. Zanim jednak wyjechałem, dużo czytałem na temat podróżowania autostopem po Skandynawii. Wykupiłem ubezpieczenie na Norwegię, dodatkowo w NFZ wyrobiłem kartę EKUZ, zabrałem dwa plecaki z ubraniami na sezon letnio-jesienny, wziąłem namiot, zrobiłem duże zakupy i wyruszyłem w drogę. W ciągu dwóch tygodni przejechałem 7000 km. Jeździłem samochodami osobowymi, tirami, płynąłem promem, kamperami... Całą podróż pokonałem 50 samochodami – mówi pan Marcin. Pamięta dwa ciekawe zdarzenia.
- Były dwie ciekawe sytuacje. W pierwszej - samochód, który miał mnie podwieźć 700 km na północ Norwegii, zepsuł się po 200 km. Firma ubezpieczeniowa zakupiła nam bilety na pociąg do Trondheim, wynajęła hotel w centrum miasta wraz ze śniadaniem. Z kolei drugie zdarzenie to takie, kiedy idąc w środkowej Finlandii po mieście Juvaskyla, podjechała do mnie dziewczyna i zaczęła wypytywać, co tutaj robię. W rezultacie zaprosiła mnie do siebie, zrobiła kolację, oglądnęliśmy mecz Mistrzostw Świata w pubie, przenocowała mnie, a rano zjadłem przepyszne śniadanie – dodaje pan Marcin. Cały wyjazd na Nordkapp kosztował jedyne... 360 zł.
Nosorożec chciał nas zaatakować
Pan Marcin chętnie wraca wspomnieniami do podróży do Indii. - Podróż do Indii rozpoczęła się od zakupu biletu lotniczego osiem miesięcy przed wylotem - kosztował wraz z ubezpieczeniem lotu około 1400 zł. Wtedy zacząłem też planować podróż. Ubezpieczyłem się, zaszczepiłem, znalazłem kompanów do podróży i zbierałem pozostałą kwotę na podróż. Korzystając z pomocy znajomego, przed wyjazdem spotkałem się z pewnym Hindusem pracującym w pobliskim mieście, który przekazał dużo wskazówek dotyczących Indii i dodatkowo umówił mnie z dwoma znajomymi, którzy na miejscu zaopiekowali się nami przez krótką chwilę. To był przełom grudnia i stycznia 2013 roku – wspomina pan Marcin.
Jego podróż po Indiach trwała trzy tygodnie. - Zawitaliśmy między innymi do Varanasi, w Himalaje. Zwiedziliśmy dwa parki narodowe – wylicza pan Marcin.
W podróży do Indii przeżył mrożące krew w żyłach wydarzenia. - Jedno zdarzenie miało miejsce w mieście Varanasi, w którym na brzegu rzeki Ganges w gatach odbywają się ceremonie kremacji zwłok. Filmowanie o fotografowanie jest surowo zabronione. Przechodząc wieczorem w pobliżu tej ceremonii, jeden z uczestników naszej grupy wyciągnął aparat i zrobił zdjęcie. Zauważyło to kilku młodych Hindusów i nagle zrobiło się niebezpiecznie. Podeszli, zaczęli wypytywać, czy wie, co zrobił i co za to grozi. Chcieli go wziąć do komisariatu, ale po kilku minutach zastraszania odeszli – wspomina Marcin Wita.
Drugie zdarzenie miało miejsce w Parku Narodowym Keloadeo, znanym z tygrysów bengalskich oraz nosorożców. - Jeden z nosorożców chciał nas zaatakować. W trakcie safari na słoniu weszliśmy na jego teren i w tym momencie odwrócił się w stronę słonia i zaczął szykować się do ataku. Słoń się wystraszył tak samo jak my. Nic nie dawały wydawane przez strażnika krzyki skierowane w stronę rozjuszonego zwierzęcia. Nadal szykował się do ataku i wydawał groźne odgłosy. Dopiero po kilku długich sekundach dał za wygraną, gdy zobaczył zbliżające się stado innych słoni – dodaje pan Marcin.
Ile zapłacił za trzy tygodniową podróż do Indii? - Koszt wyjazdu do Indii to: bilet lotniczy 1400 zł i pozostałe koszty: hotele, pociągi, jedzenie, wstępy do parków i inne - wyszło około 3500 zł. Trochę drogo, ale z biurem podróży zapłacilibyśmy znacznie więcej – mówi Marcin Wita.
Każdego zachęca do tanich podróży
Jak przekonuje, każdy może zacząć tanio podróżować. - Wybór zależy tylko od nas. Dla każdego „tanio” oznacza co innego. Jeśli chodzi o wyszukiwanie tanich biletów lotniczych, to wystarczy poszukać promocji na stronie: „Loter" - codziennie są umieszczane promocje biletów lotniczych. Można je wyszukiwać samemu, ale jest to bardzo czasochłonne. Zanim wyjedziemy, noclegi możemy zorganizować sobie przez internet na stronach: „Airbnb" - można tanio wynająć pokój lub mieszkanie od prywatnego właściciela lub: „Couchsurfing" - za darmo można przenocować u właściciela mieszkania – radzi pan Marcin.
- Warto mieć ze sobą dobre ubrania, które zajmują mało miejsca. Gdy aura się zmieni, fajnie mieć przy sobie kurtkę przeciwdeszczową, która chroni jednocześnie przed wiatrem. Z kolei jeśli chodzi o pieniądze, to często biorę ze sobą kartę kredytową, ale jeszcze jej nie używałem – jednak nigdy nic nie wiadomo. No i warto mieć ze sobą dobry przewodnik. Najważniejsze jest jednak: dobre nastawienie, optymizm - nawet w najtrudniejszych sytuacjach jest jakieś rozwiązanie – dodaje pan Marcin.
Dziwne jedzenie i dwa zatrucia
Co najdziwniejszego jadł w czasie swoich podróży? - Nie było tego wiele, ponieważ często wyglądało to tak, że w drogich krajach żywiłem się w supermarketach. Natomiast trochę dziwnych potraw zjadłem w Indiach, ale niektórych nie wspominam najlepiej – nie czytałem za wiele o tamtejszych specjałach. Skończyło się dwoma zatruciami. Teraz jadąc w podróż sprawdzam, co jada się w danym kraju. Dla przykładu w Varanasi piłem smaczny napój o nazwie lassi – to indyjski napój przyrządzany z jogurtu, wody i przypraw spożywany dla orzeźwienia w upalne dni – dodaje pan Marcin.
Otwieram się na inne kultury
Co daje mu tanie podróżowanie? - Nazwałbym to może w ten sposób, że otwieram się na inne światy, ludzi, krainy, obyczaje, poznaję to wszystkimi zmysłami. Dzięki podróżom doceniam to, co mam: rodzinę, mieszkanie, pracę, „stary” samochód, dużo znajomych. Gdy jest się daleko, docenia się to wszystko. Uwielbiam podróże, bo przynoszą wiele inspiracji, przemyśleń dotyczących wartości, sensu życia. Podróże uczą mnie także, że nie można szufladkować ludzi, wierzyć stereotypom że jedni są tacy, że w pewnych krajach nie warto być, bo tam jest tylko niebezpiecznie – mówi pan Marcin. Tak rozkochał się w podróżach, że stale chce uczyć się nowych języków obcych. Teraz poznaje język hiszpański.
A minusy podróżowania?
- Jedynym minusem podróżowania jest to, że ludzie szufladkują tą osobę, wrzucając ją do jednego worka - u mnie zwanego: podróżnik, i później okazuje się że nie można o niczym innym porozmawiać, jak tylko o podróżowaniu. Ludzie uważają, że dokonałeś czegoś wielkiego i traktują cię jako specjalistę, który w rzeczywistości jest normalnym człowiekiem - takie szufladkowanie jest dla mnie wielkim minusem i mnie trochę smuci – przyznaje pan Marcin, który zachęca do czytania swojego bloga: „Martin odkrywa świat". Gdzie planuje kolejną wyprawę? - Ostatnio zainteresowałem się regionem Bliskiego Wschodu, dlatego następne podróże chciałbym zorganizować do Izraela, Jordanii oraz Iranu – przyznaje nasz podróżnik.
Pan Marcin pochodzi z Żor (z osiedla Pawlikowskiego), ma 35 lat, z wykształcenia jest socjologiem. Dzisiaj mieszka w Rybniku – Boguszowicach. Gdy nie pracuje, jest w podróży...
Zdjęcia: archiwum prywatne - blog "Martin odkrywa świat"