Małgorzata Koleśnik, Teresa Dominiak, Irena Malinowska i brat w końcu są razem
Udało nam się połączyć rodzinę, która nie widziała się 56 lat! Małgorzata Koleśnik z okolic Moniek i jej brat bliźniak już wkrótce spotkają swoje dwie siostry.
Siostry Teresa i Irena wkrótce przyjadą do podmonieckiej wsi Hornostaje, gdzie mieszka pani Małgorzata Koleśnik. Termin spotkania już ustalony - 11 listopada. Teresa przyjedzie z Płocka, Irena - z Mławy. Rozmowy telefoniczne rodzeństwo ma już za sobą. - Irena powiedziała, że tak się ze mną rozmawia, jakbyśmy się znały od kilkudziesięciu lat - cieszy się nasza Czytelniczka, pani Małgosia. - A Teresa, kiedy zobaczyła moje zdjęcie w gazecie stwierdziła: Jakbym widziała naszą mamę.
Małgorzata Koleśnik przed kilkoma tygodniami była bohaterką artykułu w „Gazecie Współczesnej”. Opowiadała w nim, jak dowiedziała się, że ona i jej brat bliźniak Grzegorz nie są biologicznymi dziećmi swoich rodziców, jak szukała swoich korzeni... I jak ta sprawa przez lata nie dawała jej spokoju. Ze strzępów informacji, które udało się jej zdobyć, wiedziała jedynie, że razem z bratem mają rodzeństwo. I że ich mama zmarła niedługo po urodzeniu bliźniaków, czyli w sierpniu 1960 roku. Kobieta chciała wiedzieć, co się stało z rodzeństwem, jak potoczyło się ich życie. Sama na swoje do pewnego momentu nie mogła narzekać. Jej adopcyjni rodzice byli dobrymi ludźmi, a do tego w miarę zamożnymi. Ojciec uczył muzyki w monieckim ogólniaku i udzielał korepetycji, matka zajmowała się domem. Dzieciom niczego nie brakowało. Rodzice zapewnili im rodzinne ciepło i zadbali o wykształcenie. Świat Małgorzaty runął, gdy płacząc nad grobem swojej mamy usłyszała od przechodzącej kobiety: „Czego płaczesz, przecież to nie twoja matka...”.
Matka zmarła, dzieci do adopcji
Pani Małgorzata zdobyła swoją metrykę urodzenia. Wynikało z niej, że jej biologicznymi rodzicami byli Anna i Stanisław Malinowscy. Mieszkali w miejscowości Przedświt, w okolicach Ostrowi Mazowieckiej. Małgorzacie trudno byłoby szukać tam jakichkolwiek śladów rodziny, bo od lat jest chora - cierpi na stwardnienie rozsiane. My jednak spróbowaliśmy.
Początek poszukiwań nie był zachęcający. W Urzędzie Stanu Cywilnego w Ostrowi Mazowieckiej usłyszeliśmy, że to szukanie igły w stogu siana, bo różne adresy zameldowania i że nie mogą nam pomóc... Urzędniczka nieco „zmiękła”, gdy usłyszała historię pani Małgorzaty. Poradziła, żeby spróbować popytać we wsi.
- Przedświt to mała wieś. Proszę porozmawiać ze starszymi ludźmi, oni na pewno coś wiedzą o tej rodzinie. Może ktoś coś pamięta - stwierdziła.
A kto może wiedzieć, jeśli nie sołtys. Nie można było trafić lepiej. To dzięki Kazimierzowi Budnemu ta historia znalazła szczęśliwy finał. Historii wysłuchał z zainteresowaniem. Owszem, pamięta, że we wsi mieszkali kiedyś Malinowscy. Ale nikogo już nie ma, nawet dom, w którym mieszkali dawno nie istnieje. Ale tak się składa, że to jego rodzina - ojciec był bratem Anny Malinowskiej, mamy bliźniaków. I ma telefon do jednej z sióstr. Przekaże jej prośbę o kontakt. Kazimierz Budny dotrzymał słowa. Już następnego dnia do redakcji zadzwoniła Irena Malinowska, córka Anny.
- Jeśli oni urodzili się 13 sierpnia 1960 roku, to muszą być naszym rodzeństwem - powiedziała drżącym głosem. - Taka wiadomość, po 56 latach!
Poprosiła o telefon do Małgorzaty Koleśnik. Jeszcze tego samego dnia nasza Czytelniczka rozmawiała ze swoją poszukiwaną siostrą.
- Kiedy do mnie zadzwoniła, coś takiego się ze mną stało, że zaczęłam płakać i nie byłam w stanie nic powiedzieć - opowiada pani Małgorzata. - A ona na to: „Nie płacz Małgosiu, nie ma po co. Już się odnalazłyśmy”.
Pierwsza rozmowa odnalezionych sióstr trwała prawie godzinę.
- Czułam jakbyśmy siedziały obok siebie przy stole - wspomina Irena Malinowska.
Później rozmów było więcej. Do naszej Czytelniczki zadzwoniła także jej starsza siostra Teresa.
- Na początku nie wiedziałam, co powiedzieć, od czego zacząć... Takie były emocje - opowiada Teresa Dominiak. - Ale potem jakoś poszło.
Przede wszystkim wymieniły się informacjami o sobie. Małgorzata wspomniała o córce, nieudanym małżeństwie i chorobie. I że wcześniej pracowała w monieckim szpitalu jako sekretarka. Z kolei Irena, rocznik 1956, z zawodu krawcowa wciąż jest aktywna zawodowo. Nigdy nie wyszła za mąż.
- Pewnie wiele rzeczy się na to złożyło. Człowiek sporo przeżył - mówi.
Dzieci czuły, że z mamą jest źle. Kiedy zaszła w ciążę z bliźniakami, lekarze nie pozostawili złudzeń: albo ona, albo dzieci, a możliwe, że umrze cała trójka. Mimo takich rokowań Anna Malinowska zdecydowała, że będzie rodzić. Krótko po porodzie zmarła. Jej córki dowiedziały się dużo później, że miała raka szyjki macicy. Ojciec został sam z czwórką małych dzieci. Zaraz znaleźli się doradcy. Pewnie nieraz usłyszał: Jak ty poradzisz sobie z bliźniakami? Lepiej je oddaj. Albo: Stasiek, tobie trzeba się ożenić. Młody jeszcze jesteś, jak ty dzieci sam wychowasz? No to się ożenił, już po kilku miesiącach po śmierci Anny. Zeswatali go z panią z sąsiedniej wsi. Do Przedświtu przyszła z panieńskim dzieckiem. Czy to była wielka miłość, czy raczej decyzja z rozsądku? Nie wiadomo. Małżeństwo nie trwało zbyt długo, bo Stanisław zmarł po ośmiu latach na raka wątroby. Zdążyli się jednak dochować z drugą żoną jeszcze trójki dzieci.
- Kiedy tato żył, to i nam jako tako się wiodło - wspomina jego starsza córka Teresa. - A potem ... W wieku 15 lat wyszłam z domu i poszłam na służbę.
Siostry o macosze niewiele mówią, i wprost jej nie krytykują. Można się jednak domyślić, że nie była wzorem matki. Ponoć nie tylko dla pasierbic, ale i dla własnych dzieci. Nie żeby biła, ale rodzinnego ciepła w domu nie było. Paradoksalnie - oddani do adopcji Małgorzata i Grzegorz mieli w dzieciństwie więcej szczęścia.
Zaczyna się nowy rozdział
Teraz cała czwórka ma szansę nadrobić stracony czas. - Tak, jestem szczęśliwa, że się odnaleźliśmy - mówi każda z sióstr. Dla nich to początek nowego rozdziału w życiu. Dzwonią do siebie często, składają życzenia na imieniny - ostatnio miała je Małgorzata.
- Dobrze, że rodzina się powiększyła, będzie do kogo zadzwonić, porozmawiać - cieszy się Irena.
Choć przyznaje, że zwątpiła, czy kiedykolwiek będą miały szansę spotkać się z rodzeństwem. Teresa z kolei miała niedawno sen, o którym teraz mówi, że był proroczy. Usłyszała w nim pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyła, zobaczyła w progu kobietę. Ta jej powiedziała: Jestem twoją siostrą.
Pani Teresa cieszy się, że miała okazję wcześniej porozmawiać z siostrą przez telefon. Będzie im łatwiej podczas spotkania.
- Bo zobaczyć się tak od razu, to mógłby być szok - przypuszcza pani Teresa. - A tak, był czas, żeby się do tego przygotować.
Ciekaw sióstr jest także Grzegorz, brat bliźniak Małgorzaty. Choć uczuciowy jest tak bardziej po męsku. Ale i on powiedział ostatnio siostrze: Ty, Gosia teraz tak jakoś wszystko lepiej idzie.
- Bo i faktycznie jest lepiej - nie ma wątpliwości pani Małgorzata. - Skończyły się moje nerwy. Teraz to jestem tak spokojna, że mnie nic z równowagi nie wyprowadzi. A gdyby mnie teraz zobaczył lekarz, to zapytałby, czy biorę jakieś nowe leki.
Jej samopoczucie znacznie się polepszyło, czuje się zdrowsza. Jakby zaczęła nowe życie.