Bukiet z jaj. Włocławski fajans powraca na polskie stoły - materiał archiwalny
Nie żyją Ewa i Jerzy Szanowscy, byli właściciele Fabryki Fajansu na Falbance we Włocławku - przypominamy nasz archiwalny materiał z 2016 roku.
Alina Ossowska nie mogła pogodzić się z myślą, że „Wzorcownię” młodzi kojarzą tylko z galerią handlową. Od kilku lat starał się przypominać o dawnej chlubie Włocławka - na świątecznych jajkach.
W mieszkaniu Aliny Ossowskiej na włocławskim Zazamczu pozostały pamiątki po pracy w fabryce ceramiki. Talerze, zegar, wazony. I jajka - mnóstwo wielobarwnych jaj.
- Żal mi było, że tamten Włocławek odchodzi w zapomnienie. Koleżanki prosiły, żebym pomalowała im świąteczne jajka, więc nie mogłam się powstrzymać. Wróciłam do tamtych wzorów i maluję dla siebie i dla innych.
Firanki dodałam od siebie
Pomimo wieloletniej przerwy ręka zachowała sprawność. - Przy tych fajansowych wzorach ręka nie może zadrżeć. Ruchy muszą być pewne, bo nie ma tu możliwości poprawiania - mówi Ossowska.
Jaja kurze są kruche, więc klienci coraz częściej wybierają gęsie, a nawet strusie. - Nie robię tego z myślą o zarobku - mówi Ossowska. - Materiały są bardzo drogie, ale cieszę się, że przynajmniej zwracają się koszty.
Kwiaty są „fajansowe”, motyw firanki Ossowska dodała od siebie. Bo motywy włocławskie nie są prostą kopią ludowego wzoru. Przez lata były przetwarzane i wzbogacane w różne sposoby.
- Była nawet krótka piękna seria ze złotymi kwiatami na granatowym tle. Wykonywaliśmy je dla Szwecji, przy użyciu szwedzkich farb. Później próbowano wrócić do tego pomysłu z użyciem polskiej farby, ale się nie udało. Mam nadzieję, że kiedyś pomaluję jajka również w takich kolorach, bo bardzo mi się podobały.
Wazon cioci
W fajansowych kwiatach Alina zakochała się w dzieciństwie:
- Zobaczyłam u cioci piękny wazon. Tak mi się spodobał, że od tamtej pory marzyłam o malowaniu. Miałam zdolności, dobrze wychodziło mi dobieranie kolorów, więc poszłam do przyzakładowej szkoły przy Fajansie.
- To było dość trudne rzemiosło. Malowania jednego kwiatka uczyłyśmy się około miesiąca. Później były listki i inne detale. Gdy opanowałyśmy cztery kwiaty, pozwolono nam malować na małych talerzykach. W drugiej klasie malowałyśmy już małe dekoracje na produkcji. Rok później dokonywano selekcji - te dokładniejsze trafiały do malowania. Te, którym malowanie szło gorzej, trafiały na inne działy, zajmowały się np. szkliwieniem - wspomina pani Alina.
Samych malarek pracowało wówczas w włocławskim Fajansie około 250. - Eksport szedł do Rosji, Szwecji, Grecji, Włoch. Malowałam też nowe wzory na targi do Poznania. Moją dumą było to, że potrafiłam malować czerwienią. Czerwona farba była najtrudniejsza - kolor albo wychodził mleczny, albo warstwa farby odpadała po wyjęciu z pieca. Trzeba było tak farbę nałożyć w idealnej proporcji. Robiliśmy po 60 talerzy dziennie. Dekoracji z ptaszkami - 45.
Ostatnie pokolenie
Po pracy przy fajansie Ossowska skierowana została do precyzyjnego malowania przy zdobieniach porcelanowych. Aż do końca istnienia fabryki. Później znalazła się w zupełnie innej branży. Na co dzień pakuje hydrauliczne złączki i mufy.
- Mogłabym dziś pracować jako hydraulik - śmieje się. Ale za chwile poważnieje:
- Jestem z ostatniego pokolenia malarek, które, które malowały fajans. Dziś spotykam młodych ludzi, którzy nie mają pojęcia, że była we Włocławku taka fabryka. „Wzorcownia” kojarzy im się już tylko z galerią handlową. Mam nadzieję, że chociaż moje jajka przypomną im o historii miasta.
Fajans na kolczykach i księżycu
Ostatnie ćwierćwiecze nie było dobrym czasem dla włocławskiego fajansu. Kwieciste wzory źle się kojarzyły - z estetyką rodem z gierkowskich blokowisk. Ten czas, na szczęście dla Włocławka, mija.
Ewa Szanowska pracowała w fajansie jako brygadzistka, jej mąż - w dziale energetycznym. - Muszę przyznać, że to mąż nie dawał mi spokoju. Nie mógł przeboleć, że firma z taką przeszłością jak Fajans upadła. Snuł projekty, żeby wrócić do produkcji. No więc w końcu się do tego wzięłam (śmiech).
Szanowscy postawili wszystko na jedną kartę: - Wykupiliśmy wcześniej budynki, które wynajmowaliśmy na Falbance. Kiedy zapadła decyzja, że spróbujemy wrócić do produkcji fajansu, nie spałam z nerwów przez kilka nocy. Wypowiedzieliśmy umowę najemcy i wszystkie rodzinne oszczędności wpakowaliśmy w wyposażenie. Nikt wówczas nie miał pewności, czy ten interes chwyci. Ale okazało się, że chwycił.
Włocławek z Zakopanego
W sprawach technicznych pomógł Jan Rink, dawny dyrektor do spraw technicznych w Fajansie. - Na szczęście wzory nie były zastrzeżone - mówi Ewa Szanowska. - Zresztą trudno to zrobić, bo tradycyjny rysunek kwiatowy jest dość swobodny. Cieszę się, że miasto poszło nam na rękę i pozwoliło wykorzystywać słowo „Włocławek” w nazwie.
Nowa wytwórnia zarejestrowała nazwę „Fajans Włocławski Ręcznie Malowany”. - Musieliśmy to zrobić, żeby odróżnić się od tych wszystkich form, które podszywały się pod włocławskie produkty - tłumaczy właścicielka wytwórni. - Okazało się, że „włocławski” fajans produkowany jest w Krakowie, w Zakopanem, w Łodzi i w Warszawie. Tamci producenci wykorzystywali skojarzenie z dawnym włocławskim fajansem, chociaż wzory najczęściej miały niewiele wspólnego z Fajansem.
W nowej manufakturze zatrudnienie znalazły 4 malarki. Ich wyroby trafiają do Korei Południowej, Kanady i Finlandii. Niebawem rusza również eksport do Belgii i Wielkiej Brytanii.
- Farby zamawiamy według palety w Instytucie Szkła i Ceramiki i dzięki temu są powtarzalne - zastrzega szefowa. - W dawnym fajansie problemem była czerwień, bo ISiC nie produkował takiej farby. Co ciekawe, dziś właśnie produkty z czerwienią cieszą się największym powodzeniem.
Są też zupełnie nowe wzory, które swobodnie korzystają z tradycyjnego włocławskiego wzornika. Furorę robi np. ceramiczna lampa w formie księżyca.
Stałymi klientami Ewy Szanowskiej są kolekcjonerzy: - Mam mnóstwo telefonów z całej Polski z pytaniem o możliwość dorobienia elementów do kompletów, które się zbiły. Jeśli mamy taki element w naszej ofercie - dorabiamy według dekoracji.
Niebawem problemem może okazać się brak wykwalifikowanych malarek. Nawet te, które pracowały w fajansie w ostatnich latach istnienia, są dziś najczęściej po pięćdziesiątce.
- Zastanawiamy się, czy nie zrobić szkoły u siebie - mówi Ewa Szanowska. Panie przejdą kiedyś na emeryturę i nie chciałabym, żeby to był koniec włocławskiego fajansu. Bolesławiec potrafił lepiej zagospodarować swoją spuściznę. Tam działa dziś 36 firm produkujących ceramikę.
Start dla kolekcjonera
Najwyższy czas przyuczać do zawodu młodych, bo pojawił się ruch w interesie. W dorosłe życie wkracza właśnie pokolenie, dla którego „włocławki” to już nie gierkowski obciach, ale miły dla oka vintage. Świadczy o tym wzrost zainteresowania produktami Fajansu w antykwariatach.
- Zainteresowanie włocławskim fajansem jest coraz większe i to się przekłada na sprzedaż - przekonuje Krzysztof Leszczyński, właściciel domu aukcyjnego „Stary Świat”. - Najczęściej ludzie wybierają przedmioty o walorach użytkowych - talerze, puszki, elementy dekoracyjne do kuchni.
Według Krzysztofa Leszczyńskiego typowy włocławski fajans to dobry start do tworzenia kolekcji: - Seria Picasso produkowana w latach 50. i 60. od dawna osiąga wysokie ceny. Ale serie kwiatowe można kupić jeszcze stosunkowo tanio. W przyszłości ta ceramika będzie drożała, choćby z tego powodu, że jest coraz bardziej doceniana na zewnątrz.
Włocławek jest najlepszym miejscem do kupowania, bo ludzie traktują tu jeszcze wyroby z ceramiki jako przedmioty zagracające piwnicę.
Talerze w uszach
Nowe życie odzyskują nawet potłuczone naczynia z Włocławka. Wykorzystuje je w swojej biżuterii warszawska rzeźbiarka. - Najbardziej lubię kobaltowe wzory. Zaczęło się parę lat temu, jeszcze podczas studiów. Pierwsze talerze, z których zrobiłam biżuterię, znalazłam zupełnie przypadkowo - w ziemi - mówi Magdalena Ziółkowska.
Obróbka wypalonej porcelany nie jest prosta i wymagała wielu prób. Włocławek jest bardzo wdzięczny do przetwarzania, w przeciwieństwie do Bolesławca, który produkowany jest z twardej kamionki.
Materiału dostarczają Ziółkowskiej znajomi: - Zawsze, gdy coś im się stłucze, mogę liczyć na nowe wzory (śmiech). Niezwykłą rzeczą jest to, że naczynia z Włocławka nie są anonimowe. Na ceramice znajdują się nazwiska osób, które ją wykonywały. Jeśli to możliwe, staram się więc eksponować je w wisiorkach tak, aby były widoczne dwie strony.
Ziółkowska sama nie spodziewała się, że biżuteria z kawałków talerzy znajdzie aż tylu amatorów.
- Sentyment jest ogromną siłą. Ale większość nabywców to osoby 20-30 letnie. Jest dziś moda na estetykę wywodzącą się z czasów PRL-u.
Ścisły priorytet
Choć włocławskie muzeum zebrało ogromny zbiór 14 000 obiektów związanych z Fajansem, nadal nie ma odpowiedniej przestrzeni, żeby je wstawić. Plany zagospodarowania do tego celu części fabrycznych hal spaliły na panewce. Usytuowana została na miejscu dawnej fabryki galeria handlowa „Wzorcownia”.
Na próżno szukać motywów związanych z fajansem w przestrzeni miejskiej. A przecież, obok koszykówki i ketchupu, fajans to jedyny rozpoznawalny w całej Polsce symbol miasta.
Wiceprezydent Włocławka Barbara Moraczewska zapewnia, że niebawem się to zmieni: - Powołaliśmy zespół do spraw promocji i kultury. Jesteśmy właśnie na etapie opracowywania przedsięwzięć, które mają doprowadzić m.in. do przywrócenia odpowiedniej marki fajansowi. Pomysłów jest wiele, ale na pewno motywy związane z fajansem są na liście ścisłych priorytetów.