Ma szczęśliwą rodzinę... i jest księdzem. Ks. Tadeusz Budacz: "Kapłan musi być ludzki i miłosierny"
Szczęśliwy ojciec dwójki dzieci, kochany mąż i ulubiony ksiądz wielu wiernych. Jak to możliwe? - Kapłan musi być ludzki i miłosierny - odpowiada ksiądz Tadeusz Budacz, który połączył w życiu dwie najważniejsze dla siebie role: kapłaństwo i rodzicielstwo.
Kościół polskokatolicki nie uznaje celibatu. Ksiądz Tadeusz należy właśnie do niego i stąd jest szczęśliwym ojcem 18-letniego Szymona i 10-letniej Marysi oraz ukochanym mężem pani Katarzyny. - Bóg dał mi to co najlepsze. Kochającą rodzinę i możliwość odprawiania Eucharystii - mówi z uśmiechem.
Parafia w Krzykawie-Małobądzu koło Olkusza, której jest proboszczem liczy blisko 800 wiernych. - To prawdziwy duszpasterz z powołania o wielkim sercu - mówią o nim wierni.
Zwyczajne małżeństwo
Codzienna poranna krzątanina rodziny Budaczów w niczym nie odbiega od tej w innych domach, po za tym, że dzień księdza zaczyna się nieco wcześniej... - Wstaję często o 3 nad ranem, właśnie po to żebym mógł zdążyć np. z napisaniem kazania przed porannym zamieszaniem, kiedy dzieci szykują się do szkoły, a żona do pracy - opowiada ks. Tadeusz.
Potem wspólne śniadanie, pośpieszanie Szymona i Marysi, że spóźnią się do szkoły i przypomnienia pani Katarzyny, żeby mąż zrobił zakupy, jak będzie wracał po lekcjach ze szkoły. Wszystko jak w typowej polskiej rodzinie. Jednak dla wielu połączenie mąż - ksiądz to wciąż jak zderzenie strefy sacrum i profanum.
- Rzeczywiście, dla wielu może tak to wyglądać z boku. Jednak każdy kto nas pozna, widzi, że jesteśmy zwyczajną rodziną. Tak jak inne małżeństwa mamy lepsze i gorsze dni. Jedne co nas różni to to, że oprócz obowiązków domowych mam jeszcze zajęcia duszpasterskie - dodaje.
Dwójka dzieci wiąże się z wieloma obowiązkami. Z młodszą córką trzeba zrobić lekcje z kolei starszemu, dorastającemu synowi poświęcić czas na rozmowę. Obok tego, trzeba znaleźć czas na to co dla każdego kapłana najważniejsze, a więc na służbę Bogu, innym ludziom i modlitwę.
- Oboje pracujemy zawodowo. Ja uczę religii, a moją żona ma własną kwiaciarnię, dlatego staramy się wzajemnie uzupełniać w pracach domowych. Myślę, że nasze codzienne życie bardziej przypomina profanum, chociaż jest w nim też jakaś cząstka sfery sacrum - wyjaśnia ks. Tadeusz.
Tak ułożyło się życie
Gdy miał zaledwie pięć lat zaczął pomagać w kościele w swojej rodzinnej Lipnicy Murowanej. Potem, gdy tylko osiągnął odpowiedni wiek został ministrantem. - Już wtedy wiedziałem, że w przyszłości chcę zostać księdzem. Czułem w sobie powołanie - wyznaje. Po szkole średniej zaczął naukę w seminarium duchowym w Tarnowie. Stamtąd trafił do swojej pierwszej parafii rzymskokatolickiej w Barciach koło Nowego-Sącza. Tam poznał swoją żonę i tak to wszystko się zaczęło.
- Połączyła nas miłość. Przy bożej pomocy odnaleźliśmy siebie i zapragnęliśmy spędzić ze sobą resztę życia - opowiada wzruszony.
Chcąc żyć w zgodzie, ze swoim sumieniem, wspólnie - jeszcze wtedy ze swoją przyszłą żoną - zaczęli starać się o wstąpienie do kościoła polskokatolickiego. Młody Tadeusz nie wyobrażał sobie wówczas, żeby zrezygnować ze służby Bogu. W jednej z lokalnych gazet przeczył wywiad z polskokatolickim duchownym, który opowiadał w nim o swojej rodzinie, pomyślał wtedy, że to dla niego znak.
- Nie było łatwo, ale uważam, że wszystkie nasze doświadczenia wpływają na to, kim jesteśmy. Poznałem w tamtym czasie smak ciężkiej, fizycznej pracy, która nauczyła mnie pokory - wyznaje.
Dużym wparciem dla młodych zakochanych, okazali się wówczas rodzice. - Chociaż oboje pochodzimy z rodzin rzymskokatolickich, nawet przez moment nie spotkaliśmy się z potępieniem z żadnej ze stron. Mój teść do tej pory, mimo, że jest typowym góralem z krwi i kości, z dumą odpowiada wszystkim, że ma zięcia księdza - śmieje się.
Ludzie czasem się dziwią
W Polsce mężczyzna w koloratce wciąż kojarzy się wyłącznie z księdzem rzymskokatolickim. Chociaż ks. Tadeusz przyznaje, że nigdy w swoim życiu nie doświadczył nieprzyjemnych sytuacji, gdy wspólnie ze swoją rodziną szedł ulicą w obcym mieście, w pamięci utknęło mu kilka zabawnych historii.
- Kiedyś do szkoły w której uczę religii przyjechała pani z ubezpieczalni, która poinformowała o możliwości dopisania do ubezpieczenia swoich rodzin. Gdy podszedłem do niej i poprosiłem o zapisanie mojej żony, zakłopotana natychmiast spuściła wzrok - śmieje się ks. Tadeusz. Dopiero rozmowa z dyrektorką rozwiała wszystkie jej wątpliwości.
Podobnie było gdy chciał zapisać syna do szkoły średniej. - Pani dyrektor była w szoku, gdy na jej pytanie jaki wykonuje zawód, odpowiedziałem: ksiądz - wspomina. Konsternacja szybko minęła, gdy duchowny wyjaśnił jej, że jest polskokatolikiem.
- Mamy zakodowane, że duchowny musi być sam - komentuje.
Największe obawy w jego życiu pojawiły się kiedy starszy syn Szymon, poszedł do szkoły średniej. Młodzież przecież bywa różna...
- Dużo rozmawiamy z naszymi dziećmi na ten temat. Oni sami nigdy nie wstydzili się swojego pochodzenia. Wręcz przeciwnie. Szymon z dumą powiedział wszystkim, że jego tata jest księdzem - opowiada z ulgą w głosie.
Jego rówieśnicy bardzo dojrzale przyjęli tę informację. Wielu z nich z ciekawością zadawała mu potem pytania, jak to jest mieć tatę duchownego.
Dzieci to jego duma
Ks. Tadeusz jest bardzo dumny ze swoich dzieci. Młodsza Marysia, to oczko w tatusia, z kolei starszy Szymon, to bardzo dojrzały jak na swój wiek młodzieniec.
- Dużo czasu spędzamy na rozmowach o wierze. Szymon często pomaga mi w przygotowywaniu kazań i redagowaniu gazetki parafialnej. Z kolei Marysia, to taki nasz promyczek, nawet gdy mam najgorszy dzień potrafi mnie rozbawić - uśmiecha się.
Kapłan zaznacza, że bez względu na to jaką drogę w życiu wybiorą jego dzieci, wspólnie z żoną będą ich wspierać. - Na tym polega rola rodzica - dodaje.
Ludzki ksiądz
Ks. Tadeusz swoją autentycznością zjednuje sobie wiernych. - Po poradę przychodzą do mnie nie tylko wierni polskokatoliccy. Słyszę wtedy: proszę księdza, przyszliśmy bo chcemy by doradził nam ktoś, kto zna nasze problemy. Sam ksiądz ma rodzinę więc wie jak to jest - opowiada.
Strach o dzieci i żonę, gdy przychodzi choroba, problemy finansowe oraz proza życia, która dopada coraz więcej małżeństw - to tematy wielu odbytych przez niego rozmów. Rzymskokatoliccy duchowni z przekąsem odpowiadają, że przecież lekarz by mógł leczyć z sukcesem daną chorobę nie musi być na nią chory.
- Tak to prawda, ale ludzie coraz częściej chcą widzieć w księżach zwykłego człowieka. Takiego, jakim są oni sami. Skończymy z tym wynoszeniem nas na ołtarze i traktowaniem jak "bogów" - mówi. - Zniesienie celibatu być może pozwoli uzdrowić kościół, który zmaga się ostatnio z wieloma problemami... - ma nadzieję.
Świątynia ucieczki
Ksiądz Tadeusz trafił do parafii w Małobądzu 18 lat temu. - Głosiłem tutaj rekolekcje, a kilka tygodni potem zmarł ówczesny ksiądz proboszcz - Jerzy Białas i to właśnie ja zostałem zaproponowany na jego miejsce - opowiada.
Pierwsze lata na parafii wiązały się jednak z ciężką pracą, - Nie było łatwo. Mieliśmy wtedy kilkumiesięcznego syna, ale wspólnymi siłami z żoną i naszymi kochanymi parafianami, udało nam się stworzyć prawdziwy dom, który jest otwarty dla każdego, bez względu wyznanie, rasę orientację czy też porę dnia i nocy – zapewnia.
Ksiądz Tadeusz dla wielu to wzór człowieka o wielkim sercu. - Nie robię nic nadzwyczajnego. Przygarniam jedynie opuszczonych i odrzuconych - mówi skromnie.
Szczególnie tych, którym inni księża odmówią posługi. - Słyszałem już wiele dramatycznych historii - dodaje. Wśród jego parafian jest mnóstwo ludzi, którzy dzięki niemu nie tylko nie stracili wiary, ale również odzyskali sens życia.
- Największą satysfakcją dla mnie jako kapłana, jest to, gdy ten któremu okażę serce, zostanie u mnie w parafii - wyznaje. W okolicy jest ona nazywana świątynią ucieczki.
Jednocześnie dodaje, że kapłaństwo to ciężki kawałek chleba. - Jest wiele radosnych momentów, ale są też chwile smutku np. gdy przychodzą do mnie rodzice, którym właśnie zmarło ukochane dziecko. Też mam rodzinę i od razu po głowie zaczynają krążyć mi myśli, co by było gdyby to spotkało właśnie mnie... - podsumowuje.