Lubelskie losy niepodległej Polski, czyli kto zapisał się na kartach historii

Czytaj dalej
Fot. archiwum KUL
Anna Pawelczyk

Lubelskie losy niepodległej Polski, czyli kto zapisał się na kartach historii

Anna Pawelczyk

Odzyskanie Niepodległości to nie tylko wielkie nazwiska Piłsudskiego i Dmowskiego. Na wolność Polski pracowali wszyscy obywatele naszego kraju, którzy często przy ogólnym rozrachunku stanowią tylko tło dla głównych bohaterów.

Postaci, które swoimi działaniami przyczyniły się do odzyskania Niepodległości nie brakowało w regionie Lubelskim. Byli to zarówno księża, politycy, jak i magnaci.

Edukacja sposobem na wolność

Jedną z osób, które najbardziej kojarzą się z niepodległościowym Lublinem, jest niewątpliwie ks. Idzi Radziszewski, współzałożyciel i pierwszy rektor powstałego 100-lat temu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

- W dwudziestoleciu międzywojennym znacznie przybyło przedstawicieli polskiej inteligencji. Na ten stan rzeczy solidnie zapracowało nasze szkolnictwo wyższe, które tak naprawdę było tworzone po wojnie od podstaw. Swoją ogromną rolę odegrał tutaj właśnie KUL i ks. Idzi Radziszewski - opowiada Robert Derewenda, historyk Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Pomysł na powstanie lubelskiej uczelni zrodził się jeszcze przed odzyskaniem Niepodległości. Jedną z trudności było pozyskanie wykwalifikowanej kadry profesorskiej, która w tamtych czasach uczyła albo w większych miastach, albo za granicą kraju. - Ks. Radziszewski był prekursorem tworzenia systemu szkolnictwa. Zatrudniał lubelskich nauczycieli, którzy nauczali między innymi w szkołach średnich. Ściągał inteligencje z innych zakątków Polski, sprawiał, że chcieli tu zostać i tworzyć społeczność akademicką wolnego Lublina - opowiada Robert Derewenda.

Katolicki Uniwersytet Lubelski przeżył swojego założyciela, który zmarł już w 1922 roku. Uczelnia, mimo to, dalej się rozwijała. W tym roku świętuje swój jubileusz 100-lecia działalności.

- Ks. Radziszewski to nie tylko założyciel KUL, to człowiek, za którym ludzie chcieli iść i kontynuować jego filozofię życia. Myślę, że to był jeden z czynników, dla których KUL w tamtych czasach tak prężnie się rozwijał. Zarówno pierwszy rektor, jak i kolejni chcieli kształcić polską młodzież i uchronić ją przed widmem nadchodzącego komunizmu i faszyzmu. Radziszewski sięgał dalej, przewidział zagrożenia ze strony ideologii. Chciał wychować pokolenie, które będzie myśleć samodzielnie. Społeczność międzywojenna nie potrafiła utrzymać niepodległości, ale to ona wychowała społeczeństwo, które walczyło o wolność w II wojnie światowej, a z kolei tamto pokolenie, wychowało nas, którzy walczyli o suwerenność w 89 roku. Idea niepodległościowa księdza rektora miała długofalowy skutek - zapewnia historyk KUL.

Pozostając w kręgach duchowieństwa, nie sposób nie wspomnieć o biskupie Marianie Leonie Fulmanie.

- Był wielokrotnie więziony za swoją działalność niepodległościową. W roku, w którym Polska odzyskała wolność, został mianowany biskupem diecezjalnym diecezji lubelskiej. Fulman rozpoczął swoją działalność jako biskup w momencie, gdy Polska dopiero powstawała po wielu latach niewoli. Musimy pamiętać, że to, że marszałek Piłsudski przejął władzę 11 listopada nie oznacza, że kraj od tamtego momentu był całkowicie wolny i poprawnie funkcjonował. To długie lata walk o granice i odbudowa polskości - mówi Robert Derewenda i dodaje.

- W tamtym czasie, wykluwania się polskości, takie postacie jak Fulman były niezwykle istotne. To okres, gdy rewolucja komunistyczna szaleje w Niemczech, w Rosji, w Austrii, na Węgrzech. Zaczyna zagrażać również Polsce.

Społeczeństwo potrzebowało wzorców i przewodników, za którymi mogliby podążać w trudnych chwilach. Pierwszym z nich był oczywiście Józef Piłsudski, pozostałych Polacy szukali najczęściej w kościelnych progach.

- Kościół przygotowywał ludzi do rewolucji w duchu narodowym. To właśnie tam śpiewano polskie pieśni patriotyczne. Duchowni, również przed odzyskaniem Niepodległości, nie wzywali do powstania, ale utrzymując ducha narodowego, przygotowywali Polaków na odpowiedni moment i walkę o wolność, a potem, jej obronę - mówi historyk KUL.

Biskup Fulman przejął odpowiedzialność za kształtowanie społeczności diecezji lubelskiej. Sam był sympatykiem Narodowej Demokracji. W połowie lat 20. został pierwszym członkiem honorowym i dożywotnim Komitetu Budowy Domu Żołnierza Polskiego w Lublinie.

Ogólnokrajowe działania

Swoje nazwisko na kartach historii napisał dużymi literami również Jan Stecki, czołowy działacz Narodowej Demokracji, pochodzący z okolic Lubartowa. Stecki był znanym publicystą, współpracował z takimi gazetami, jak „Głos” i „Przegląd Wszechpolski”. W Lublinie działał jako prezes Głównego Komitetu Ratunkowego, a w państwie pełnił obowiązki ministra spraw wewnętrznych w kolejnych gabinetach powołanych przez Radę Regencyjną, poczynając od rządu Jana Kucharzewskiego. Później pracował na stanowisku senatora.

Lubelszczyzna znana była jeszcze z jednego działacza Narodowej Demokracji. - Maurycy Zamoyski, hrabia i przedostatni ordynat na Zamościu. Tworzył Polski Komitet Narodowy w Paryżu, który przyczynił się do powstania Błękitnej Armii gen. Hallera - opowiada Robert Derewenda.

W czasie zaborów lubelski hrabia finansował działania armii Hallera, a po odzyskaniu Niepodległości kandydował na prezydenta kraju w 1922 roku. - Był wówczas faworytem, prowadził w pierwszej turze wyborów, jednak przegrał ostatecznie z Gabrielem Narutowiczem - dopowiada Derewenda.

Głównym problemem okazały się jego szlacheckie korzenie. Maurycy Zamoyski dysponował wówczas jednym z największych majątków na ziemiach polskich.

- Nie kojarzyło się to dobrze, społeczność często postrzegała go jako przedstawiciela „polskich panów”. Nie mógł więc liczyć na głosy Polskiego Stronnictwa Ludowego ani na głosy Socjalistów. Narutowicz był postrzegany jako kompromisowy kandydat i to w głównej mierze zadecydowało o wyniku wyborów - zapewnia historyk.

Maurycy Zamoyski był człowiekiem, jak na swe czasy, nowoczesnym. Posiadał swoje gospodarstwo, odnosił się z szacunkiem do chłopów i wedle opowieści, uchylał nawet przed nimi kapelusza. - Propaganda wówczas robiła jednak swoje. Musimy mimo to pamiętać, że to jest człowiek, któremu zawdzięczamy finansowanie polskiej dyplomacji za granicą, na której czele stał Roman Dmowski. Ostateczne decyzje były dla polskich delegacji w Paryżu przychylne, między innymi właśnie dlatego, że posiadała solidną armię - tłumaczy Robert Derewenda.

Artykuł jest elementem akcji „Warto być Polakiem. Test historyczny z okazji jubileuszu 100-lecia odzyskania niepodległości”. W ramach inicjatywy piszemy o ważnych wydarzeniach, kluczowych dla okresu postaciach, skupiamy się też na tym, co w roku 1918, a także nieco wcześniej i trochę później działo się na Lubelszczyźnie. Artykuły to podpowiedzi - pomogą w przygotowaniu do testu o niepodległości dla uczniów. Pierwsza jego odsłona odbędzie się w szkołach, a laureaci wezmą udział w wielkim finale. Partnerami akcji są Kuratorium Oświaty w Lublinie, lubelski oddział IPN, wojewoda lubelski, Zakłady Azotowe „Puławy”, Bogdanka i PGE Dystrybucja.

Partnerami akcji są:

Anna Pawelczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.