Lotnisko w Bagiczu z bogatą przeszłością. Obiekt był nawet filmowym plenerem
Bagicz pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych miejscowości powiatu kołobrzeskiego. Dziś mało kto pamięta, że baza lotnicza w Bagiczu gościła nie tylko żołnierzy. Na początku II wojny światowej odwiedziła ją też ekipa filmowa.
Baza lotnicza w ścisłej konspiracji
W połowie lat trzydziestych, w ścisłej konspiracji, władze niemieckie przystąpiły do budowy bazy lotniczej, którą w sposób uroczysty przekazano Luftwaffe 28 kwietnia 1938 r. Pierwszą jednostką stacjonującą na Flugplatz Kolberg, jak oficjalnie nazywano kompleks, był czwarty dywizjon 152. pułku bombowego „Hindenburg”, dowodzony przez podpułkownika Roberta Kraussa. Wyposażone w samoloty typu Heinkel-111 oraz Junkers-86 zgrupowanie pozostawało pod Kołobrzegiem do pierwszych dni wojny przeciwko Polsce, aktywnie uczestnicząc w niemieckiej napaści, która rozpętała drugą wojnę światową. W późniejszym czasie w bazie przebywali między innymi żołnierze 1. pułku szturmowego, 5. pułku myśliwców nocnych, 200. pułku bombowego czy 26. eskadry rozpoznania pogodowego.
Przyjeżdżają filmowcy
W roku 1940 do Bagicza zawitał zespół filmowy berlińskiej wytwórni Tobis Filmkunst GmbH. Przez kilka miesięcy lotnisko oraz przylegające do niego tereny stały się planem zdjęciowym do trzeciego filmu w reżyserii Hansa Bertrama, zatytułowanego „Kampfgeschwader Luetzow” (tłum. „Pułk bombowy Luetzow”). Jego twórca, będący zarazem współautorem scenariusza (podczas pisania współpracował z nim Wolf Neumeister), od najmłodszych niemal lat związany był z lotnictwem, służąc między innymi jako niemiecki doradca przy armii Czang Kaj Szeka. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał Norbert Schulze - dyrygent i kompozytor, autor jednego z największych wojskowych przebojów: „Lili Marleen”. W rolach głównych wystąpili: urodzony we Wrocławiu Christian Kayssler, Hermann Braun oraz Carsta Loeck.
Kampania wrześniowa na ekranie
Nowa produkcja stanowiła kontynuację filmu pod tytułem „D III 88” z roku 1939. Przedstawiono w niej historię załogi samolotu bombowego Heinkel-111, uczestniczącą w kampanii wrześniowej, która oprócz sumiennego wykonywania zadań bojowych, podjęła ryzykowną decyzję o „wyzwoleniu” spod jarzma polskich strażników grupy wypędzonych Niemców. Bohaterscy lotnicy uczestniczyli później w zwycięskich bojach toczonych przez Luftwaffe nad Europą Zachodnią oraz pierwszej fazie Bitwy o Anglię. Premiera miała miejsce 28 lutego 1941 roku, spotykając się z pozytywną reakcją krytyków, którzy uznali dzieło Bertrama za produkcję wartościową artystycznie i wielce pouczającą. Nikt nie zwrócił uwagi na pełne absurdu sceny szarży polskiej kawalerii przeciwko pojazdom pancernym Wehrmachtu (w rolę ułanów co ciekawe wcielili się żołnierze słowaccy), a także otwarcie jednostronny charakter fabuły, sławiący, zgodnie z duchem czasu, heroizm odrodzonej armii państwa Hitlera.
Na uwagę zasługuje fakt, iż podczas realizacji zdjęć, spośród których większa część powstała właśnie w Bagiczu, wykorzystano unikatowe rodzaje uzbrojenia. Obok autentycznych wozów bojowych używanych przez Wehrmacht i nie tylko w początkowym okresie wojny, pojawił się na przykład samolot myśliwski Messerschmitt BF-109 Dora, zdobyczny francuski Curtiss H75 czy w końcu, płonące na lotniskach, PZL-37 Łoś. W sposób nowatorski rozwiązano także problem realizacji ujęć wewnątrz bombowca Heinkel-111. W rolę oponentów Luftwaffe wcieliły się czeskie Avie B-534, mimo nikłego podobieństwa stylizowane na polskie myśliwce PZL-P.11.
Pod płaszczykiem fabryki proszku do prania
Kiedy w marcu 1945 roku teren Flugplatz Kolberg zajmowała Armia Czerwona, mało kto pamiętał, a raczej - wiedział, że to ukryte przez kilka lat pod płaszczykiem fabryki proszku do prania miejsce, wykorzystane zostało do realizacji jednego z najważniejszych filmów doby III Rzeszy. „Kampfgeschwader Luetzow”, choć dziś nie tak znany jak monumentalny i również realizowany w regionie „Kolberg” w reżyserii Veita Harlana, nadal ma w zakresie produkcji propagandowych charakter zjawiskowy, a wiele wylansowanych w jego treści stereotypów, powielonych za sprawą Andrzeja Wajdy czy Jerzego Kossaka, którzy utrzymali mit polskiej kawalerii szarżującej na niemieckie czołgi, często pokutuje do dnia dzisiejszego.