Łodzianie chętnie nam pomagają i przekazują odzież
Rozmowa z Wielisławą Rogalską, prezesem łódzkiego Koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta
Ile lat działa łódzkie Koło Towarzystwa im. św. Brata Alberta?
W przyszłym roku skończymy 35 lat. Prowadzimy schroniska dla kobiet, mężczyzn, noclegownie. Schronisko i noclegownia dla bezdomnych mężczyzn znajduje się przy ul. Szczytowej, schronisko dla mężczyzn przy ul. Nowe Sady oraz schronisko dla bezdomnych kobiet i dzieci przy ul. Kwietniowej.
Liczyliście ilu osobom rocznie udzielacie pomocy?
Będzie to około sześciu tysięcy osób.
Łodzianie są ofiarni, chętnie pomagają?
Bardzo chętnie pomagają jeśli chodzi o darowizny rzeczowe. Najwięcej dostajemy ich w postaci odzieży, żywności. Tu łodzianie są bardzo hojni. Jeśli jednak chodzi o przekazanie jednego procenta czy środków finansowych to z tym jest już gorzej. Pieniądze daje się na dzieci, a na bezdomnych już nie wystarcza.
Problem bezdomności w Łodzi jest duży?
Niestety tak, dwa lata temu liczono bezdomnych. Wtedy wyliczono, że jest ich ponad 1000. Część jest w naszych placówkach, część poza nimi. Jednak według naszych obserwacji w Łodzi jest około 2000 bezdomnych. Nie wszyscy trafiają do naszych placówek, bo u nas nie można pić, są pewne rygory, które nie wszyscy akceptują. A bezdomnym dziś bardzo łatwo zostać. Niektórzy twierdzą, że mieszkają u nas alkoholicy, żebracy. Tak jednak nie jest. Wiele z tych osób po prostu znalazło się w takiej sytuacji, że nagle stracili dom, rodzinę, dach nad głową. Kolejne liczenie bezdomnych w Łodzi będzie miało miejsce w lutym przyszłego roku.
Czego najbardziej potrzebujecie przed zimą?
Przede wszystkim ciepłej odzieży, a więc kurtek, butów, a także kołder, materaców. Te rzeczy u nas bardzo szybko się zużywają.
A prezes łódzkiego Koła Towarzystwa Pomocy im. świętego Brata Alberta jest łodzianką?
Tak i od pokoleń. Moi dziadkowie mieszkali przy ul. Gdańskiej 6. W Łodzi wychowywała się moja mama. Wojna sprawiła, że znalazła się poza miastem. Ale w 1956 roku rodzina wróciła do Łodzi.