Za jednego migranta na libijskim targu płaci się od 200 do 500 dolarów. Niewolnika zatrudnia się do prac na budowie lub w rolnictwie. A kiedy staje się nieprzydatny jest zabijany, ciało zaś trafia do rowu
Uciekali przed głodem i cierpieniami do lepszego świata, trafili jednak do piekła. To miejsce nazywa się Sabha. To położone w południowo-zachodniej części Libii miasto liczące ok. 120 tys. mieszkańców. Kiedyś Sabha była stolicą historycznego regionu Fazzan, dziś słynie z tego, że odbywają się tam targi... niewolników! To nie pomyłka, w XXI wieku handluje się ludźmi jak bydłem. Kto nie może wykupić się z rąk szmuglerów ludzi lub pospolitych bandziorów trafia do niewolniczej pracy, a kiedy nie jest w stanie jej podołać zabija się go, a ciało niczym ścierwo porzuca się na odludziu. Los kobiet jest zwykle też tragiczny, kończą najczęściej jako prostytutki.
- Uciekinierzy z wielu krajów afrykańskich, którym marzy się lepsze życie w Europie muszą przechodzić przez Sabhę... a to dopiero początkowy punkt ich podróży do bogatego świata - tłumaczy Ashraf Hassan z oenzetowskiej Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM). - Lokalne władze nie są w stanie przeciwdziałać tym zbrodniczym praktykom. Cała Libia jest krajem, w którym stabilizacji nie ma od dawna.
Z tym upiornym miejscem związany był kiedyś Muammar Kadafi, były libijski dyktator, który ukończył tam szkołę średnią. Sabha, była stolica regionu traktowana była jako punkt postojowy przez handlarzy soli oraz pielgrzymów, którzy przekraczali pustynną równinę. Dziś w tym miejscu spotykają się przemytnicy ropy naftowej i migranci.
Kiedyś włoska, potem francuska, wreszcie libijska Sabha za rządów dyktatora Kadafiego dostała szansę rozwoju pod koniec lat 70. a siłą napędową była libijska ropa. Dziś to jedno z najbardziej dzikich miejsc na kuli ziemskiej, gdzie panami życia i śmierci są przemytnicy ludzi i gangsterzy. Wykorzystują trudną sytuację ludzi z najbiedniejszych krajów Czarnego Lądu, którzy chcą dostać się do bogatej Europy. Po drodze mają Libię, muszą przechodzić przez Sabhę. Co najmniej 180 tys. migrantów przybyło w ubiegłym roku do Włoch przez Libię. Ash-raf Hassan ze wspomnianej organizacji IOM, która zajmuje się migrantami mówi, że kiedy ludzie ci przybywają do tego miasta, trafiają do piekła.
34-letni Senegalczyk znalazł się na targu ludźmi po tym, jak na pustyni zakończyła się nagle jego podróż do Egiptu, skąd chciał się przedostać do Europy. - Wysadzili mnie i kilkunastu innych na targu w Sabha, potem odbyła się licytacja, trafiliśmy w ręce nowych właścicieli, ja miałem szczęście, bo szybko udało mi się uciec. Błąkał się długi czas wycieńczony, głodny i odwodniony po pustyni, potem opowiedział wszystko Livii Manante, pracownicy IOM, która pomaga takim jak on wrócić do domu.
Cena jednego człowieka, w zależności od stanu jego zdrowia ( a raczej wyglądu, bo nikt nie bawi się w badania) wynosi od 200 do 500 dolarów. Współcześni niewolnicy pracują potem jak robocze woły na budowach i na polach. Jeśli mniej więcej w ciągu dwóch miesięcy rodzina wykupi nieszczęśnika za wielokrotnie większą sumę, przeżyje, odzyska wolność. Jeśli nie, kończy naprawdę marnie. Wystarczy przejść się obrzeżami Sabhy, by natknąć się na porzucone ciała zabitych obywateli Nigerii, Senegalu czy Gambii, którzy w libijskim piekle zakończyli podróż do „europejskiego raju”.
Targi odbywają się nieregularnie, najczęściej na placach Sabhy lub w garażach. Niektórych niewolników zmusza się do pracy jako ochroniarzy przemytników. W każdej chwili mogą oni skończyć jak ci, których ciała porzucano na pustyni. Jeden z pojmanych Sene-galczyków trzymany był w prywatnym domu w Sabha przez uzbrojonych bandziorów razem z setką innych nieszczęśników. Każdego dnia bito go, kiedy po rozmowie ze swoimi bliskimi bandyci nie dostawali zapłaty. Skończyło się na tym, że kupił go pewien Libijczyk i słuch o niewolniku zaginął.
Niektóre rejony Sabhy miejscowi nazywają po prostu „Dolinami płaczu”. To miejsca, w których porzuca się chorych i skatowanych ludzi , by tam dokończyli swojego żywota. Nocami zaś zwozi się ciała tych, którzy nie nadawali się już do pracy lub nie było szans na wykupienie ich z rąk porywaczy przez rodziny. W mieście od dawna panuje samowola. Nie ma policji, wojska, sił bezpieczeństwa, które byłyby w stanie ukrócić działania przemytników ludzi oraz gangsterów. Po zmroku nikt bez noża czy karabinu nie wyjdzie z domu.
Dziennikarzy brytyjskiego „Guardiana” opisywali dramatyczne przeżycia 24-letniego Nigeryjczyka, który na własnej skórze poznał, co znaczy podróż przez libijskie pustkowia, jak okrutne są prywatne więzienia w mieście Sabha, w których spędził sporo czasu, jak straszliwie torturuje się kobiety, które trafiają do miejscowych domów publicznych zmuszane do usługiwania swoim nowym właścicielom.
- Widziałem, jak kiedyś prowadzili grupę ludzi przez Sabhę, każdy z nich miał na piersi tabliczkę z napisem, że jest „na sprzedaż”. To był koszmar jak z najgorszego filmu - mówił 23-letni Kameruńczyk, Shamsuddin Jibril, który dodawał, że takie „spędy” niewolników widział nie raz.
Dodawał on: - Innym razem, siedem, może osiem osób wieziono ze związanymi rękoma na przyczepie toyoty. Odstawiano ich w jakieś miejsce po tym, jak nowy właściciel dobił już targu - dodawał Jibril.
Uciekinierzy z biednych afrykańskich krajów nie zdają sobie sprawy, że trafiają w precyzyjną machinę, która zaczyna pracę już w ich rodzinnych wioskach. Tam kurier przemytników ludzi nęci biedaków możliwością przerzucenia ich do Europy. Mamią perspektywami wygodnego życia na zasiłkach lub podjęcie bez trudu pracy.
Kiedy całe rodziny zrzucają się na śmiałka jest on zabierany na punkt zbiórki. Tam już czekają inni gotowi ryzykować życiem, byle tylko dostać się na Stary Kontynent. Przemytnicy dzielą ludzi na mniejsze grupy i wysyłają je przez pustynne tereny Libii. Dla wielu podróż kończy się w opisanym mieście. Szczęśliwcy uchodzą z życiem jeśli rodzina jest w stanie ich wykupić z niewoli. Jeśli nie, kończą jako niewolnicy lub giną.