Libiąż. Czas nie leczy ich ran. Mija rok od śmierci ich syna górnika, a sprawy nie wyjaśniono
Dziecko, które traci rodziców nazywane jest sierotą. Nie ma natomiast słowa, które określa rodziców tracących swoje dziecko. Nie ma bowiem słowa, które byłoby w stanie wyrazić ból, który czują.
- Myślałam, że czas leczy rany. Myliłam się, jest coraz gorzej - mówi Małgorzata Michałów, mama śp. Sebastiana.
Mija rok, od kiedy straciła syna. Miał 32 lata, był górnikiem w kopalni „Janina” w Libiążu. 4 kwietnia ub. roku po raz ostatni zjechał pod ziemię. Tam wydarzył się tragiczny wypadek, który całkowicie zmienił życie rodziny. Sebastian zmarł w szpitalu w Krakowie 20 kwietnia. Cały czas był w śpiączce.
- Rano z trudem wstaję z łóżka. Liczę, że kiedyś się nie obudzę i skończy się moja męka - dodaje pani Małgorzata.
Najgorsze były święta. Kiedyś tak radosne, dziś ponure. Pustka panuje przy świątecznym stole oraz w sercach rodziców. Tę Wielkanoc spędzili sami, bo mieszkająca zagranicą córka nie mogła przylecieć. To był dla nich trudny moment.
- W niedzielę poszliśmy na cmentarz. Mąż objął grób Sebusia i zaczął płakać. Staram się go podnosić na duchu, choć sama nie mam siły - dodaje pani Małgorzata.
Pan Wiktor, ojciec Sebastiana, zastanawia się, jak inni ludzie radzą sobie ze śmiercią dzieci. Oni walczą nie tylko z bólem po stracie syna, ale także z kopalnią. Chcą wiedzieć, dlaczego zginął i by ktoś za to odpowiedział.
Czytaj więcej:
- Przez rok śledztwo w sprawie wypadku niewiele posunęło się do przodu. Im dłużej trwa, tym więcej pojawia się w niejasności.
- Co jest najdziwniejsze w tej sprawie?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień