Izabela Krzewska

Kwarantanna domowa. Dlaczego ludzie łamią zakazy i narażają innych?

Kwarantanna domowa. Dlaczego ludzie łamią zakazy i narażają innych? Fot. KWP w Białymstoku
Izabela Krzewska

- To sytuacja nowa, ekstremalna, złamanie codzienności, rutyny, wywołująca stres i lęk - ocenia białostocka socjolog, dr Katarzyna Sztop-Rutkowska. Niektórzy mówią, że to najtrudniejsze doświadczenie od czasu II wojny światowej. Część osób w przymusowej izolacji napięcia nie wytrzymuje. Brak wyobraźni, czy po prostu - lekceważący stosunek do zakazów i norm prawnych. Wycieczki do sklepu, banku, ucieczki ze szpitala, a nawet traktowanie policji jak firmy z usługą dowozu jedzenia i wódki.

We wtorek podczas ogłaszania kolejnych obostrzeń, które mają zahamować rozprzestrzenianie się koronawirusa, premier Mateusz Morawiecki apelował: - Postawmy opór, postawmy tamę pandemii koronawirusa. Razem możemy to zrobić, ale musimy ściśle przestrzegać zasad dystansu społecznego - to jest jedna, główna, podstawowa zasada, która pozwoli nam zwalczyć tę epidemię.

Bo z każdym lekkomyślnym niepotrzebnym wyjściem z domu, pandemia się przedłuża. W całym kraju zakażonych jest w sumie blisko 2.350 osób, 35 zmarło. W Podlaskiem ofiar śmiertelnych nie ma, ale badania laboratoryjne wykazały obecność wirusa u 36 osób. Według ostatnich danych przekazanych przez służby wojewody na koniec marca 19 osób było hospitalizowanych, 319 objętych nadzorem epidemiologicznym. Przymusową kwarantanną poddanych było prawie 5,3 tys. osób. Rząd rozszerzył właśnie formułę kwarantanny. Mają być nią automatycznie objęci wszyscy domownicy osoby, która wróciła zza granicy. Chyba, że "migrant" sam wyprowadzi się na 14 dni.

To ograniczy łańcuch kolejnych zakażeń. A z samym przestrzeganiem kwarantanny bywa różnie. Jedni wychodzą do sklepu, inni załatwić sprawę w banku. Ktoś na papierosa, a jeszcze inni robią imprezy. Tak zrobił mieszkaniec Łap objęty kwarantanną. Policjanci dostali sygnał, że zaprasza do domu znajomych. Gdy zadzwonili do łapianina, ten właśnie miał gościa. W rozmowie przyznał też, że wychodził na pocztę odebrać polecony list.

Objęty kwarantanną mieszkaniec jednej z siemiatyckich wsi poszedł załatwić sprawy w banku, do czego przyznał się policjantów, gdy go nie zastali w domu. Z kolei mieszkanka pow. grajewskiego poszła odebrać zakupy. Mundurowi nie zastali jej w domu. W pewnym momencie mundurowi zauważyli jak idzie ulicą. Tłumaczyła, że wróciła w nocy z zagranicy i nie miała co jeść. Poprosiła o pomoc znajomego i poszła odebrać produkty.

Reagujmy na przypadki złamania prawa

Z takimi scenariuszami spotkali się podlascy policjanci, którzy przyłapali "zbiegów" na gorącym uczynku. Od momentu zaangażowania ich w nadzór nad przebiegiem obowiązkowej kwarantanny do końca marca, nasi funkcjonariusze zarejestrowali 61 przypadków jej złamania. Tylko w poniedziałek na ponad 4,6 tysięcy kontroli, w 9 mundurowi nie zastali izolowanych w miejscu zamieszkania. We wtorek - w dwóch. Gdzie? W powiecie hajnowskim, suwalskim, wysokomazowieckim i augustowskim. Wcześniej oczywiście siemiatycki i białostocki. Niemal w każdej części województwa.

Z założenia przynajmniej raz dziennie, w sposób niezapowiedziany mundurowi sprawdzali czy objęty kwarantanną faktycznie siedzi w domu. Ale całą dobę czuwać przy drzwiach nie mogą. Co innego sąsiedzi, czy inni mieszkańcy. Jak powinni się zachować widząc naruszenie?

- Prosimy zgłaszać takie przypadki na numer alarmowy 112 lub skontaktować się bezpośrednio z policją. Im bardziej precyzyjna informacja, tym jesteśmy w stanie działać skuteczniej - zaznacza nadkom. Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Oczywiście część sygnałów nie potwierdza się. Z reguły jest to po prostu nieświadomy błąd zgłaszającego. Zupełnie czym innym było zachowanie pewnej 43-letniej białostoczanki. Chciała odegrać się na swoim byłym partnerze. W poniedziałek doniosła mundurowym, że po powrocie do kraju nie przestrzega on kwarantanny. Policjanci ustalili, że 38-latek owszem, wrócił do kraju, ale już miesiąc temu - jeszcze przed wejściem w życie przepisów o obowiązku kwarantanny. Zdaniem mężczyzny, jego "eks" zrobiła to złośliwie, bo są pokłóceni, a w chwili rozstania 43-latka odgrażała się, że tego pożałuje. Koniec końców to ona ma czego żałować. Policjanci właśnie ją ukarali za bezpodstawne wezwanie 500-złotowym mandatem.

Od teraz osoby wracające z zagranicy i objęte przymusową kwarantannę mają obowiązek instalowania na swoich telefonach komórkowych aplikacji przygotowanej przez Ministerstwo Cyfryzacji, a mającej pomóc w zlokalizowaniu takiej osoby (wystarczy zrobić i wysłać selfie do potwierdzenia miejsca pobytu). Policjanci osobistą weryfikację przebiegu kwarantanny (oczywiście z bezpiecznej odległości) będą przeprowadzać wyrywkowo. Do tej pory dzwonili ze służbowego telefonu i prosili np. o wychylenie się izolowanego przez okno. Zbierali też informacje o potrzebach, brakujących produktach, lekach, które to następnie przekazywali służbom sanitarnym. Pewien białostoczanin dosłownie potraktował tę misję. Zadzwonił do dyżurnego komendy miejskiej. Zażądał, aby policjanci przywieźli mu pizzę i alkohol. W przeciwnym wypadku sam pójdzie do sklepu i będzie kichał, kaszlał i zarażał koronawirusem inne osoby. Na miejscu już po kilku minutach zjawili się policjanci. Od razu usłyszeli wykrzykiwane wulgaryzmy z jednego z balkonów. Mężczyzna sprawiał wrażenie pijanego. Wciąż wykrzykiwał swoje żądania. Po kilku minutach rozmówca posłuchał poleceń policjantów i wrócił z powrotem do mieszkania. Odpowie za używanie słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym, a także za bezpodstawne wezwanie patrolu policji.

Na ten moment podlaska policja prowadzi około 60 czynności wyjaśniających w kierunku wykroczenia o naruszeniu przepisów o zapobieganiu chorobom zakaźnym. Grozi za to nagana lub grzywna do 500 złotych. Od sanepidu - dodatkowo do 30 tys. zł. Jeśli okaże się była to osoba chora i mogła zarazić innych - odpowie za przestępstwo, za które można trafić na rok do więzienia.

Czym innym są jeszcze przypadki ucieczek ze szpitali. Ostatni taki przypadek pochodzi z Łap. Do tamtejszego szpitala zgłosił się mężczyzna. Skarżył się na złe samopoczucie, kaszel, duszności. Kiedy czekał w gabinecie na badania, zmienił jednak zdanie i postanowił uciec. Wyskoczył przez okno na parterze i tyle go widziano. Personel medyczny poinformował policjantów. Tym udało się odnaleźć zbiega koło jednego ze sklepów. Mężczyzna został odwieziony karetką do szpitala, gdzie ostatecznie pobrano od niego wymaz do badań na obecność koronawirusa.

Skala naruszeń niewielka, ale ich skutki są niedoprzewidzenia

Liczba osób objętych kwarantanną wciąż się zmienia, bo części osób kończy 14-dniowy okres. Z list dostarczonych policji, w poniedziałek "wypadło" 650 adresów do kontroli. We wtorek kwarantannę skończyło 500 kolejnych osób.  Tak czy inaczej policjanci ostatniego dnia marca przeprowadzili blisko 4,5 tys. kontroli miejsc odbywania kwarantanny. A od zaangażowania służb mundurowych w nadzór nad tymi procedurami, były to dziesiątki tysięcy sprawdzeń. Skala naruszeń - na poziomie 60 - jest więc można powiedzieć niewielka, ale jest. Dlaczego niektórzy tak lekkomyślnie podchodzą do zakazów, które przecież mają nas wszystkich uchronić przed rozprzestrzenianiem się groźnej choroby, jaką jest COVID-19?

-  Kwarantanna jest sytuacją kompletnie nową dla Polaków, wręcz ekstremalną - mówi dr Katarzyna Sztop-Rutkowska z Instytutu Socjologii UwB i Fundacji Laboratorium Badań i Działań Społecznych "SocLab". - Nigdy czegoś takiego nie przeżywaliśmy. To złamanie codzienności, rutyny, do której jesteśmy przyzwyczajeni, konieczność dostosowania się do zaskakujących, nagłych zmian społecznych. Z tego powodu jest to rzeczywistość trudna do zaakceptowania. U niektórych może wywoływać stres i lęk.

Doskonale obrazują to historie ludzi zbierane w ramach projektu badawczego „Pandemia Stories PL". Jest ich już ponad 200. Socjolodzy z Uniwersytetu w Białymstoku postanowili zbadać, jak nowe realia wpływają na nasze zachowanie, codzienne życie, jak zmienia się to w czasie, jak reagujemy w sytuacji kryzysowej. W tym celu założyli w mediach społecznościowych grupę o nazwie PandemiaStoriesPL. Bo jedno to obowiązkowa kwarantanna domowa dla osób z podejrzeniem koronawiusa lub tych, którzy wrócili zza granicy. Drugie: izolacja społeczna, jakiej została poddana większość zwykłych ludzi. Ma to związek z prawnymi ograniczeniami w przemieszczaniu się, zamknięciem szkół i koniecznością opieki nad dziećmi, czy też skierowaniem do pracy zdalnej. Ale też dobrowolnym odosobnieniem przez tych odpowiedzialnych, którzy wzięli sobie hasło "Zostań w domu" głęboko do serca. Dla nich też może to być sytuacja psychologicznie trudna. A jaka jest dla uczestników projektu?

- Na razie trudno o konkretne wnioski. To, co możemy stwierdzić to różnorodność reakcji, dostosowania się do sytuacji dobrowolnej kwarantanny - zaznacza dr Sztop-Rutkowska. - Wiele zależy od warunków domowych, np. czy są dzieci, czy nie. W pierwszym przypadku sytuacja jest trudniejsza, wywołuje więcej napięć i konfliktów. Od początku wiedzieliśmy, że łączenie przestrzeni domowej, osobistą z przestrzenią szkolną, przedszkolną i pracy to sytuacja bardzo wyjątkowa. Mamy do czynienia z naturalnym eksperymentem społecznym, który jako naukowcy mieliśmy wręcz obowiązek zbadać.

Jak nagle zmienia się plan dnia? Jak zmieniają się relacje ze znajomymi? Jak wygląda przechodzenie ze świata offline do świata online? Jak organizowana jest przestrzeń w mieszkaniu, w którym wszyscy muszą być ze sobą 24 godziny na dobę? Na te pytania odpowiadają badani.

- W postach coraz częściej pojawiają się zdania: "chciałabym/chciałbym, żeby to wszystko wróciło do normalności, do czasów sprzed pandemii". Widać frustrację, niepokój, niepewności co do przyszłości. Nie wiemy, jak długo to potrwa, w jakim kierunku pójdą regulacje w państwie, czy dzieci wrócą do szkoły czy też nie - relacjonuje socjolożka. - Generalnie żyjemy w społeczeństwie ryzyka, gdzie trudno wszystko przewidzieć. Mam wrażenie, że w tej sytuacji ekstremalnej doświadczamy kwintesencji czasów współczesnych, ponowoczesnych - jak czasami określamy w socjologii. Takich, gdzie nie jesteśmy w stanie do końca niczego zaplanować, ponieważ żyjemy w zglobalizowanym świecie. W świecie, gdzie na nasze życie codzienne, nawet osobiste - jak się okazuje - wpływają czynniki z dalekich Chin. To tak zwany efekt motyla. Poczucie, że panujemy nad rzeczywistością jest poczuciem niezwykle złudnym.

Izabela Krzewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.