Paweł Stachnik

Krótka historia „Czasu”

Dworek Kirchmayera przy Plantach pomiędzy ulicami św Tomasza i Marka, w którym mieściła się redakcja i drukarnia „Czasu” Fot. fot. MNK Dworek Kirchmayera przy Plantach pomiędzy ulicami św Tomasza i Marka, w którym mieściła się redakcja i drukarnia „Czasu”
Paweł Stachnik

31 grudnia 1934. Ukazał się ostatni krakowski numer dziennika "Czas". Z powodów finansowych redakcja przeniosła się do Warszawy. Był to schyłek tego ważnego niegdyś pisma. „Czas” nigdy nie odzyskał znaczenia

Wydarzenia Wiosny Ludów 1848 r. przyniosły w Austrii chwilową liberalizację. Poszerzono obszar wolności słowa, zniesiono cenzurę, łatwiejsze stało się zakładanie gazet, w tym także gazet politycznych. Walczący o rząd dusz w Krakowie konserwatyści nie mogli nie skorzystać z takiej okazji.

W marcu 1848 r. pod Wawelem zaczął ukazywać się „Dziennik Narodowy”. Była to pierwsza w Krakowie gazeta konserwatywna, reprezentująca punkt widzenia ziemiaństwa. Ukazywała się nieco ponad rok. Jej swoistą kontynuacją był „Dziennik Polityczny”, ale ten wychodził jeszcze krócej (zaledwie 12 dni).

Zaniepokojone niepowodzeniem obu tytułów środowisko galicyjskich ziemian postanowiło podjąć trzecią próbę stworzenia gazety, która wyrażałaby ich poglądy i interesy. Zadania podjęła się grupa osób z otoczenia Adama Potockiego: Paweł Popiel, Henryk Wodzicki, Leon Rzewuski i Wincenty Kirchmajer. W piątek 3 listopada 1848 r. na ulicach Krakowa pojawił się w sprzedaży „Czas. Dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym”.

8 złotych polskich

Redaktorem odpowiedzialnym tej nowej gazety był Lucjan Siemieński, pierwszy numer miał cztery strony w wielkim formacie i kosztował 8 złotych polskich. Gazeta zawierała deklarację programową redakcji, obszerną relację z obrad Sejmu Pruskiego dotyczącą niekorzystnej dla Polaków poprawki konstytucji, wiadomości zagraniczne pogrupowane według kraju pochodzenia: Austria, Prusy, Francja, Włochy oraz wiadomości handlowe.

W następnych numerach dołożono kolejne rubryki m.in.: „Najnowsze wiadomości”, notowania papierów wartościowych oraz kronikę miejscową. Układ, jaki ukształtował się w jakiś czas po powstaniu gazety, utrzymał się w dużym stopniu do samego jej końca, co jest swoistym fenomenem, zważywszy, że „Czas” wychodził przez 91 lat.

Pierwszym redaktorem naczelnym został Paweł Popiel (do numeru 131 w 1849 r.), a sekretarzem redakcji Aleksander Szukiewicz. Do zespołu redakcyjnego trafili: Konstanty Sobolewski, Jan Franciszek Sobolewski i Jan Kołosowski. Gazetę wydawała spółka, której głównym i akcjonariuszami byli: Adam Potocki, Paweł Popiel, Leon Rzewuski i krakowski bankier Wincenty Kirchmayer. Biuro redakcji mieściło się przy ulicy Szczepańskiej 374.

Według niektórych przekazów pomysłodawcą nazwy dla nowej gazety był niejaki Kłosowski, emigrant polityczny z zaboru rosyjskiego. Być może jednak w pisownię nazwiska wkradł się błąd i chodzi o wspomnianego redaktora Jana Kołosowskiego, który wszedł w skład pierwszej redakcji „Czasu”.

Solidaryzm i lojalizm

Polityczne oblicze dziennika było konserwatywne, prawicowe i lojalistyczne. Gazeta reprezentowała interesy swoich założycieli i udziałowców - galicyjskiej arystokracji i ziemiaństwa - krytykowała więc niedawne uwłaszczenie chłopów, sprzeciwiała się rewolucjom społecznym, głosiła solidaryzm i utrzymanie dotychczasowego porządku.

Z czasem dojdzie do tego lojalizm wobec władz wiedeńskich i potępienie wystąpień powstańczych. „Czas” stanie się organem stronnictwa galicyjskich lojalistów zwanych stańczykami. Sporo miejsca na łamach dziennika zawsze zajmować będą traktowane z atencją sprawy Kościoła, a właściwe stosunki z władzą duchowną będą czułym punktem redakcji.

Wszystko te elementy sprawiły, że „Czas” zyskał sobie opinię gazety tradycjonalistycznej, zachowawczej i niechętnej zmianom. „Prastary dziennik »Czas«, organ arystokratyczny, konserwatywny i klerykalny” - pisał Tadeusz Boy-Żeleński (notabene sam współpracownik „Czasu”), „lojalny wobec Austrii, antyrewolucyjny, ultramontański” - wtórowała badaczka Irena Homola, „Koło »Czasu« skupiły się: ziemiaństwo, kler katolicki i nieliczna część mieszczaństwa” - dodawał historyk Marian Tyrowicz.

Konserwatyzm „Czasu”

Była też jednak druga strona krakowskiego dziennika. Jak zwraca uwagę prasoznawca z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie prof. Jerzy Jarowiecki, konserwatyzm „Czasu” był specyficzny. To wszak na jego łamach ukazywały się wiersze polskich poetów romantycznych, których trudno uznać za konserwatystów.

W latach 1856-1860 wychodził bowiem w „Czasie” „Dodatek Miesięczny” redagowany przez poetę Lucjana Siemieńskiego, schyłkowego przedstawiciela romantyzmu. Siemieński zamieszczał w nim nie tylko własne utwory, ale też wiersze Mickiewicza, Słowackiego, Lenartowicza, Norwida, Krasińskiego i Pola.

Z kolei cytowany tu już Tadeusz Boy-Żeleński wspominał, że największe wsparcie słynny młodopolski kabaret „Zielony Balonik” - który od konserwatyzmu był bardziej niż daleki - uzyskał właśnie w... „Czasie” i w jego młodych redaktorach, którzy gromadnie wsparli pomysł swoimi piórami i osobami.

Ewolucję przeszedł też osławiony lojalizm dziennika. Prof. Jarowiecki przypomina, że już w pierwszym numerze Paweł Popiel napisał w artykule wstępnym, że celem nowego pisma jest „pracowanie około odzyskania wolnej i niepodległej ojczyzny”. Jak więc widać gazeta nigdy nie zrezygnowała z idei wolności Polski.

W grudniu 1859 r. „Czas” zaczął domagać się dla Galicji autonomii na wzór tej, jaką otrzymały Węgry. „Galicja żąda autonomii narodowej, nie chce należeć do owej jedności niemieckiej na ogólnej konstytucji opartej […], żąda nie tylko języka polskiego w szkole, administracji i sądownictwie, ale żąda także sejmu krajowego i rządu z krajowców złożonego” - pisano.

Krótka historia „Czasu”
Podczas powstania styczniowego „Czas” popierał ruch niepodległościowy. To właśnie na jego łamach po raz pierwszy użyto określenia „powstanie narodowe”. Tam też pojawiła się odezwa informująca o przejęciu władzy przez Mariana Langiewicza, co notabene stało się przyczyną zawieszenia gazety.

Myśleć politycznie

Gdy jednak po klęsce w wojnie z Prusami Austria przekształciła się w Austro-Węgry, a poszczególne jej kraje składowe otrzymały autonomię, „Czas” wrócił na stanowisko lojalistyczne. Konserwatyści galicyjscy domagali się od Wiednia daleko idącej samodzielności w zamian za lojalność oraz rezygnację z konspiracji i walki o niepodległość.

Porozumienie udało się osiągnąć - choć nie w całości i nie od razu - a stańczycy zaczęli realizować w praktyce umowę polityczną z Wiedniem, którą można określić hasłem - autonomia za lojalność, a z której Polacy w Galicji czerpali konkretne korzyści. Korzyści, o jakich nie mogli nawet pomarzyć ich rodacy w zaborze rosyjskim, pruskim czy na ziemiach zabranych.

„Najtrafniej byłoby powiedzieć, że »Czas« reprezentował konserwatyzm oświecony, co oczywiście nie oznaczało, że był postępowy społecznie. Przede wszystkim, nie tylko uczył myśleć nowocześnie, ale też uczył myśleć politycznie, co Polakom na ogół niezbyt często się udawało” - pisał po latach jeden z jego redaktorów Edmund Moszyński.

„Czas” wyróżniał się też wysokim poziomem redakcyjnym. Odznaczał się dobrą jakością artykułów, świetną publicystyką, licznymi wiadomościami krajowymi i zagranicznymi, dodatkami tematycznymi (prócz literackiego były też przemysłowy, prawniczy i rolniczy; później tradycję dodatków przejmą z „Czasu” „Ikac” i „Dziennik Polski”), a także polemicznym charakterem dyskusji z przeciwnikami. Gazeta unikała tematów sensacyjnych, skupiając się na polityce, literaturze i sztuce oraz gospodarce.

Wszyscy do „Czasu”!

Jej silną stroną byli także autorzy i współpracownicy. Jako najważniejsza krakowska gazeta II połowy XIX w. przyciągała najwybitniejsze dziennikarskie, literackie i publicystyczne pióra. Pisywali w niej m.in. Kazimierz i Włodzimierz Tetmajerowie, Adolf Nowaczyński, Stanisław Wyspiański, Tadeusz Rittner, Władysław Ludwik Anczyc, Lucjan Rydel, Henryk Sienkiewicz i wielu innych tuzów pióra.

Redaktorami lub dziennikarzami byli m.in. Stanisław Smolka, Stanisław Tomkowicz, Antoni Béaupre, Rudolf Sta-rzewski, Stanisław Estreicher, Władysław Leopold Jaworski, Juliusz Leo, Stanisław Koźmian.

Pisywali w nim namiestnicy Galicji: Józef Badeni i Michał Bobrzyński, członkowie rządu austriackiego (Julian Duna-jewski), prezydenci Krakowa: Józef Dietl, Henryk Jordan i Mikołaj Zyblikiewicz, politycy konserwatywni: Jerzy Lubomirski, Leon Piniński, Adam, Artur i Andrzej Potoccy, Władysław Sanguszko, Jan i Stanisław Tarnowscy.

Szczególne często na łamach pojawiali się krakowscy profesorowie, z których wielu (np. wspomniany Juliusz Leo, Józef Szujski czy Stanisław Estreicher) łączyło pracę na uczelni z aktywnością w żyjącej całą dobę redakcji w dworku Kirchmajerów u wylotu ul. św. Tomasza na Planty.

Wysoki poziom merytoryczny uczynił z „Czasu” „doskonale redagowany, najpoważniejszy polski dziennik polityczny, znany w większych miastach niemal całej Europy Środkowej, a także, chociaż w mniejszym stopniu, Zachodniej.

Dla kół rządowych i parlamentarnych Austrii, dla polityków i prasy europejskiej stanowił wyraz najbardziej znaczącej polskiej opinii publicznej. Pisma zagraniczne czerpały z jego szpalt wiadomości o sprawach polskich i dość często prowadziły z nim polemiki”.

O roli „Czasu” w Krakowie niech zaświadczą te słowa Tadeusza Boya-Żeleńskiego: „»Czas« pisze, »Czas« mówi, to były słowa, które brzęczały mi w uszach od najwcześniejszego dzieciństwa.

Kiedy raz szedłem z matką na spacer, minął nas starszy pan, z dziwnymi, widocznie farbowanymi włosami, z twarzą mumii, z wypomadowanymi wąsami w szpic, w nieświeżym cylindrze, w tużurku, posuwający się tabetycznym krokiem. Spytałem matki, kto to taki. „To pan Kłobukowski, redaktor »Czasu«”.

Obraz tej mumii skojarzył się w mojej wyobraźni z gazetą, która dla dziecka uzmysławiała chwilę, gdy trzeba być cicho i nie przeszkadzać komuś z dorosłych, który zatopił się w tej płachcie papieru, olbrzymiej dla oczu dziecka i całej zadrukowanej; stąd nic dziwnego, że nuda ziała dla mnie z tych czterech liter: C. Z. A. S. Zresztą słyszało się ciągle powtarzane na wszystkie tony: „Ach, ten »Czas« robi się taki nudny”. Należało do zwyczaju wymyślać na »Czas«, ale nikomu nie postałoby w głowie, aby się mógł obejść bez niego”.

Gorsze czasy

Gorsze czasy dla „Czasu” nadeszły paradoksalnie wraz z odzyskaniem niepodległości. Z jednej strony wzrosły możliwości dystrybucyjne, a tym samym i nakład, z drugiej jednak gazeta borykała się z trudnościami ekonomicznymi i brakami papieru związanymi z ogólnie ciężką sytuacją w kraju.

Z czasem zaś doszedł do tego zastój formalny. Mimo zmiany czasów gazeta trzymała się dawnego składu, jak dawniej zamieszczała sążniste artykuły, a stroniła od zdjęć i rysunków, unikała też modnych i popularnych tematów sensacyjnych. Zmieniła się też sytuacja polityczna: arystokracja i ziemianie nie odgrywali w niepodległej Polsce takiej roli, jak w Galicji.

Wszystko to sprawiło to, że rynkowa pozycja zasłużonej gazety zaczęła słabnąć. O ile w 1918 r. nakład „Czasu” wynosił do 10 tys. egzemplarzy (najczęściej 6-8 tys.), to w 1928 było to już tylko 4 tys., a gazeta stała się deficytowa.

W Krakowie już w latach 20. zdetronizował ją „Ilustrowany Kurier Codzienny”, który niespodziewanie wyrósł na największą i najpoważniejszą codzienną gazetę polską. Redakcja „Czasu” próbowała wprowadzać zmiany m.in. nowe rubryki i dodatki, ale nie spotkały się one z uznaniem udziałowców, którzy finansowali pismo. Doszło do rozdźwięku, w efekcie czego zapadła decyzja o przeniesieniu gazety z Krakowa do Warszawy. Ostatni krakowski numer wyszedł 31 grudnia 1934 r. Numer z 1 stycznia 1935 r. został wydrukowany już w Warszawie, w Drukarni Mazowieckiej przy ul. Szpitalnej 1. Tam też mieściła się nowa redakcja gazety.

Przeniesienie zostało przyjęte w Krakowie z niemiłym zaskoczeniem. Stratę szczególnie odczuło krakowskie środowisko intelektualne, przede wszystkim profesorowie UJ, członkowie Polskiej Akademii Umiejętności, kuria, reprezentanci arystokracji i ziemiaństwa.

Dla wielu było to coś w rodzaju świętokradztwa i naruszenie dostojnej, bo prawie stuletniej tradycji. Prof. Stanisław Estreicher zakończył współpracę z redakcją...

Klątwa „Merkuriusza”?

Niestety, przenosiny do Warszawy stały się początkiem końca „Czasu”. W stolicy gazeta nigdy nie zdobyła takiej pozycji, jaką miała w Krakowie. Łamano ją i redagowano solidnie i w miarę nowocześnie (zamieszczano też rubrykę z wiadomościami z Krakowa), ale był to już tylko cień dziennika z jego najlepszych galicyjskich czasów.

W maju 1936 r., przy okazji wyburzania byłej krakowskiej redakcji „Czasu” na Plantach (czyli dworku Kirchmajerów), „Ilustrowany Kurier Codzienny” napisał: „To dawna siedziba »Czasu«, który wraz z innemi przedwojennemi wartościami stracił swoje wpływy, rezonans dla ongiś decydującego głosu i wreszcie po wyemigrowaniu do stolicy zmienił się na tak radykalny, że... dawni jego wydawcy i redaktorzy niewątpliwie nigdy sobie czegoś podobnego nie wyobrażali nawet w karnawale...”

Po raz kolejny okazało się, że przenosiny do Warszawy nie służą krakowskim gazetom. Wcześniej źle skończyły się one dla pierwszej krajowej gazety - „Merkuriusza Polskiego” - który zapoczątkowany w Krakowie zakończył rychło swój żywot w stolicy. Potem drogę tę z podobnym skutkiem przebył „Czas”. Wreszcie, w latach dwutysięcznych, przenosiny do Warszawy de facto stały się końcem zasłużonego krakowskiego tygodnika „Przekrój”. Czyżby klątwa „Merkuriusza”?

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.