Kochał Boga nawet wtedy, gdy czesał się przy ołtarzu
Mija 30 lat od tragicznej śmierci biskupa Wilhelma Pluty, pierwszego ordynariusza Kościoła na naszych ziemiach. Trwa już proces wyniesienia go na ołtarze, a wyraźny znak do tego, by uczynić go błogosławionym, dał Jan Paweł II.
On był człowiekiem, który trzy cnoty swojego charakteru - wiarę, nadzieję i miłość - miał w stopniu przewyższającym innych. Jego wiara objawiała się w tym, jak gorliwie się modlił. Nadzieję widać było w tym, ile dla niego znaczyło Niebo, a miłość dostrzegalna była w umiłowaniu swoich kapłanów. To właśnie dlatego ma szansę zostać świętym - mówi nam ksiądz Dariusz Gronowski. Jest postulatorem, czyli osobą odpowiedzialną za przygotowanie i prowadzenie procesu beatyfikacyjnego W. Pluty, który Kościołowi w naszym regionie przewodził od 1958 roku przez 28 lat. Aktualnie trwa już „rzymski” etap wynoszenia biskupa Pluty na ołtarze. W piątek, 22 stycznia przypadła 30. rocznica jego tragicznej śmierci.
Ostatnia podróż biskupa
W przedostatnią styczniową środę 1986 roku Pluta po porannej mszy wyjechał z domu biskupiego do Gubina, gdzie miał spotkać się z księżmi z Krosna Odrzańskiego i okolic. Wraz z nim jechał ksiądz infułat Mieczysław Marszalik oraz kierowca Józef Jurec.
W momencie śmierci bp Wilhelm Pluta był pogrążony w modlitwie
Gdy biskupi opel zmierzał do celu i był na trasie Świebodzin - Krosno Odrzańskie, między Skąpem a Sycowicami, koło Przetocznicy, z pobocza na drogę wjechała syrena. Jej kierowca zrobił to bez włączania kierunkowskazu i akurat w chwili, gdy obok przejeżdżało auto biskupa. Kierowca Pluty stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo przy drodze.
„Bp Pluta siedział na tylnym siedzeniu opięty luźno pasem bezpieczeństwa. W chwili uderzenia pas mocno ucisnął pierś, co spowodowało pęknięcie aorty. Kierowca wspominał, że w momencie śmierci bp Wilhelm był pogrążony w modlitwie” - tak to tragiczne wydarzenie opisuje Gronowski w swojej książce „Bp Wilhelm Pluta. Biografia” (wszystkie cytaty pochodzą z tej pozycji).
W. Pluta zginął na miejscu, kilkanaście dni po swoich 76. urodzinach. Został pochowany w przedsionku katedry w Gorzowie. W pogrzebie uczestniczyło 60 tysięcy osób.
Drogę wskazał Jan Paweł II
„Był święty, ale nie zamęczał ludzi swoją świętością” - wspominała po latach siostra Ambrozja Świąder, pracująca w rezydencji biskupa. Choć Pluta zmarł w opinii świętości, przez kilkanaście lat nikt nie zdecydował się rozpocząć procesu beatyfikacyjnego. Nadszedł jednak 2 czerwca 1997.
Tego dnia przyjechał do Gorzowa papież Jan Paweł II. W trakcie kazania na placu przed kościołem Pierwszych Męczenników Polskich wspominał Plutę, który w latach 1958-1972 był administratorem, a następnie ordynariuszem Kościoła gorzowskiego. - On tu jest dzisiaj na pewno z nami. Biskupie Wilhelmie, dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła na tych ziemiach. Za twój trud, odwagę i mądrość, za twoją wielką pobożność. Dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła w naszej ojczyźnie - mówił wtedy do 400 tysięcy wiernych papież.
Pluta to pierwsza osoba z naszego regionu wynoszona we współczesnych czasach na ołtarze
Po nabożeństwie Jan Paweł II pojechał do katedry pomodlić się nad grobem Pluty, a gdy chwilę później zajechał na odpoczynek do domu biskupiego, w rozmowie, w której brali udział biskupi gorzowscy i ksiądz Marszalik, padło zdanie: „Ojciec Święty rozpoczął właściwie proces beatyfikacyjny”. Papież odparł na to krótko: „Kontynuujcie”.
Pięć lat później proces rozpoczął się oficjalnie. Zrobił to biskup Adam Dyczkowski. W. Pluta to pierwsza osoba z naszego regionu wynoszona we współczesnych czasach na ołtarze. Męczennicy Międzyrzeccy zostali świętymi tysiąc lat temu w zupełnie innych czasach i procedurach.
Karol Wojtyła był przyjacielem
Zastanawialiście się w ogóle, dlaczego Jan Paweł II odwiedził grób Pluty? Obu duchownych połączyła data 7 sierpnia 1958. Tego dnia 48-letni wówczas ksiądz Pluta stawił się w samo południe u prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Na miejscu spotkał trzech innych duchownych, wśród nich 38-letniego księdza Karola Wojtyłę, późniejszego papieża. Pluta dowiedział się wówczas o nominacji na biskupa do Gorzowa (nie było wtedy jeszcze oficjalnej diecezji, a jedynie administracja apostolska od południa Ziemi Lubuskiej aż po Kołobrzeg). K. Wojtyła został z kolei biskupem pomocniczym Krakowa.
Obaj duchowni często ze sobą współpracowali, między innymi na Soborze Watykańskim II, a znajomość z czasem przerodziła się w przyjaźń. „Bywało, że przy okazji wycieczek kajakowych kard. Wojtyła wpadał do rezydencji bpa Wilhelma niespodziewanie. Przyjeżdżał wieczorem, porozmawiali, przenocował, rano razem odprawili mszę św. i jechał dalej” - czytamy w biografii byłego ordynariusza Gorzowa.
To niejedyne ciekawostki z życiorysu Pluty. Pewnie spora część z nas tego nie wie, ale to właśnie on był pomysłodawcą kursów przedmałżeńskich. Tak, tak, tych, na które narzeczeni chodzą przed ślubem. Na ich pomysł duchowny wpadł, gdy jeszcze nie był biskupem i pracował na Śląsku, z którego pochodził (urodził się 9 stycznia 1910 w Kochłowicach, dzisiejszej dzielnicy Rudy Śląskiej). W Kościele gorzowskim, który obejmował wówczas aż 1/7 terytorium Polski, Pluta wprowadził kursy w 1960 roku. Po kilku latach Kościół zaczął przeprowadzać je w całym kraju.
Kontaktu z Bogiem uczył nawet w drobnych sprawach. Gdy bratanica zapytała go, dlaczego ciągle czesze się po ściągnięciu piuski przed ołtarzem, odpowiedział jej: „Bo przed Panem Bogiem muszę stanąć godnie”.