Kenkarta z literą „G”
Tak naprawdę niebieska karta rozpoznawcza z literą „G”, świadcząca o zadeklarowaniu przynależności do narodu góralskiego, niewiele ułatwiała, nie chroniła też w zasadzie przed niemieckimi represjami. Mimo to do dziś pozostaje symbolem wyparcia się polskości i kolaboracji z okupantem
Niewątpliwie to nie górale byli inicjatorami nawiązania współpracy z Niemcami i wyodrębnienia spośród mieszkańców Podhala tzw. narodu góralskiego (Goralenvolku). Za pomysłem tym stali bowiem sami okupanci oraz ludzie, którzy pod Tatry przyjechali z innych rejonów Polski i współpracowali z Niemcami jeszcze przed wrześniem 1939 r.
Wymienić tu należy przede wszystkim Witalisa Wiedera, oficera rezerwy WP i agenta Abwehry, który zamieszkał w Zakopanem kilka lat przed wybuchem wojny, oraz Henryka Szatkowskiego, przedwojennego znanego działacza społecznego, który stał się później głównym ideologiem Goralenvolku. To właśnie oni po zajęciu Małopolski przez Wehrmacht rozpoczęli starania o nadanie mieszkańcom Podhala specjalnego statusu - próbując przy tym wykazać, że naród góralski pochodzi od Gotów, ma korzenie germańskie, więc górali należy traktować lepiej niż Polaków i innych Słowian. Udowodnić to miały badania antropologiczne, detale ich regionalnego stroju, a nawet brzmiące „niemiecko” nazwy niektórych miejscowości (np. Waksmund).
Mimo że twierdzenia te mogły się już wtedy wydawać karkołomne, Niemcy zdecydowali się (podobnie jak w innych podbijanych przez siebie państwach) podgrzać nastroje separatystyczne i wesprzeć instytucjonalnie oraz propagandowo „akcję góralską”. Z góralami postanowiono postępować podobnie jak z Ukraińcami - chciano przeciwstawić ich Polakom, uzyskując jednocześnie ich lojalność i stopniowo angażując w machinę totalitarnego państwa. Docelowo zaś, za cenę pewnych przywilejów i ograniczonej autonomii, planowano wykorzystać ich do pracy na rzecz okupacyjnego reżimu oraz stworzyć z nich wierne Hitlerowi formacje wojskowe. Patronów akcji zyskano bardzo szybko w osobach komisarza miejskiego Zakopanego i starosty okupacyjnego powiatu nowotarskiego. Później zaś do pomysłu przekonano samego Generalnego Gubernatora - Hansa Franka.
Akcję pozyskiwania górali starano się przenieść także na tereny okupacyjnego powiatu nowosądeckiego oraz w inne rejony zamieszkiwane przez górali beskidzkich. Natrafiano tam jednak na opór nie tylko mieszkańców, ale też samych urzędników. Komisarz ziemski z Limanowej, dr Heinz Georg Neumann, pisał w sierpniu 1940 r.: „W ciągu 7 miesięcy, podczas których kierowałem dotąd komisariatem ziemskim w Limanowej, nie byłem w stanie zauważyć przy okazji moich obowiązków służbowych jakiejkolwiek różnicy między góralem a Polakiem. Z jednym wyjątkiem: zyskałem uzasadnione wrażenie, że realizacja zarządzeń ogłoszonych przez niemieckie władze regularnie napotyka na większe trudności w gminach góralskich niż w polskich. [...] Na koniec chciałbym jeszcze raz podkreślić, że moim zdaniem górale nie mają większego politycznego, gospodarczego czy kulturowego znaczenia.”
Góralskie wykonanie
Mimo rezerwy niektórych urzędników, pomysł wyodrębnienia „narodu góralskiego” zdecydowano się wcielić w życie. Żeby jednak przekonać do niego samych mieszkańców Podhala nie wystarczali Wieder czy Szatkowski, lecz potrzebny był przywódca - osoba z charyzmą, prezencją, znajomościami, a nade wszystko rodowity góral. Takiego człowieka szybko znaleziono i przekonano, że może zostać „mężem opatrznościowym” Podhala.
Tak narodził się „książę góralski” (określany żartobliwie przez samych Niemców jako „Goralenfürst”) Wacław Krzeptowski, który już 7 listopada 1939 r. stając na czele góralskiej delegacji złożył na Wawelu wiernopoddańczy hołd Frankowi, a niedługo później witał uroczyście gubernatora w Zakopanem. Od tej pory górale stale już pojawiali się na łamach gadzinowej prasy, a informacje o ich dobrych relacjach z Niemcami obiegały całą okupowaną Polskę.
To, co dobrze wyglądało w obiektywach niemieckich reporterów, już od początku rodziło ogromne trudności na samym Podhalu. Krzeptowski dobrał sobie wprawdzie grono współpracowników, przede wszystkim koniunkturalistów, jednakże brakowało mu szerszego poparcia społecznego i struktur. Kierowany przez niego Goralenverein, czyli szczątkowa forma zawieszonego w 1939 r. Związku Górali, był bojkotowany przez większość górali, nie mógł więc stanowić podstawy do realizacji niemieckich planów pozyskania Podhalan. Udowodniły to też wyniki spisu powszechnego z 1940 r., gdzie do narodowości góralskiej przyznał się jedynie niewielki odsetek mieszkańców.
Dzięki wsparciu władz okupacyjnych i staraniom samego Krzeptowskiego powołano więc do życia zupełnie nową instytucję - Komitet Góralski (Goralisches Komitee) przy starostwie powiatowym w Nowym Targu, który zainaugurował swoją działalność w 1942 r. Poza centralą w Zakopanem powstały wówczas jego delegatury we wszystkich większych miejscowościach Podhala. Był to okres, kiedy istniały największe szanse na skłonienie obywateli II RP do kolaboracji - dwa lata okupacji odcisnęły piętno na całym kraju, a Niemcy po sukcesach na zachodzie pukali właśnie do bram Moskwy. Komitet miał formalnie na celu podniesienie pracowitości przemysłowej, urządzanie odczytów i wieczorów szkoleniowych dotyczących kultury i literatury góralskiej, zwalczanie analfabetyzmu i alkoholizmu. Tak naprawdę jednak skłonić miał mieszkańców Podhala do odejścia od polskości i do gorliwej pracy na rzecz III Rzeszy.
Dodatkowym gestem władz niemieckich na rzecz górali miało być też powołanie częściowo niezależnych organizacji góralskich - związku sportowego, służby budowlanej oraz szkoły. Komitet miał też dystrybuować żywność dla najbiedniejszych, a jego członkowie mogli interweniować u Niemców w sprawach gospodarczych czy nawet policyjnych.
Symbol zdrady
Ostatecznym sprawdzianem skuteczności niemieckiej polityki wobec górali miała być akcja wydawania kenkart góralskich - odrębnych kart rozpoznawczych koloru niebieskiego, z literą „G” w prawym górnym rogu. Przeprowadzona w 1942 r., częściowo przy użyciu gróźb, szantaży i wymuszeń, przyniosła bardzo słabe rezultaty. Mając do wyboru kartę polską lub góralską, tę drugą przyjęło jedynie ok. 16-17 proc. mieszkańców Podhala. Szczególnie dużo kenkart z literą „G” wydano w Szczawnicy, Kościelisku i gminie Ciche, a także w Rabce.
Krańcowo odmienna sytuacja była z kolei w Krościenku, Zawoi czy Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie odsetek kenkart góralskich stanowił zaledwie kilka procent. Potwierdzeniem fiaska całej akcji były także zestawienia ludności powiatu nowotarskiego ze stycznia 1943 r., według których na 175 619 mieszkańców powiatu 81 proc. stanowili Polacy (143 002 osoby), a jedynie ok. 16 proc. górale (27 390 osób).
Wyniki ponad trzyletniej agitacji niemieckiej na Podhalu przedstawiały się na tyle skromnie, że sami okupanci przestali wierzyć w jej sukces. Komitet Góralski działał wprawdzie aż do końca wojny, jednakże Krzeptowskiego i jego współpracowników traktowano już z przymrużeniem oka, ewentualnie wykorzystując ich wiedzę i znajomości do zwalczania rozwijającej się z każdym miesiącem działalności niepodległościowej.
Również samo podziemie przysłużyło się do zahamowania akcji Goralenvolku i wpłynęło na niepowodzenie agitacji góralskiej. Już w 1941 r. powołana została przez górali konspiracyjna Konfederacja Tatrzańska, której członkowie deklarowali: W pierwszym rzędzie pragniemy znowu nadać świetlaność i niewzruszoną powagę owej bezwzględnej a przyćmionej nieco przez „krzeptowszczyznę” prawdzie, że słowo „góral” znaczy tyle samo co „Polak z ducha i krwi”. I mimo że organizacja ta została niebawem rozbita, to zapoczątkowaną przez nią walkę z Goralenvolkiem kontynuowali od 1943 r. najpierw partyzanci Wojciecha Duszy „Szaroty”, a później żołnierze Armii Krajowej.
Ci ostatni, z oddziału AK por. Tadeusza Studzińskiego „Kurzawy”, wykonali też 20 stycznia 1945 r. wyrok śmierci przez powieszenie na Wacławie Krzeptowskim. Egzekucja w Kościelisku przypieczętowała los „narodu góralskiego”, jak i „góralskiego księcia”.