Karawanem konnym do pogrzebu. W Żorach to możliwe. Moda się zmienia [FILM]
Ma blisko 100 lat, można zaprzęgnąć do niego konie i będzie jeździć. To unikatowy karawan konny produkcji niemieckiej, który trafił do Żor. Moda pogrzebowa to połączenie tradycji z nowoczesnością.
W czasach, kiedy prężnie rozwija się przemysł pogrzebowy i popularne stają się m.in. ekologiczne trumny, kremacje zwłok, i gdy zmarli w ostatnią podróż udają się coraz bardziej luksusowymi samochodami pogrzebowymi, do Żor na Śląsku powoli wraca tradycja starodawnego przewozu trumien... karawanem konnym. Wszystko za sprawą Kazimierza Mikołajka z Żor, przedsiębiorcy pogrzebowego, który do miasta sprowadził blisko 100-letni drewniany, pięknie zdobiony karawan pogrzebowy. Po kilkumiesięcznej renowacji pojazd wygląda jak nowy. Póki co, stoi obok kaplicy św. Mikołaja, tuż przy cmentarzu parafialnym przy ul. Nowej w Żorach, ale gdy przyjdzie zlecenie, może zostać wykorzystany.
Przejechał kawał świata
- Ściągnę konie od kolegi z Kleszczowa i karawan będzie jeździć. Ten pojazd został sprowadzony z okolic Zamościa od pewnego proboszcza, u którego się już wysłużył. Przejechał trochę świata - granicę rosyjską, wcześniej ukraińską. Prawdopodobnie jest produkcji niemieckiej. Świadczy o tym zachowany do dzisiaj świstek potarganej karteczki z napisami niemieckimi, który znajdował się przy karawanie - mówi nam Kazimierz Mikołajek, który sam, w latach 70. XX w., jeździł karawanem pogrzebowym. - Cztery dekady temu jeździłem karawanem na gumowych kołach. Takiego drewnianego, jak my teraz mamy, wówczas nie było. To takie nasze cacuszko. Jesteśmy zadowoleni, że udało się go nam wyremontować - dodaje pan Kazimierz.
Jak cenny nabytek trafił do Żor? - Szukałem starego karawanu konnego na jednym z portali aukcyjnych. Natrafiłem na informację, że w pewnym polskim mieście, trzy kilometry od granicy z Ukrainą, znajduje się unikatowy karawan konny wykonany z solidnego drewna dębowo-bukowego, z pięknymi zdobieniami z drewna lipowego. Był w posiadaniu pewnego proboszcza, wysłużył się i nie był używany. Zachwycił mnie ten unikatowy pojazd, dlatego postanowiłem go sprowadzić do Żor - wspomina Kazimierz Mikołajek, zarządca pogrzebowy z Żor, który w swoim życiu pomagał przy około 8000 pogrzebach!
Nysa, to był luksus
- W zawodzie pracuję od ponad 40 lat i uzbierało się tego trochę. Sam kiedyś, jako pomocnik, jeździłem podobnym karawanem konnym. To było od 1971 do 1972 roku. Pojazd należał do zakładu przedsiębiorstwa miejskiego. Miał gumowe koła, a w naszym nowym nabytku koła są oryginalne, drewniane. Na początku lat 70. XX wieku w karawanie jechał woźnica, ja robiłem za pomocnika. Konie mieliśmy z okolic Parku Staromiejskiego, z budynku - co ciekawe - w którym mieści się dzisiaj Bank Spółdzielczy w Żorach przy ul. Męczenników Oświęcimskich. W tamtych czasach mało było samochodowych karawanów. Później moda się zmieniała. W 1973 roku jeździłem już do pogrzebów samochodem, starą nysą. To był luksus na tamte czasy - wspomina pan Mikołajek. - Drewniany karawan sprowadziłem do Żor, aby zostawić coś potomnym. Jak w mieście odnawia się pałacyki, mury obronne, to dlaczego nie można też restaurować blisko 100-letniego karawanu konnego, zwłaszcza że to fragment historii naszego miasta? - dodaje pan Kazimierz. Karawan konny kosztował go 5 tysięcy złotych. Drugie tyle wydał na jego remont.
Zabytkowy pojazd trafił do Żor dwa lata temu, ale był odnawiany dopiero w ostatnim roku przez kilka miesięcy. - Pracowaliśmy po godzinach pracy - mówi przedsiębiorca pogrzebowy. Zmienić w nim trzeba było niemal wszystko. - To nie była zwykła kosmetyka, ale gruntowna modernizacja. Karawan konny jest kuty ręcznie. Gdy sprowadziliśmy go na lawecie do Żor, nie było w nim nic spawanego. Zaczęliśmy naprawę od każdej śrubki. Osie w kołach były zgrzewane, nie działały, zdobienia musieliśmy odświeżyć. Wszystkie rzeźby, przedstawiające między innymi głowę Jezusa, kalie - kwiaty pogrzebowe i inne trzeba było odmalować farbą koloru przypominającego złoto. Cały pojazd odmalowaliśmy także na czarno. W karawanie nie było charakterystycznej lampki z boku pojazdu, dlatego sami ją zamontowaliśmy. Podłączyliśmy prąd i teraz można lampkę zapalić.
To może się udać
W nocy pięknie świeci - mówi pan Kazimierz. W czasie naprawy karawan konny znajdował się w zadaszonym garażu przy ul. Rybnickiej. Po odnowieniu postawiono go za budynkiem kaplicy, znajdującej się obok cmentarza parafialnego. Od Wszystkich Świętych stoi już "na widoku". Znajduje się na specjalnym podwyższeniu, obok budynku kaplicy.
- Jest pięknie wyeksponowany. Ostatnio nawet ksiądz dziekan Stanisław Gańczorz z kościoła farnego w żorskim śródmieściu powiedział nam, że do karawanu można podstawić dwa konie i karawan zacznie jeździć. To może się udać. Sam mogę, jak mówiłem, sprowadzić konie z Kleszczowa, dostaniemy zamówienie i będziemy jeździć naszym karawanem w Żorach. Pojazd jest sprawny, da radę jechać. Jeśli do ślubu nowożeńcy mogą jechać karocą z końmi, to dlaczego w Żorach nie można do pogrzebu jechać karawanem konnym? - pyta przedsiębiorca.
Moda się zmienia
Kazimierz Mikołajek zna branżę pogrzebową jak mało kto. - Trzeba przyznać, że zmieniają się przede wszystkim grobowce na cmentarzach. Pamiętam, jak z dwa lata temu matka po śmierci swojego ukochanego syna przy nagrobku kazała wyrzeźbić głaz, by przypominał, że jej dziecko kochało góry - dodaje Mikołajek. Trzeba przyznać, że mimo że wciąż "na topie" są tradycyjne pochówki w drewnianych trumnach, to kremacje stają się coraz bardziej popularne. Zmienia się też moda na urny. Metalowe coraz częściej zastępują np. drewniane, pojawiają się przy nich różne atrybuty świadczące o zmarłym - np. figurka motoru, jeśli zmarły był fanem motoryzacji. Mieszkańcy decydują się również na zakup relikwiarzy, do których przesypuje się "na pamiątkę" część prochów zmarłego. Na świecie pojawiają się jeszcze bardziej wymyślne trendy, np. trumny w kształcie samolotów, butów, czy puszki napoju.