Kapslowe przed sądem

Czytaj dalej
Fot. Anna Klaman
Anna Klamananna.klaman@pomorska.pl

Kapslowe przed sądem

Anna Klamananna.klaman@pomorska.pl

Wczoraj przed sądem pracy była kolejna odsłona sprawy Jolanty Lipskiej. Zeznawali świadkowie. Zabrakło m.in. burmistrz Fierek. Była na sprawie karnej wytoczonej jej przez BS Czersk.

To był sądowy maraton. Hanna Jankowska, była kierowniczka Poradni Leczenia Uzależnień, zeznawała przez godzinę. Podobnie jak obecny instruktor terapii uzależnień Mirosław Miszke i były terapeuta Janusz Sikorski. Wszystkich powołano na świadków, bo Jolantę Lipską, byłą dyrektorkę MGOPS zwolniono za niewłaściwe wydatkowanie funduszy z tak zwanego kapslowego. Sąd, rozpatrując jej sprawę, sprawdza więc, jak działała ta placówka i czy zadania zlecone, jaką była terapia pogłębiona alkoholików, wykonano jak należy.

Kilka kwestii jest kluczowych. Jakie były umowy, procedury wyboru, a także, czy rachunki były odzwierciedleniem rzeczywistej pracy personelu: Hanny Jankowskiej i Janusza Sikorskiego. Wczorajsze zeznania świadków nie były zbieżne. Pracujący dziś nadal w Poradni Mirosław Miszke podważał niemal sensowność wypłat, opisując, jak wyglądały ich zajęcia. Twierdził, że w poradni w ramach programu nie było zajęć ze współuzależnionymi, o których szeroko mówili z kolei Jankowska i Sikorski. - To się nie odbywało - mówił świadek.

Sąd dopytywał go szczególnie o lata 2013 i 2014 r., ponieważ instruktor zeznał, że posiada kserokopie ofert i sprawozdań z tych lat i nijak się one mają do tego, jak zajęcia były prowadzone. Dopytywany przez sędziego, przyznał, że dowodu nie ma, bo w tych weekendowych maratonach nie uczestniczył. Prowadził tylko zajęcia dla osób uzależnionych, które są finansowane z NFZ-u, a te odbywały się w inne dni.

Ocenę opierał na rozmowach z kolegami i na własnym doświadczeniu z 2005 r., kiedy sam jako osoba uzależniona był uczestnikiem weekendowych maratonów. Stwierdził, że nie trwały tak długo, jak powinny, bo w sobotę było to np. siedem godzin, a w niedzielę - pięć.

Co innego mówili Jankowska (niepłatne nadwykonania, jak się wyraziła) i Sikorski (znacznie powyżej liczby godzin podanej w umowie).

Tyle że w 2013 r. nabór trwał aż dziewięć miesięcy i faktycznie rejestrowane zajęcia w grupie ruszyły dopiero po tym terminie (grupę zamykano, gdy było w niej 12 osób). Ale Sikorski tłumaczył, że tę pracę należy traktować także jako gotowość do jej podjęcia. Dyżury były podobno kontynuowane - raz pojawiała się jedna osoba, innym razem - cztery, a bywało, że nikt. Wielomiesięczny poślizg miał związek z przeprowadzką, w tej sytuacji część pacjentów podobno „wykruszyła się”. Sikorski uważa jednak, że w Poradni Leczenia Uzależnień każdy kontakt z człowiekiem należy traktować jako terapię.

Gdzie w tym wszystkim odpowiedzialność Lipskiej? Wczoraj padły więc pytania o nadzór i kontrolę. Świadkowie zeznali, że typowych kontroli Poradni nie było, za to mecenas Lipskiej, pytając radcę prawną, usłyszał, że gdy kontrolowano MGOPS, nic jego klientce w tym zakresie nigdy nie wytknięto.

Jankowska, Sikorski i Lipska widywali się często - pracowali w tym samym budynku. Jankowska zeznała, że dyrektorka wiedziała o wszystkim, co w trawie piszczy i jako współtwórca ośrodka profilaktyki, gdy zmieniło się prawo, nawet ich „popchnęła”, by z Sikorskim ukończyli odpowiednie szkolenia i zdobyli certyfikaty. Stwierdziła też, że Lipska najpewniej miała do nich zaufanie, ale też żądała fachowości i kwitów. Miała wiedzieć o wszystkich kłopotach i problemach w poradni. Z jednym wyjątkiem, bo z wczorajszej relacji Sikorskiego i Jankowskiej wynika, że Lipska nie miała zielonego pojęcia, że w terapii pogłębionej uczestniczą osoby z sąsiednich gmin.

Jankowska uznała, że nie było potrzeby, by dyrektorkę informować, bo najważniejsze było to, że pacjenci mogli leczenie kontynuować. I choć zajęcia były opłacane przez czerski samorząd, to ich koszt przez to, że uczestniczyli w nich ludzie z innych gmin, nie zwiększył się. A Lipskiej wystawiła jak najlepszą cenzurkę: - Była dyrektorem sumiennym, rzetelnym i skrupulatnym. Nie zdarzyło się nic takiego, czego by nie dopilnowała - mówiła.

Sikorski przyznał, że liczył, że pacjentów spoza gminy mogło być nawet 30 proc. Poruszono też kwestię nadzoru organów gminy, a więc byłego burmistrza - prywatnie męża kierowniczki poradni. Pełnomocnik MGOPS-u, wytknął, że Sikorski od 2009 lub 2010 r., będąc pełnomocnikiem burmistrza ds. problemowych alkoholowych, sam do siebie kierował oferty. - Nie do siebie, tylko za swoim pośrednictwem jako pełnomocnika do gminnej komisji - twierdził Sikorski.

Anna Klamananna.klaman@pomorska.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.