Jordanów. Nowa perspektywa w sprawie zdarzenia na parkingu Józefa Lipy

Czytaj dalej
Paweł Zastrzeżyński

Jordanów. Nowa perspektywa w sprawie zdarzenia na parkingu Józefa Lipy

Paweł Zastrzeżyński

Józef Lipa, słysząc o nielegalnym zlocie motoryzacyjnym na parkingu pod swoją galerią, kilka razy prosił policję o interwencję. Bezskutecznie. W końcu biznesmen na miejsce pojechał osobiście. Tam ranił nożem czterech mężczyzn. Twierdzi, że w obronie własnej. Prokuratura jest innego zdania.

Skazany: Józef Lipa, rocznik 1970, znany i - przynajmniej do 22 lutego 2020 roku - cieszący się szacunkiem biznesmen z małopolskiego Jordanowa. Właściciel galerii handlowej, karczmy, sklepu, stacji benzynowej. Człowiek sukcesu, społecznik, filantrop.

Wyrok: Cztery lata i trzy miesiące bezwzględnego pozbawienia wolności (ale groziło mu dożywocie).

Czyn: Zranienie nożem czterech młodych mężczyzn, którzy przebywali na parkingu pod galerią handlową należącą do Lipy, gdzie odbywał się nielegalny zlot „Illegal Night Jordanów vol. 1”.

Zarzut prokuratora: Próba zabójstwa.

Stanowisko Lipy: Obrona własna.

Illegal Night

Illegal Night w Jordanowie nie był niczym unikatowym. Młodzi ludzie w całej Polsce spotykają się na parkingach, głównie galerii handlowych, na tak zwanych spotach. Cel jest jeden: narobić motoryzacyjnego gnoju. Palenie gumy, drifty, wyścigi, prędkość, ogień i strzelanie z rury wydechowej.

Policji już od kilku lat znane są takie wydarzenia. Radio Jura w kwietniu 2021 roku podaje tak: „W sobotni wieczór na parkingu w Poczesnej spotkało się ponad 700 miłośników czterech kółek. Zmotoryzowani umówili się na nielegalne wyścigi pod hasłem Illegal Night Częstochowa”. Wówczas policjanci ujawnili ponad 130 wykroczeń.

W lipcu 2021 roku małopolska policja informuje, że na podobnym wydarzeniu „policjanci skontrolowali 2839 pojazdów i ujawnili 2362 wykroczenia. Zdecydowana ich większość, aż 1549, dotyczyła niestosowania się do obowiązujących limitów prędkości. 36 kierowców pozostało bez prawa jazdy na trzy miesiące. Podczas kontroli drogowych policjanci zatrzymali 145 dowodów rejestracyjnych, w tym 70 za nieprawidłowy stan techniczny pojazdu. W trakcie działań z ruchu wyeliminowano 11 nietrzeźwych kierujących”.

Z kolei w czerwcu 2020 roku Radio Ostrowiec informuje: „W sobotni wieczór na terenie jednego z parkingów miało dojść do nielegalnych wyścigów. Łącznie funkcjonariusze wystawili 33 mandaty, w tym trzy za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym i cztery za używanie słów nieprzyzwoitych, zastosowali także 21 pouczeń. Ponadto policja zatrzymała 40 dowodów rejestracyjnych za nieodpowiedni stan techniczny pojazdu”.

Język

Jeśli mowa o „używaniu słów nieprzyzwoitych” i - szerzej - o słownej (i nie tylko) agresji: to niestety norma w niektórych środowiskach 20+.

- Ty jesteś patolą, bo wjechałeś tu z kur.. i zacząłeś się pruć. Ściśnij piz... małolat.

- Czekałem na ciebie…

- Czeka to twoja stara pod żabką na dwa złote. Jesteś pałą jeb… i się prujesz. Ch… ci w piz.. twoja matka to dziw.., suk.. jeb...

- Zdechniesz kur...

- Twoja matka zdechnie.

To nie jest zapis gangsterskiego monologu. To codzienny sposób komunikacji niektórych młodych. Discord, youtube, instagram i twitch to platformy komunikacji, gdzie język jest szczególnie wulgarny. Taki język był kiedyś zarezerwowany dla marginesu, ale już nie jest. To ten sam mechanizm, co z pornografią.

Pytanie brzmi: czy 22 lutego 2022 roku Józef Lipa mógł usłyszeć tak wulgarny język? Zetknąć się z nową dla niego przestrzenią? Tak przynajmniej twierdził przed sądem. I jeszcze, że to on został zaatakowany jako pierwszy.

Perspektywa

W prawie nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Są konkretne zarzuty. Jest oskarżony i są pokrzywdzeni. Jednak tu jest jeszcze inna perspektywa, która nie została dotychczas ukazana w sprawie Józefa Lipy. Co wyróżnia tę sprawę? To że nie ma w niej narastającego konfliktu, jak w większości przestępstw. Ofiary nie są konkretne, wytypowane, znienawidzone, a zupełnie przypadkowe. Sprawca i ofiary nie znały się wcześniej. Sprawca nie zetknął się z konkretnym człowiekiem. Konkretnym czynem. Skonfrontował się ze zjawiskiem, któremu sam postanowił przeciwdziałać. Naprzeciw była grupa dla niego bezimiennych postaci, które - w jego mniemaniu - dopuściły się przestępstwa. Wtargnęły w nocy na jego własność. On poinformował o tym policję, która nie pojawiła się na miejscu. Wziął sprawy w swoje ręce. Podkreśla, że chronił własny teren.

Jordanów vol. 1

Notka na prywatnym facebookowym wydarzeniu o nazwie Illegal Night Jordanów Vol.1: „Będzie grubo. Kochasz adrenalinę i nocne wyścigi po ulicach? Jeżeli tak, to zapraszamy na spota, który odbędzie się w niedzielę”. Dotarliśmy do zachowanej kopii screena z telefonu, który został zrobiony godzinę przed zlotem, na którym zebrało się kilkadziesiąt osób. Jest to dowód, że wydarzenie, które ostatecznie miało tak dramatyczny przebieg, było firmowane jako „Illegal Night”. Bezdyskusyjnie, co pierwszy raz udaje się pokazać opinii publicznej, wpisało się ono w patologiczne zjawisko o ogólnopolskim zasięgu. Pokazuje to też, z czym zetknął się Józef Lipa.

Dotarliśmy do dwóch nagrań wideo, zarejestrowanych na prywatnym parkingu Lipy. Na jednym z nich ciemny samochód „pali gumę”, słychać rozentuzjazmowanych młodych ludzi: „Ja pierd…, ja pierd… (śmiech) o jebaniutki kur… mistrz…”. W panoramicznym ujęciu po lewej stronie samochodu pogrążonego w kłębie dymu obserwujemy zebranych w dużej grupie młodych ludzi w wieku około 20 lat. Bez problemu można rozpoznać ich twarze. Za nimi jest wyeksponowany i oświetlony budynek galerii w Jordanowie. W tle słychać dudniącą muzykę.

Jednoznacznie jest to potwierdzenie, że ten motoryzacyjny „gnój” miał miejsce na prywatnym parkingu biznesmena. Dotarliśmy też do kolejnego nagrania z tego samego miejsca, gdzie w tle widać oświetloną fasadę Galerii Jordanowskiej, a na pierwszym planie osobę, która prawdopodobnie przed momentem driftowała i paliła gumę. Młody człowiek, którego twarz jest w pełni rozpoznawalna, siedzi we wnętrzu samochodu na miejscu kierowcy. Jedną rękę opiera o kierownicę, a drugą bardzo emocjonalnie wymachuje w takt utworu: „Ja pier… jedziemy dalej ostro”. Słychać, że inni mu wtórują:

Pier… policję i palimy blanta

Ch.. ci w dupę jeb.. psie

Nosisz pałę, wyglądasz jak gej

Policja goni mnie

Spie… sobie z mordą, jeb… policję ostro...

Utwór ten - swego rodzaju patologiczny hymn w kontrze do działań policji - ma ok. 10 milionów wyświetleń na youtubie.

Pytania

W związku z dotychczas nieodkrytymi wątkami sprawy skierowaliśmy pytania do Komendy Powiatowej Policji w Jordanowie oraz do Rzecznika Prasowego Komendanta Powiatowego Policji w Suchej Beskidzkiej (to jednostka nadrzędna).

Asp. szt. Wojciech Copija, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Suchej Beskidzkiej wskazał, że policjanci w Jordanowie udali się na interwencję w trybie pilnym z terenu miejscowości Łętownia, gdzie zostali chwilę wcześniej skierowani w związku z innym zgłoszeniem. Jak wskazał rzecznik, „w tym czasie był to patrol policji, który w najszybszym możliwym czasie mógłby podjąć interwencję”. Ta odpowiedź pośrednio potwierdza fakt, że policja nie pojawiła się na miejscu zdarzenia natychmiast po zgłoszeniu. Stan etatowy Komisariatu Policji w Jordanowie to 26 policjantów (1 wakat) oraz 4 oznakowane pojazdy służbowe.

Prokurator Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie szeroko uzasadnia fakt, że interwencja nie była natychmiastowa: „O godzinie 22:05 Wojewódzkie Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Krakowie, w związku z wezwaniem na parking przed Galerią Jordanów pogotowia ratunkowego, zawiadomiło Komisariat Policji w Jordanowie o ugodzeniu nożem. Zawiadomienie to spowodowało zmianę wcześniejszej dyspozycji dwóch funkcjonariuszy z terenu Łętowni (w związku ze zgłoszeniem nietrzeźwego kierowcy) na teren przy Galerii Jordanów, gdzie interwencję policjanci ci podjęli już o godzinie 22.11”.

Reasumując, interwencja została podjęta w ciągu 25 minut od zgłoszenia i przyspieszona przez konsekwencje. Na miejscu policjanci byli o godzinie 22.11. „Illegal Night Jordanów Vol. 1” zaplanowany był na godz. 21.

Sekretne życie w sieci

W pytaniach przesłanych do kilku jednostek umieściliśmy też to o Łukasza R., domniemanego organizatora „Illegal Night” z 22 lutego 2020 roku, który stworzył wydarzenie na facebooku. Jaka była jego rola w toczącym się postępowaniu? Jak dowiedzieliśmy się od prok. Janusza Hnatki, Łukasz R. nie był nawet przesłuchany w charakterze świadka.

Jak tłumaczy prokurator, „przedmiotem postepowania nie było zdarzenie zorganizowane przez wymienionego, lecz czyny zarzucane Józefowi L., polegające na godzeniu nożem pokrzywdzonych, co do których nie ustalono, aby Łukasz R. był ich świadkiem”.

Dotarliśmy do Łukasza R. i zadaliśmy pytanie, czy to on występuje jako organizator „Illegal Night Jordanów Vol.1”. Najpierw stwierdził, że „wgl nie jest związany z tym wydarzeniem”, a po chwili napisał: „Ktoś mnie tam dodał, ale od razu usunąłem się z tego, bo ktoś dodawał tam dużo osób. Nie mam pojęcia nawet kto, bo od razu to zablokowałem”.

Skontaktowaliśmy się z działem prasowym facebooka. Przekazaliśmy zabezpieczony dowód do analizy i pytanie, czy istnieje techniczna możliwość, żeby ktoś postronny zmienił lub dodał organizatora wydarzenia na facebooku, jak wskazuje R.? Přemek Adamec, menadżer ds. komunikacji facebooka na Europę wschodnią i centralną, odpowiedział nam, że gdy tworzy się wydarzenie, system automatycznie wyświetla daną osobę na pierwszym miejscu po słowie organizator (tak jak to miało miejsce na przesłanym zrzucie ekranu). Jednocześnie z treści korespondencji jasno wynika, że nie jest możliwe, aby ktoś bez udziału twórcy wydarzenia mógł działać tak, jak opisał to Łukasz R.

Przeanalizowaliśmy też odnalezione przez nas nagrania wideo. O pomoc zwróciliśmy się do eksperta, popularnego polskiego influencera, który wskazał, że materiał pochodzi ze snapchata: - Na snapchacie nie ma postów. Tam się wysyła zdjęcia, które znikają po pięciu sekundach. Czyli wysyłasz do kogoś zdjęcie, a on - jak kliknie, żeby je odtworzyć - przez pięć sekund może zapoznać się z zawartością zdjęcia, po czym ono znika”.

Z tej formy komunikacji korzysta część użytkowników publikujących patologiczne treści. Nasz ekspert odnalazł na snapchacie autora filmiku o pseudonimie „StanachELO”. Udało nam się z nim skontaktować, ale nie chciał się przedstawić z imienia i nazwiska. Nie odpowiedział też na nasze pytania. Z innego źródła udało nam się jednak potwierdzić, że ta osoba jest znana wśród młodych ludzi w Jordanowie.

Próbowaliśmy się też skontaktować z innymi osobami, które mogłyby przekazać więcej informacji na ten temat. Nikt nie chciał rozmawiać.

Skala

W sprawie zjawiska „Illegal Night” skierowaliśmy pytanie do Prokuratury Krajowej. Zapytaliśmy, czy skala zjawiska jest znana, czy planowane są jakieś działania legislacyjne lub operacyjne, aby rozwiązać problem? Co z ochroną właścicieli parkingów, na których odbywa się „Illegal Night”? Do chwili publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi od Prokuratury Krajowej.

Natomiast Prokuratura Okręgowa w Krakowie nie wiąże wątku „Illegal Nigth” z zajściem, które miało miejsce na prywatnym parkingu Józefa L. Zdaniem prokuratury osoby pokrzywdzone przebywały w tym miejscu w związku z zakupami dokonywanymi w Galerii Jordanów, a poza tym czekały na kolegę uczestniczącego w odbywającym się wówczas na terenie Jordanowa zebraniu Ochotniczej Straży Pożarnej.

Z treści oświadczenia można wywnioskować, że motywem działania Józefa L. była zwykła napaść, w której 50-letni mężczyzna razem z synami atakuje czterech dwudziestoletnich klientów swojej galerii. Prokurator Janusz Hnatko jednoznacznie stwierdza również, że nie ustalono, aby pokrzywdzeni - przebywając na parkingu - dopuszczali się naruszenia porządku publicznego lub przepisów prawa. Wyklucza obecność tych młodych osób w „Illegal Night”, wydarzeniu, które ma całkowitą zbieżność miejsca i czasu.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie szczegółowo opisuje, jak wyglądał przebieg wydarzeń według oskarżyciela: „W momencie, gdy Józef L. pojawił się na parkingu, usiłując spowodować jego opuszczenie przez zgromadzone tam osoby, w tym zakresie posuwając się wraz z towarzyszącymi mu synami do rękoczynów, pokrzywdzeni, aby uniknąć podejrzeń o uczestniczenie w nielegalnym zgromadzeniu, postanowili dobrowolnie wyjechać z tego miejsca. W momencie, gdy jeden z nich wchodził do pojazdu typu mikrobus, którym przyjechali, został napadnięty przez Józefa L. i siłą wyciągnięty na zewnątrz”. Prokurator ze szczegółami opisuje czyn. „Niemal jednocześnie Józef L. wyprowadził cios nożem w plecy pokrzywdzonego. Następnie swoją agresję przeniósł na kolejnego pasażera pojazdu, wyprowadzając poprzez otwarte drzwi nadwozia, szereg ciosów nożem w kierunku górnych części jego ciała, w tym jeden skuteczny w ramię”.

Wówczas - zdaniem prokuratury - na pomoc koledze przyszedł kierowca, który odciągnął na bok Józefa L. Biznesmen zadał mu cios i uszkodził kurtkę. Wówczas do 50-letniego właściciela Galerii Jordanowskiej podszedł czwarty mężczyzna. Chcąc go odciągnąć, założył mu nelsona, czyli duszenie za pleców. W reakcji na to Józef L. zadał trzy ciosy nożem skierowane w plecy i udo.

Prokuratura twierdzi, że obrona Józefa L. akcentowała wpływ „Illegal Nigth” przedstawiając oskarżanego w roli osoby występującej w obronie porządku publicznego. Zdaniem prokuratora, ta argumentacja zeszła na plan dalszy, ustępując twierdzeniom, iż oskarżony - dopuszczając się zamachu na życie czwartego z pokrzywdzonych - działał w ramach kontratypu obrony koniecznej. Działanie młodych mężczyzn prokurator przedstawia jako „wręcz akademicki przykład obrony koniecznej, bez jakiegokolwiek przekroczenia jej granic”.

Józef L. był tymczasowo aresztowany na 14 miesięcy.

Obecnie w oczekiwaniu na uprawomocnienie się wyroku przebywa na wolności.

Zamiast puenty

Oskarżycielem Józefa L. jest Wacław Wiechniak z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, były szef tejże prokuratury. Według Rzeczpospolitej (27.01.2006) podał się do dymisji w związku z oskarżeniami o przyjęcie łapówki. „Doniósł” na niego kolega z prokuratury. Śledztwo umorzono, bo kolega Wiechniaka miał zbyt późno poinformować przełożonych o rzekomym czynie.

Gdyby sprawą prokuratura zajęła się wcześniej, śledztwo mogło mieć inny finał. Upłynęło jednak dość dużo czasu a większość świadków zasłaniała się niepamięcią.

Sprawę trzeba było więc umorzyć.

***

NASZA ROZMOWA Z JÓZEFEM LIPĄ

Co oni mówili, że pana tak sprowokowali? Były jakieś konkretne zdania?

Tam byłem tylko ja i żona. Żona się cofnęła, a on mówi: Spierdalaj stary dziadu. Tam leciały takie słowa... Wie pan, ja nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Pomogło się tylu ludziom, zawsze się starałem, jeszcze nigdy nie odmówiłem nikomu.

Pan znał te osoby?

Nie. Ja tylko słyszałem, że to, co się działo w tej galerii, zaczyna się znowu tam dziać.

Kojarzy pan coś takiego jak „Illegal Night”?

Nie, a co to jest?

O Fame MMA, o Boxdelu, o Nitro nigdy pan nie słyszał?

Nie.

Oni to nazywają, że "kogoś się ciśnie". Oni w ten sposób ze sobą rozmawiają. Oni wszyscy do pana tak agresywnie wyskoczyli czy były konkretne osoby?

Nawet nie chcę o tym myśleć. Dla mnie to porażka życiowa. Całe życie szło jakoś…

Pan nie był nigdy karany?

Nawet mandatu w życiu nie dostałem. Co zrobić w takiej sytuacji, jeśli władza zawiedzie? Przecież zawsze po dwóch-trzech minutach policja jest, a wtedy nie przyjechali, choć komisariat był 120 metrów dalej. Była chwila spokoju i znów się zaczęło. Przychodzą dziewczyny sprzątające do pracy i mają samochód skopany, opluty, zniszczony.

Od jakiego czasu to się działo?

To się zaczęło, jak otwarcie było. To nie jest Galeria Krakowska, to jest w małym mieście. Ja jestem z budowlanki, sami to budowaliśmy. Wszystko, co robimy, sami robimy. A te młode osoby nie szanują czegoś, co jest, a na to nie ma paragrafów, bo się nikt tym nie przejmuje. Ale dokąd można takie coś robić?

A nie było tak, że ktoś zaczął panu robić na złość specjalnie?

A czemu? W życiu nikomu nic złego nie zrobiłem.

Coś w panu pękło?

Może nie tyle pękło. To jest strach przed czymś, co… Ktoś, kto tego nie widział albo nie przeżył, nie zrozumie.

Pan miał ze sobą nóż kuchenny?

Pierwsze byliśmy tutaj z żoną, żeby porozmawiać z pracownikami. Były ostatki. Później mówiliśmy, że pojedziemy do restauracji i pojechaliśmy.

Pan dostał jakiś sygnał?

Byliśmy w knajpie, żeby porozmawiać z pracownikami i o 21.30 dziewczyny dzwonią, żeby przyjechać, bo jest bardzo dużo ludzi na parkingu, jeżdżą, wrzeszczą, alkohol… To jest mój parking, dla klientów, ale mój prywatny, bramki są nasze, wszystko jest nasze. I w pewnym momencie dziewczyny zadzwoniły, że jest ustawka czy coś, że się boją. Nawet się nie zastanawiałem, żona zadzwoniła na policję, była 21.43, pamiętam jak dziś. I rozmawialiśmy dalej. Później znowu przed 22 telefon, że ani policja nie przyjeżdża, ani nikt…

Czyli oni nawet nie przyjechali?

Nie! Rozumie pan, 120 metrów dalej jest komisariat!

Co było dalej?

Dzwoniliśmy na policję jeszcze za minutę dziesiąta. - Przyjedziemy - usłyszeliśmy. Nie przyjechali. Jeszcze raz zadzwoniły do nas z płaczem dziewczyny, że się boją, że jest ponad 100 ludzi. Dziewczyny już przeżyły tyle rzeczy w tej galerii… Mało kto chce tam pracować. Jak ta pani zadzwoniła i zaczęła płakać i prosić „niech pan przyjedzie”, powiedziałem do żony: jedziemy. Minęło już 45 minut, a policja dalej nie przyjechała. Nie wiem, jak wpadł mi ten pomysł, ale mówię, że na obronę wezmę nóż z kuchni.

Pan się cały trzęsie…

I wsadziłem go tutaj… i pojechaliśmy… Jechał za nami samochód. To było dziwne: on wjechał na ten parking tutaj i wycofał się, nie wiadomo, dlaczego. Od knajpy za nami jechał i wycofał się… Czemu?

Pan sam do nich poszedł czy z żoną?

Przyjechaliśmy z żoną, żona zaparkowała, a ja poszedłem. Stała tam grupa, podszedłem do niej i zapytałem, co tu robią. Poprosiłem, żeby się rozeszli. W końcu nie wytrzymałem i powiedziałem, żeby stąd wypierdalali. Tak powiedziałem, ale oni też już zaczęli swoje i rozeszli się. Zacząłem iść do samochodu, a wtedy cofało jakieś auto, to je zatrzymałem i zapytałem, czy handlują narkotykami. Cofnął się i wyjechał szybko, nawet drzwi nie zamknął i zaczęło się: „spierdalaj stary dziadu…” i tak dalej. To się tak szybko działo, że pół z tych rzeczy nie pamiętam. Wie pan, to jest taki strach, że się w głowie nie mieści, a zwłaszcza, że nigdy nie miałem do czynienia z takimi rzeczami.

Pan jest odważny?

W takiej sytuacji nawet nie wiesz, co masz zrobić, jak widzisz taką bandę ludzi. Co innego po tych dużych miastach; oni są przyzwyczajeni do bijatyk, ustawek. A tutaj widzisz, z maczetami gonią, tamtego zabili, tu mu rękę odcięli, to się w głowie nie mieści. Spotykasz się z taką sytuacją i myślisz sobie: tego nie było i nagle jest tutaj. Skąd? W mediach podają, że ja piłem z żoną… Żona nawet kieliszka do ust nie wzięła, bo jest cały czas na lekach. Jak można takie kłamstwa pisać? Ja wypiłem dwa drinki, andrzejki były. Tam było jeszcze napisane, że jeden dostał odszkodowanie 10 tysięcy. A ile dostał? 175 tysięcy.

Od kogo dostał?

Od nas. Jest w sądzie wszystko zatwierdzone. To jak można tak pisać?

A był jakiś dziennikarz na rozprawie? Rozprawa była otwarta czy zamknięta?

Otwarta.

I był ktoś?

Nie wiem, nie zwracałem na to uwagi. Cuda bym oddał, żeby się wrócić do tamtego momentu, żeby to się nie wydarzyło. Żebym wiedział, za co tak się potoczyło. Za co? W życiu nic nie zrobiłem nikomu. Za co? (roztrzęsiony i płacze). Żebym wiedział, za co? Trzeba udawać twardego, żeby nie poznali, że człowiek jest wykończony. Jakby panu ktoś skoczył na plecy…

Ktoś skoczył panu na plecy?

Tak. I zaczął mnie dusić krawatem. Nie wiedziałem, co się dzieje wtedy.

I wtedy pan wyciągnął nóż?

Założył mi krawat, a ja nie ćwiczę, nie chodzę na siłownię, bo nie mam czasu… Nie mogę o tym mówić, bo to mnie dobija… (płacz). Oddechu nie mogłem złapać, palec złamany - ale tego nigdzie nie zapisali, nogi obite, bo mnie położył na asfalt. Kawał chłopa, o głowę wyższy ode mnie. Nigdy nie myślałem, że to życie tak się potoczy. I to w sekundzie. Dlaczego system jest tak skonstruowany, że w takiej sytuacji bronisz się i jesteś na własnym terenie winowajcą. Nie w dzień, w nocy. Jakby to było w Stanach…

To dostałby pan medal.

Wie pan, jakie jest prawo w Stanach… Nie zrozumiem pewnych spraw. Dlaczego nie jest brane pod uwagę, dlaczego tak się stało? Czy to było w obronie? Nikt się tym nie interesuje, tylko każdy się interesuje tymi sekundami. A nikt nie interesuje się, dlaczego, co to spowodowało. Oni są bez winy, człowiek jest zmieszany z najgorszymi. Serce mnie boli, dlaczego? Prokuratura idzie w kierunku, że nie wiadomo, jaki zabójca.... To jest cel, żeby człowieka zniszczyć. Wmawiają komuś, że chciał zabić.

Panu wmawiają, że chciał zabić?

No przecież prokurator zawsze w tym kierunku idzie. W papierach piszą, że ponad 70 ludzi, a tam było dużo więcej.

Ranne zostały cztery osoby.

Jeden miał kurtkę naciętą, tylko takie draśnięcie i już jest ofiarą, a najcięższe obrażenia miał ten, co mnie zaatakował od tyłu, skoczył na mnie. Jedna osoba! On mi założył krawat i ścisnął mnie, ja już powietrza nie chwyciłem… a jak to się później stało…

Jakie on miał obrażenia?

Przez skórę weszło trzy centymetry, tu z boku, w płuco.

Długo był w szpitalu?

Siedem dni.

Nie było zagrożenia życia?

Nie. Płuco miał uszkodzone.

Czy w tym śledztwie jest brana pod uwagę samoobrona?

Nie wiem, jestem taki roztrzęsiony. Chodziło o samoobronę, tak faktycznie było.

Jak pan przeżył trafienie do więzienia?

Obrałem linię, żeby to po prostu wyrzucić z głowy. Nie byłem bandytą, nie jestem i nie będę - nikt mi tego nie wmówi. Choćbym miał zginąć, cokolwiek miałoby się stać, nikt mi tego nie wmówi. Dzieci wiedzą, żona wie, wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, jaki jestem. Trzyma mnie tylko rodzina.

Więzienie jest dla pana piętnem?

Ja się odciąłem. Mnie to nie interesowało. Mnie interesowało to, co miałem w głowie zakodowane. Tylko to: dlaczego Bozia tak pokierowała? Za co? Za to, że tylu ludziom zrobiłem dobrze? Pomogłem? Za co?

I to jest najważniejsze pytanie?

Ze mnie to nie wyjdzie do końca życia. Ja będę udawał przed dziećmi, że nie ma nic, że wszystko jest ok, ale ja to mam tutaj w sercu… Za co? Żebym coś zrobił źle… Już nie jestem takim człowiekiem, jakim byłem wcześniej, psycha mi siadła. Nie powinienem się tak zachowywać, ale nie mogę tego zrozumieć i siedzi mi to w środku (płacz). Przepraszam, tak się rozwaliłem, że nie umiem… Bałem się tego. Bałem się tego tematu. To, co się tam stało, nie powinno się stać. Dobrze, że się nie stało więcej.

Ludzie czasem obwiniają Boga. Pan nie?

Przepraszam Go za to, że coś takiego zrobiłem, że nie zapanowałem nad sobą. Człowiek, jak ma sumienie… A jak już nie masz sumienia, to cię nie ma, to jesteś człowiekiem-wrakiem. Bardzo dużo dziękuję, że ten chłopak przeżył.

Paweł Zastrzeżyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.