Jesteśmy rajem dla pięknych ptaków
Te spotkania zapierają dech w piersiach. I to nie tylko fotografowi, ale także oglądającym jego zdjęcia. Walki myszołowów, lądowanie bielika to niecodzienny widok.
Kiedy większość z nas jeszcze śpi, wczesnym rankiem Rafał Szozda już dojeżdża do czatowni. Ubrany, jak żołnierz, bo podstawą jest dobry kamuflaż. Uzbrojony w specjalistyczny sprzęt i cierpliwość. Nie wystarczy jeden strzał migawki. Aby wrócić z piękną zdobyczą w postaci idealnego zdjęcia, potrzebny jest czas. Kilkugodzinne oczekiwanie. Idealnie opanował technikę bezszelestnego skradania się, leżenia w bezruchu i poruszania się w ciemnościach. - Często muszę się dobrze zamaskować. Ptaki potrzebują czasu, aby się przyzwyczaić do człowieka. Tak naprawdę przylatują po dwóch, trzech godzinach od pierwszego spotkania i to też nie jest regułą.
- Robimy wszystko, aby czuły się w naszej obecności swobodnie, czyli próbujemy stać się dla nich niewidoczni - opisuje Rafał. - Trzeba na przykład ustrzec się kruków. To bardzo wścibscy zwiadowcy, bardzo często towarzyszą ptakom szponiastym i żyją w pewnej tylko im znanej symbiozie. Potrafią dokładnie sprawdzić teren wokół czatowni, nawet zaglądnąć do niej. A gdy już kogoś zobaczą, to wrzeszczą na całą okolicę. Efekt ich rabanu jest taki, że mam kilka godzin przerwy, bo inne ptaki, w szczególności szponiaste, dostały sygnał: nie przylatujcie tutaj.
Dlaczego Rafał kieruje swój obiektyw w kierunku ptaków? Bo jak przyznaje, mają w sobie coś tajemniczego, niedostępnego i... wolnego.
- Tak naprawdę znamy może kilka procent ich zachowania. Potrzeba czasu na to, aby ptak pokazał swoje prawdziwe oblicze. Gdy wchodzę do lasu, jest cisza. Nie ma ptaków, nic się nie dzieje. Zajmuję miejsce. Zasłonię się siatką maskującą i już po godzinie słyszę śpiew, zaczynają być śmielsze. A po półtorej zaczynają świrować. Siadają bardzo blisko, nawet na wyciągnięcie ręki nieświadome mojej obecności.
Mam przed sobą przepiękny obraz latających kolorowych ptaszków, bawiących się ze sobą, pełniących obowiązki rodziców i walczące jak sytuacja tego wymaga o pokarm i swój teren na kawałku łąki lub lasu. Ptaki są bardzo terytorialne, szczególnie w okresie wiosennym, gdzie na swój prywatny kawałek terenu wabią samiczki i takie zachowanie, czyli ptasie zaloty, nazywamy „tokowaniem”. W naszych rejonach mamy prawdziwy ptasi raj. Raj, który zamieszkują jedne z najcudowniejszych gatunków ptaków - dodaje fotograf.
Jakie najczęściej spotyka podczas swoich fotograficznych wypraw? Mysikróliki, myszołowy, bieliki, kukułki, raniuszki... Można tak wymieniać i wymieniać, oczywiście niektóre gatunki tylko o określonych porach roku. Jednak niektóre spotkania na długo pozostaną w pamięci Rafała. - W tym roku, w styczniu, gdy przebywałem za Zieloną Góra, nagle niedaleko czatowni wylądował bielik. Kompletnie się go nie spodziewałem, bo był to teren daleko położony od dużych zbiorników wodnych. Gdy go zobaczyłem, tętno miałem 200. Musiałem się chwilę uspokoić i dopiero zacząć go fotografować. Jedno z najpiękniejszych spotkań miało miejsce jakieś dwa, trzy lata temu, kiedy przyleciała do nas kania ruda, moim zdaniem najpiękniejszy ptak drapieżny Polski. Wtedy serce mi prawie stanęło. Dumny byłem również z siebie, gdy udało mi się sfotografować zimorodka z bliskiej odległości i ptak czuł się swobodnie, nie wiedząc o mojej obecności. Siedziałem kilka godzin na zwalonym drzewie, w rozkroku. Nogi miałem lekko nad wodą, nie powiem już czego nie czułem. Siedziałem w takiej pozycji pod siatką w bezruchu około cztery godzin i się udało. Zimorodek usiadł przed moim obiektywem. To było coś niesamowitego!
Piękne to spotkania, ale bywają też niebezpieczne. - Wszy¬stko ma swoje granice i nie można ich przekraczać, przede wszystkim nie można niepokoić ptaków. Samce bronią swojego terytorium. Samice potrafią zaatakować człowieka, w szczególności, gdy bronią młodych. Raz strzyżyk napuszył się i wystartował prosto na mnie. Zezłościł się i miałem wrażenie, że chce mnie zaatakować. Oczywiście jest to malutki ptaszek i wyglądało to zabawnie, ale dał ostrzeżenie. Niebezpieczne wyglądają też chociażby walki myszołowów i innych szponiastych. Trudno je opisać, trwają dosłownie ułamki sekund i tylko dobry sprzęt fotograficzny za nimi nadąża.
Rafał fotografią zajmuje się od pięciu lat, a jego prace są już doceniane przez prestiżowe pisma fotograficzne i przyrodnicze.
- Poczułem, że to jest to, co mnie pociąga. A mając tak piękne miejsca niedaleko Zielonej Góry i Nowej Soli, wzdłuż dorzecza Odry, w Bobrownikach czy niedaleko Modrzycy, grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Fotografia dzikiej przyrody jest najtrudniejszą i niestety najdroższą z dziedzin fotografii, ale namawiam każdego, aby spróbował i zobaczył przyrodę z bliska. Nie ma chyba nic piękniejszego na ziemi, jak te małe skrzydlate cuda natury, tzw. „skrzydlaci bracia” - dodaje nowosolanin.