Jarosław Gowin po raz kolejny stanął na rozdrożu
Polityczna przyszłość Jarosława Gowina wcale nie jest taka pewna. Choć on sam jasno deklaruje, że miejsce Porozumienia jest po stronie opozycji, to ta nie kwapi się do bliższej współpracy z byłym koalicjantem Zjednoczonej Prawicy, członkiem rządu Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego
Jarosław Gowin ma problem. Nie ma chętnych do sojuszu z Porozumieniem. I choć były prezydent Bronisław Komorowski widzi Gowina i jego ludzi jako część bloku konserwatywnego z Polską 2050 i PSL, Szymon Hołownia nie jest do końca zainteresowany takim rozwiązaniem.
We wtorek lider Porozumienia pojawił się na spotkaniu „Bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO” organizowanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego. W czasie konferencji głos, poza oboma prezydentami, zabrało pięciu liderów: PO - Donald Tusk, Nowej Lewicy - Włodzimierz Czarzasty, PSL - Władysław Kosiniak-Kamysz, Polski 2050 - Szymon Hołownia oraz Porozumienia - Jarosław Gowin.
- Mam nadzieję, że w jakiejś konfiguracji partie opozycyjne porozumieją się co do wspólnej listy, bądź bardziej prawdopodobne, wspólnych list - mówił Gowin. Podkreślił też, że miejsce jego ugrupowania „jest jednoznacznie po stronie opozycji”.
Tyle tylko że liderzy opozycji jakoś nie palą się do współpracy z Jarosławem Gowinem. Przykłady? Jest ich całkiem sporo.
Donald Tusk: „Ktoś zaprosił pana wicepremiera Jarosława Gowina na spotkanie liderów opozycji. OK, mama mnie tak wychowała, żeby nie robić jakichś grymasów i gestów. Zaczęła się dyskusja o przyszłości politycznej polityków, którzy budowali tę władzę PiS-u, uczestniczyli w niej, a dzisiaj się budzą. Wszystkim życzę jak najszybszego dojścia do uczciwej refleksji nad tym, co się robiło i robi”.
Tusk zaznaczył, że „nie ma zamiaru kwestionować tego, że np. pan poseł Gowin rzeczywiście zmienił pogląd na świat i na to, co robił” i „to nie wystarczy, by uznać, że nic się nie stało”.
- Powiem brutalnie: pan Jarosław Gowin będzie jednak raczej rozliczany, a nie będzie rozliczał - zapowiedział przewodniczący PO.
Nastroje w Platformie są chyba podobne. W rozmowie z RMF 24 Izabela Leszczyna, posłanka Platformy Obywatelskiej, stwierdziła, że nie wyobraża sobie przyszłego rządu z Jarosławem Gowinem. - Czułabym się tak, jakbym do rządu wzięła kawałek Jarosława Kaczyńskiego - powiedziała.
„Wrocław. Wielkie brawa za „Nie ma miejsca na zemstę, ale nie będzie grubej kreski”. Trzeba rozliczyć obecną władze za złodziejstwo, oszustwa, kłamstwa, dewastacje państwa. Przykładowy „Gowin też będzie rozliczany, a nie będzie rozliczać”” - to z kolei senator RP Bogdan Zdrojewski na Twitterze.
Ale nie tylko w Platformie zachowują dystans w stosunku do lidera Porozumienia i jego ludzi.
Szymon Hołownia: „Jestem przekonany, że Jarosława Gowina w następnym rządzie nie będzie, nie będzie też na listach Polski 2050”. Te słowa padły w wywiadzie udzielonym przez Hołownię „Rzeczpospolitej”
- Nie, nie planujemy współpracy wyborczej, politycznej, z Jarosławem Gowinem. Nie wyobrażam sobie takiego scenariusza i mówię to też otwarcie i bardzo jasno - odparł jeszcze Hołownia.
Maciej Gdula, poseł Lewicy, także otwarcie zapowiedział, że jego środowisko polityczne nie będzie uczestniczyć w żadnym rządzie, w którym jakąkolwiek rolę będzie odgrywać Jarosław Gowin.
„Trudno zabraniać innym partiom opozycyjnym wzięcia @Jaroslaw Gowin na listy wyborcze. Uważam to za błąd, ale gdy popełniają go inni, nic nie mogę poradzić. Natomiast postawmy sprawę jasno: nie będzie opozycyjnego rządu z @__Lewica, w którym jakąkolwiek funkcję będzie pełnił Gowin” - napisał na Twitterze Gdula.
Wychodzi więc na to, że Gowin nikomu nie jest potrzebny. Posłowie Porozumienia tworzą obecnie w Sejmie koło parlamentarne, sondaże nie dają im najmniejszych szans na wejście do Sejmu. Czy były wicepremier brał pod uwagę taki scenariusz, żegnając się z rządem i opuszczając koalicję? Musiał brać, a przynajmniej powinien. Nie miał najlepszych notowań, zwłaszcza wśród parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej, ale także politycy innych partii opozycyjnych pamiętali wszystkie głosowania, w których brał udział razem z posłami Zjednoczonej Prawicy. I nawet jeśli głosował za ustawami wprowadzanymi przez obóz rządzący bez uśmiechu na twarzy, to jednak był „za”.
O politycznej przyszłości Jarosława Gowina mówi się nieustannie od sierpnia 2021 roku, kiedy ten opuścił rząd, a właściwie został zdymisjonowany przez premiera Morawieckiego. Oficjalny powód? Powolne tempo prac w Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii nad dwiema ustawami współtworzącymi Polski Ład. Tyle tylko że Gowin jawnie krytykował Polski Ład narażając się swoim koalicjantom. Kością niezgody była również nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji. Na początku lipca grupa posłów PiS pod przewodnictwem Marka Suskiego zaproponowała nowelę, która w praktyce zmusiłaby koncern Discovery, obecnego właściciela TVN-u, do sprzedaży firmy. Własną poprawkę zaproponowało Porozumienie, które chciało, aby koncesję mogły uzyskiwać podmioty działające w państwach zrzeszonych w OECD (czyli też USA). 11 sierpnia Porozumienie Jarosława Gowina oficjalnie opuściło koalicję, ale takiego stanu rzeczy wielu spodziewało się od dawna, a już na pewno od początku ubiegłego roku.
W lutym 2021 roku Adam Bielan, członek Porozumienia stwierdził, że partia zapomniała o przeprowadzeniu wyborów na przewodniczącego, a kadencja Gowina wygasła trzy lata temu. W związku z tym to on pełni obowiązki prezesa jako przewodniczący konwencji krajowej. Władze Porozumienia przyjęły wniosek o wyrzuceniu z partii Bielana i Kamila Bortniczuka, który trzymał jego stronę. Wcześniej posłowie i senatorowie Porozumienia wydali specjalne oświadczenie, w którym udzielili pełnego poparcia Jarosławowi Gowinowi jako szefowi partii, ale za Bielanem poszli też inni.
Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie: 16 lutego Porozumienie Jarosława Gowina poinformowało Kancelarię Premiera o wycofaniu poparcia dla „swoich ministrów”, czyli dla Cieślaka, Żalka i Gryglasa, domagając się jednocześnie ich jak najszybszego odwołania z rządu. Onet ustalił z kolei, że Jarosław Gowin przekazał dokumenty z wnioskiem o dymisję ministrów wydalonych z partii nie premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, a Jarosławowi Kaczyńskiemu. Prezes Prawa i Sprawiedliwości odmówił. Gowin naraził mu się wielokrotnie, mówiło się nawet, że to Jarosław Kaczyński zainspirował Adama Bielana do wypowiedzenia posłuszeństwa Gowinowi.
Prezes Porozumienia postanowił sytuację przeczekać, uchodzi za oportunistę i człowieka o elastycznym kręgosłupie, wiec wszyscy trochę się tego spodziewali. Ale ma też opinię intelektualisty, trochę wyniosłego, pewnego siebie i swoich możliwości, chadzającego własnymi drogami.
Studiował historię filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na uczelni był członkiem Solidarności i Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
W 1990 związał się z założonym przez Aleksandra Halla Forum Prawicy Demokratycznej, później był przez kilka lat związany ze środowiskiem Unii Demokratycznej i Unii Wolności. W 2005 roku z ramienia Platformy Obywatelskiej został wybrany do Senatu. Po rezygnacji Jana Rokity ze startu w wyborach parlamentarnych w 2007 roku, został umieszczony na pierwszym miejscu listy PO do Sejmu, po czym wstąpił do partii. Dostał się na Wiejską, wkrótce wszedł w skład zarządu krajowego Platformy. W wyborach w 2011 roku z powodzeniem ubiegał się o reelekcję.
Opinia solisty ciągnie się za Gowinem od wielu lat. Jeszcze jako minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska nie poparł projektu Platformy Obywatelskiej w sprawie związków partnerskich, zdecydowanie odcinając się od proponowanych rozwiązań. Potem złamał dyscyplinę w dwóch głosowaniach nad rządową nowelizacją ustawy o finansach publicznych.
Wreszcie wystartował na szefa Platformy, czym tak naprawdę postawił się poza partią. Tym bardziej że w swojej kampanii ostro krytykował premiera Donalda Tuska, rząd i samą Platformę Obywatelską za brak realizacji programu wyborczego partii. Nie podobały mu się też rządowe zmiany w OFE.
Koledzy z Platformy nie ukrywali wtedy, że mają Gowina po prostu dość.
- Jarosław Gowin na pewno jest człowiekiem bardzo ambitnym. Dobrze się czuje, kiedy jest tym pierwszym. Nie lubi wokół siebie polityków, którzy są dobrze oceniani. Gowin chce być jedynym liderem, chce być prezydentem, premierem, kim tylko się da - ma tak wielkie ambicje polityczne. Podczas tych wyborów, które toczą się dzisiaj w Platformie, ani razu o niej nie pomyślał. O to mam właśnie do niego żal. Cały czas powtarza, że PO jest dla niego wartością, odwołuje się do korzeni, tylko że jeździ po kraju i rozmawia z wszystkimi, tylko nie z członkami Platformy. Wygłasza swoje poglądy polityczne, nie słuchając nawet tego, co mamy do powiedzenia. Gra wyłącznie na siebie - mówiła nam podczas prowadzonej przez Gowina kampanii na szefa PO posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska. I jeszcze: - Zawsze miałam wrażenie, że Jarosław Gowin jest obok Platformy: nie współtworzył jej, był za to największym krytykiem naszych działań. Oczywiście, recenzji należy słuchać, ale trzeba też brać odpowiedzialność za to, co robimy. Gowin nigdy tej odpowiedzialności na siebie nie brał. Dystansował się, miał inne zdanie, oceniał, krytykował. Teraz prowadzi zupełnie inne życie polityczne. Cały czas powtarza, że chce być w Platformie, ale jego od dawna w niej nie ma. Jest członkiem, płaci składki, ale jest poza PO. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można tak cynicznie wykorzystywać partię dla swoich własnych celów i ambicji.
9 września 2013 roku, czego można się było spodziewać, Gowin odszedł z Platformy Obywatelskiej i został posłem niezrzeszonym. Rozpoczął organizowanie konwencji regionalnych, uruchamiając akcję społeczną „Godzina dla Polski”, z której wyłonił się ruch społeczny. W projekt zaangażowali się także posłowie Żalek i Godson, którzy razem z Gowinem opuścili Platformę. Gowin podjął także współpracę programową z gronem ekspertów oraz z partią Polska Jest Najważniejsza i ze Stowarzyszeniem „Republikanie”, założonym przez posła Przemysława Wiplera.
Na bazie ruchu społecznego „Godzina dla Polski” założyli Polskę Razem. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku nie przekroczyli progu wyborczego. Więc Gowin szukał dalej. W lipcu tego samego roku został przewodniczącym nowo powołanego klubu parlamentarnego Sprawiedliwa Polska, skupiającego posłów oraz senatorów z Polski Razem i Solidarnej Polski. Nowa-stara formacja rozpoczęła współpracę z Prawem i Sprawiedliwością.
W 2015 roku kandydował do Sejmu z ostatniej pozycji listy Prawa i Sprawiedliwości w okręgu krakowskim. Został posłem, po wyborach przystąpił do klubu parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość.
- Już w 2011 roku mówiłem mu, że jak się zacznie zadawać z Prawem i Sprawiedliwością, wykończą go. On nie pasuje do PiS - opowiadał mi swego czasu senator Filip Libicki z Platformy Obywatelskiej. I dodał, że wybijanie się Gowina na niezależność może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, bo w Prawie i Sprawiedliwości podmioty autonomiczne nie mają racji bytu, a wszyscy ci, którzy próbowali taką pozycję osiągnąć, momentalnie znaleźli się poza PiS. Tak się też stało z Gowinem.
Już w rządzie Beaty Szydło Gowin nie czuł się chyba najlepiej. Miał być ministrem obrony narodowej, został ministrem nauki i szkolnictwa wyższego. Ale nie zmienił się, dalej walczył o niezależność. Kiedy Jarosław Kaczyński wspomniał o powołaniu Instytutu Wolności Nauki, Gowin stwierdził, że nie widzi potrzeby powoływania jakiejkolwiek nowej instytucji, kiedy wybuchła dyskusja o nowej ustawie całkowicie zakazującej aborcji, był przeciwny takim zmianom. Odpowiedział także na list swoich byłych studentów, którzy prosili go, by zajął stanowisko w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. „Nie zamierzam Was przekonywać, że obóz rządowy we wszystkim ma rację. Popełniamy błędy. Nie jesteśmy wirtuozami politycznej elegancji. Nie wszystkie decyzje są dla mnie zrozumiałe. Mam nadzieję, że z czasem nastąpią korekty. Jeśli nie dzielę się moimi wątpliwościami publicznie, to nie dlatego, że chowam głowę w piasek - zbyt często w życiu szedłem pod prąd, bym odczuwał potrzebę tłumaczenia się z takich zarzutów” - napisał między innymi Gowin.
Ale już podczas głosowań nad przyjęciem ustawy o Sądzie Najwyższym, ustawę poparł, choć nie miał szczęśliwej miny. Jako jedyny członek rządu nie wstał po ogłoszeniu wyniku głosowania. Siedział w ławach z opuszczoną głową. Przed przyjęciem ustawy Gowin nie chciał komentować zmian w sądownictwie. Wyjaśniał, że nie ma zdania o protestach, ponieważ „zajmował się ręką w gipsie swojego wnuka”. Potem w jednym z wywiadów powiedział, że parę razy głosował za projektami, chociaż się z tego nie cieszył. I to sformułowanie przylgnęło do niego na długo, podobnie jak opinia oportunisty.
W „Uchu prezesa” Gowina grał Andrzej Seweryn, aktorska sława. Na dodatek Gowin w jego wydaniu, to intelektualista, mądry i roztropny.
Swego czasu Gowin opublikował na Twitterze zdjęcie wina i listu adresowanego do aktora. „Z podziękowaniami dla Pana Andrzeja Seweryna za znakomitą rolę w Uchu Prezesa” - napisał polityk. Na zdjęcie natychmiast zareagowano z oficjalnego konta serialu.
„George Clooney już miał bilet do Warszawy, ale Pan Andrzej Seweryn na szczęście zgodził się na udział w serialu” - napisali twórcy „Ucha Prezesa”. W odpowiedzi na komentarz, Jarosław Gowin poprosił, by „nie przemęczać pana Seweryna:)”
„Pan Andrzej prosił o to samo, ale się nie cieszył” - odpowiedzieli twórcy serialu.
Wicepremier Gowin często ulegał presji swoich współkoalicjantów, ale za próby wybijania się na niezależność i tak sporo zapłacił. Jego projekt ustawy reformującej szkolnictwo wyższe nie został entuzjastycznie przyjęty przez cały obóz Zjednoczonej Prawicy. Ryszard Terlecki, szef klubu parlamentarnego PiS, zauważył od razu, że minister Gowin nie konsultował swoich reform ani z rządem, ani z Prawem i Sprawiedliwością.
Ale wracając do sytuacji Porozumienia w Zjednoczonej Prawicy, do prawdziwego przesilenia w relacjach Gowin - Jarosław Kaczyński doszło jednak przed wyborami prezydenckimi.
- Nie da się zorganizować wyborów korespondencyjnych 10 maja, wszyscy to już wiedzą - stwierdził Gowin, czym bardzo mocno naraził się prezesowi.
A Sejm miał właśnie głosować nad ustawą o przeprowadzeniu wyborów korespondencyjnych w maju. Przeciwko niej opowiedział się Senat, który odrzucił w całości projekt PiS. Część Porozumienia Jarosława Gowina również mówiła stanowcze: „nie”. PiS pracował nad tym, by przeciągnąć na swoją stronę posłów z partii Gowina, ale także z innych opozycyjnych klubów.
Media pisały, że obóz Zjednoczonej Prawicy jest w największym kryzysie od początku swojego istnienia, a PiS znajduje się w defensywie. Politycy obozu rządzącego na kilka dni przed 10 maja nie byli w stanie powiedzieć Polakom, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. To miał być dowód na to, że lider tego obozu - Jarosław Kaczyński - stracił polityczną kontrolę.
W końcu jednak Kaczyński doszedł do porozumienia z Gowinem - wybory 10 maja się jednak nie odbyły, ale umowa między panami trwała krótko. Lider Porozumienia zagroził wyjściem z koalicji, jeśli wybory miałyby się odbyć dwa tygodnie później, na co nalegał ponoć Zbigniew Ziobro wspierany przez Jacka Kurskiego. Kryzys w Zjednoczonej Prawicy był poważny. Koniec końców przeprowadzono je w czerwcu.
Ale Jarosław Kaczyński nie zapomniał Gowinowi tej wolty. Gowin odszedł nawet na chwilę z rządu, ale wrócił do niego w randze wicepremiera i ministra pracy, rozwoju i technologii.
Podczas prac nad unijnym budżetem, Gowin znów wyszedł przed szereg i stwierdził, że użycie polskiego weto, a mówił o nim i premier Morawiecki i prezes Kaczyński, byłoby oczywistym błędem. Potem był Polski Ład, ustawa medialna, wreszcie opuszczenie koalicji. Czy ten ruch wyjdzie Gowinowi na dobre? Trudno powiedzieć. Ale sprawa jest prosta: jeśli Porozumienie nie znajdzie się na którejś z list wyborczych opozycji, nie wejdzie do Sejmu i Senatu, a to będzie oznaczało koniec Gowina w polskiej polityce. Przynajmniej na jakiś czas.