Japonia na tropie własnych wysp. Kraj Kwitnącej Wiśni zmienia morskie mapy
Naukowcy, acz niechętnie, przyznają, że dotychczasowa nieświadomość w tej kwestii wynikała z archaicznej technologii zliczania powierzchni Japonii. Dotychczas posługiwano się danymi zebranymi w 1987 r. przez straż przybrzeżną, która liczyła ręcznie tylko wyspy o średnicy przekraczającej 100 metrów.
Czy to skała, czy wyspa?
Po blisko czterech dekadach zdecydowano jednak, że należy odświeżyć dane przy użyciu nowych technologii. Włączono GPS-y i wypuszczono w powietrze drony. Przybyło kolejnych 7 tys. wysepek, choć - jak podkreśla GSI - „nie wpływa na rozmiar terytorium Japonii j zasięg jej wód terytorialnych”. Teraz czas na kartografów, którzy będą musieli nowo odkryte kawałki terytorium nanieść na mapy, oraz statystyków - łączna liczba wysp i wysepek wynosi obecnie 14 tys. 125.
GSI poinformowała jednocześnie, że przy ich poszukiwaniu posługiwała się międzynarodową definicją, zgodną z Konwencją Narodów Zjednoczonych. Wedle niej wyspa jest „naturalnie uformowanym obszarem lądu, otoczonym wodą, który znajduje się nad wodą podczas przypływu”.
Oczywiście natychmiast pojawiły się trudności, choćby w przypadku wyspy, a właściwie atolu o nazwie Okinotori, którą Japonia uznaje za wyspę, a np. Chiny i Tajwan uznają za skałę. Nie idzie tu tylko o błahy spór geologiczny. 40 lat temu Japonia wyznaczyła w oparciu o Okinotori wyłączną strefę ekonomiczną o szerokości 200 mil morskich. W ten sposób połączono wyłączne strefy ekonomiczne Wysp Borodino i Iwo Jimy, a na atolu zbudowano platformę badawczą, lądowisko dla helikopterów, a także założono kolonie koralowców. Według Chińczyków jednak na skale nie można oprzeć wyłącznej strefy ekonomicznej, stąd trwający wciąż dyplomatyczny impas.
Raz mniej, raz więcej
Ale są i inne kłopoty z liczeniem wysp. Okazuje się bowiem, że w Japonii czasem - i to dosłownie - przybywa wysp w inny sposób, niż tylko na skutek błędnego liczenia. Kraj wchodzi w skład tzw. Pacyficznego Pierścienia Ognia, czyli jest położony w okalającej Pacyfik strefie trzęsień ziemi i działania wulkanów. Niekiedy ich skutkiem ubocznym jest powstawanie nowych i znikanie starych kawałków lądu. Tak było np. w 2013 r., kiedy straż przybrzeżna nagrała wybuch wulkanu i pojawienie się nowej wysepki.
Dla odmiany pięć lat później jedna z japońskich wysp zniknęła. Była to Esanbe Hanakita Kojima, obecna na mapach od przeglądu wysp z 1987 r. Niezamieszkana wyspa wystawała nad wodę tylko o 1,4 m. Geolodzy przypuszczają, że zniszczyła ją erozja wywołana przez wiatr i fale oraz dryfujące masy lodowe napływające z Morza Ochockiego. Jak skrupulatnie obliczono, zniknięcie wyspy (na jej miejscu pozostała jedynie tzw. kamienna ławica) spowodowało zmniejszenie japońskich wód terytorialnych na północ od byłej wyspy o 500 m.
Problem z Kurylami
Czy informacje o „odnalezieniu” tysięcy wysp mogą mieć charakter inny niż tylko geologiczno-statystyczny? Jak najbardziej, i jak pokazuje casus Okinotori, wpisują się w spory o wyspy, które Japonia toczy z prawie wszystkimi państwami, z którymi graniczy, głównie przez wody terytorialne. Japonia rości sobie np. pretensje do kontrolowanych przez Rosję południowych Wysp Kurylskich, które Tokio nazywa „Terytoriami Północnymi” (Rosja zaś od czasów ZSRR „Kurylami Południowymi”).
Archipelag Kuryli składa się z 56 wysp, których łączna powierzchnia wynosi ok. 10,3 tys. km kw., zaś największej z nich - Iturup/Etorofu - ponad 3 tys. km kw. Wyspy oddzielone są od siebie 26 cieśninami. Archipelag ma charakter wulkaniczny, a cały rejon jest czynny sejsmicznie. Największymi miastami są Siewiero-Kurilsk (wyspa Paramuszyr, ok. 2,5 tys. mieszkańców) oraz Kurilsk (wyspa Iturp, ok. 2 tys. mieszkańców).
Spór o Kuryle sięga końca drugiej wojny, kiedy to w 1945 r. wojska radzieckie przejęły je od przegranej Japonii. W czasie zimnej wojny kwestia została wyciszona - pojawiła się wraz z objęciem władzy w Rosji przez Władimira Putina. W 2000 r. Rosja zaproponowała nieoczekiwanie, że „jest gotowa zwrócić wyspy Szykotan i Habomai”. Strona japońska uznała tę propozycję za niewystarczającą i w 2022 r. wydała oświadczenie, w którym podała, że „Terytoria Północne są jej częścią, która jest nielegalnie okupowana przez siły rosyjskie”.
Niepodpisany traktat
Nie jest niczym dziwnym, że kwestia Kuryli stała się aktualna rok temu, po ataku Rosji na Ukrainę. Japonia postanowiła wykorzystać dyplomatycznie chwilową rosyjską słabość i zwróciła się z propozycją rozmów na temat ich statusu. W czerwcu 2022 r. Rosja poszła na drobne ustępstwa - pozwoliła japońskim rybakom na połów na części spornych akwenów, jednak już we wrześniu usztywniła stanowisko.
„Rosyjskie MSZ oświadczyło, że zawiesza umowę z Japonią o połowie ryb w okolicach spornych Południowych Wysp Kurylskich” - przekazał wówczas Reuters. Zaś przewodniczący komitetu ds. międzynarodowych rosyjskiej Dumy Państwowej Leonid Słucki oświadczył, że zerwanie umowy jest „odwetem za sankcje nałożone przez Japonię za rosyjską agresję przeciwko Ukrainie” - tak za rosyjską agencją TASS podała agencja Kyodo.
Jak widać, szanse na zakończenie tego spory wciąż są nikłe. A brak porozumienia co do Kuryli jest nadal najważniejszą przeszkodą uniemożliwiającą podpisanie traktatu pokojowego między Japonią a Rosją.
Senkaku i prowokacje
Inne wyspy, na które Japonia ma niewątpliwą chrapkę, to choćby niezamieszkane Wyspy Senkaku na Morzu Wschodniochińskim. Mają w sumie 7 km kw. Japonia administruje nimi co prawda od końca XIX w., jednak swoje roszczenia względem tego terenu zgłaszają zarówno Chiny, jak i Tajwan. Nic dziwnego, ten konflikt ma wymiar nie tylko historyczny, ale też polityczno-ekonomiczny. Kontrola nad wyspami daje prawo do rozszerzenia strefy wód ekonomicznych. A w ich rejonie są bogate łowiska i złoża gazu ziemnego.
Tajwan w tym sporze pomińmy i przyjrzyjmy się argumentacji Chińczyków: wedle niej wyspy Senkaku nie były terra nullius (czyli bezludne), jak twierdzi Japonia, ale że były nieodłączną częścią terytorium Chin od czasów starożytnych, że „zostały odkryte, nazwane i wykorzystywane przez obywateli chińskich zanim ktokolwiek inny tam trafił. Co więcej, według dokumentów historycznych, mieli tam żyć chińscy rybacy, którzy zajmowali się połowem”.
Gdy w 2012 r. załamała się kolejna tura rozmów o przyszłości wysp między oboma państwami, w Chinach miało miejsce szereg, zapewne sprowokowanych przez służby, demonstracji antyjapońskich. Demonstrowano przed przedstawicielstwami Japonii, rzucano kamieniami i gruzem w japońskich wysłanników dyplomatycznych, kilku japońskich obywateli raniono. Jednak sytuacja krytyczna nastąpiła w lutym 2013 r., kiedy to trzy chińskie jednostki zbliżyły się na odległość 12 mil morskich do wysp. Shinzō Abe, ówczesny premier Japonii określił to zdarzenie mianem „prowokacji”. Wcześniej, jak ogłosili Japończycy, chińskie jednostki namierzały japońskie patrolowce przy użyciu radarów wykorzystywanych do obsługi pocisków samonaprowadzających.
Ryż jako broń?
Japonia od ponad 70 lat spiera się również z Koreą Południową o prawo do wysp Dokdo, w Japonii zwyczajowo nazywanych Takehsima. To grupa prawie stu wysepek na Morzu Japońskim, liczących ok. 19 ha, które obecnie znajdują się pod kontrolą Korei. Japonia nie uznaje tego, nazywając koreańską obecność na Dokdo „okupacją” i „naruszeniem prawa międzynarodowego”.
Zaczęło się, gdy w 1952 r. Koreańczycy, przypuszczalnie podpuszczeni przez Amerykanów (w 1950 r., wszechwładny gen. MacArthur objął wyspę „osłoną sił USA”), zajęli skalne wysepki na Morzu Japońskim. Uznali kilkoro mieszkających tam autochtonów za Koreańczyków i zbudowali posterunek policji. Dziś wyspy to spora atrakcja turystyczna - dorocznie odwiedza ją kilka tysięcy chętnych. Obliczono jednak, że zazwyczaj pobyt grupy turystów na największej z wysp - Seodo - trwa jedynie 20 minut. Starcza to zwykle na podziwianie wszechobecnych skały i wzniesień, a także podziwianie bezkresu Morza Japońskiego.
Spór japońsko-koreański sprowadzony został obecnie do emocji i resentymentów. W październiku zeszłego roku japońskie media zelektryzowała fotografia dania zaserwowanego w jednej z restauracji na wyspie Okinoshima, położonej w sąsiedztwie spornego terytorium. Kontrowersyjne danie składało się z ryżowych kopczyków otoczonych „morzem” z sosu curry. W jeden z nich wbito japońską flagę. Sęk w tym, że ryż ukształtowano w formę przypominającą dwie największe wyspy Takehsima.
Cuszima należy do nas
Co ciekawe, to nie był pierwszy wypadek, kiedy polityczny spór między Japonią a Koreą Południową przeniósł się na talerze. W 2017 r. japońscy urzędnicy nie kryli oburzenia po tym, jak na uroczystym bankiecie w Korei Południowej Donaldowi Trumpowi zaserwowano krewetki złowione u wybrzeży Dokdo. Igrzyska Olimpijskie w 2012 r. również przypomniały o konflikcie. W przededniu ceremonii otwarcia rząd Korei Południowej zaprotestował przeciwko umieszczeniu spornego archipelagu na japońskiej mapie internetowej komitetu organizacyjnego Igrzysk.
Nieco mniej emocji budzi japońsko-koreański konflikt o Cuszimę, grupę wysp położoną w Cieśninie Koreańskiej, słynną z klęski rosyjskiej marynarki w maju 1905 r. Należy do terytorium Japonii, jednak od wielu lat swoje roszczenia do archipelagu wyraża także Korea Południowa. Koreańczycy powołują się na powiązania historyczne, jednak prośby o oddanie zwierzchnictwa nad terytorium (w Japonii nazywa się je Daemado) nigdy nie zostały wzięte przez Japończyków na poważnie.
Japonia rości sobie np. pretensje do kontrolowanych przez Rosję południowych Wysp Kurylskich, które Tokio nazywa „Terytoriami Północnymi”