Jan Stoppel stworzył nad Brdą prawdziwe fryzjerskie imperium

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Czachorowski
Joanna Pluta

Jan Stoppel stworzył nad Brdą prawdziwe fryzjerskie imperium

Joanna Pluta

Pan Jan ma niezliczoną ilość odznaczeń i statuetek. Ostatnia jaką dostał jest wyjątkowa, bo od rodziny.

12 maja 1957 - dokładnie wtedy Jan Stoppel rozpoczął swoją naukę w zawodzie fryzjera. Choć żartuje, że zaczynał strzyc będąc jeszcze niemowlęciem, prawda jest taka, że początkowo miał zupełnie inny plan na życie. - Marzyłem o szkole morskiej - mówi. - Jednak zamiast na egzaminy trafiłem do szpitala na wycięcie wyrostka. Szanse więc przepadły. Mogłem startować rok później, ale rodzina namawiała mnie, żeby jednak zacząć już zarabiać.

Pan Jan ma niezliczoną ilość odznaczeń i statuetek. Ostatnia jaką dostał jest wyjątkowa, bo od rodziny.
Tomasz Czachorowski Pan Jan ma niezliczoną ilość odznaczeń i statuetek. Ostatnia jaką dostał jest wyjątkowa, bo od rodziny.

I tak trafił na nauki do pana Franciszka Kmiecika przy Toruńskiej 128. - Rano uczyłem się praktyki, popołudniami biegałem do szkoły fryzjerskiej - opowiada chyba najbardziej utytułowany fryzjer w Bydgoszczy. - W 1965 roku trafiłem do zakładu nr 1 ówczesnej spółdzielni fryzjerskiej. Tego samego, który potem stał się znanym „Kosmykiem”, a który w tym roku został zamknięty. Tam przepracowałem 12 lat.

Jego kariera nabrała tempa, gdy zaczął strzyc w salonie Pollena na Starym Rynku. - Tam było już czuć powiew Zachodu - zupełnie inne, nowocześniejsze sprzęty, preparaty. Poziom pracy bardzo się podniósł - wspomina. - Tam z czasem zostałem kierownikiem, ale chciałem czegoś więcej.

I w 86 roku otworzył swój pierwszy prywatny salon przy Krasińskiego. Teraz jego fryzjerskie imperium liczy już cztery. Pan Jan z fryzjerstwa uczynił rodzinny biznes. Jego żona, Cecylia, z którą jest już 50 lat również jest fryzjerką. I w salonie się poznali.

- Przychodziła się do mnie strzyc i tak już zostało - śmieje się. - Dzięki jej wyrozumiałości mogłem poświęcić się pracy i jeździć po świecie.

A trochę tych wyjazdów było. Pan Jan w ten sposób niejako zrekompensował sobie marzenia o pływaniu po wielkich wodach. - Najpierw jeździłem na konkursy jako uczestnik, później już jako sędzia albo przewodniczący komisji - opowiada. - Byłem w Afryce, kilka razy w Stanach Zjednoczonych, w Japonii, Indonezji, Korei, na Kubie, w Paryżu, Mediolanie, Berlinie. Teraz ograniczyłem trochę te wojaże. Nadal jeżdżę, ale przede wszystkim po Polsce.

60-lecie pracy w zawodzie robi wrażenie, ale pewnie za parę lat będzie kolejna okrągła okazja do świętowania, ponieważ pan Jan cały trzyma nożyczki w dłoniach. - Mam grono klientów, które najbardziej lubi się strzyc o świcie. Pracę zaczynam więc codziennie o 6 rano - mówi. - To taka moja ścieżka zdrowia - śmieje się.

A najwierniejszy klient? - To pan Ryszard. Przychodzi do mnie nieprzerwanie od 1959 roku - odpowiada. W ślady Jana Stoppla poszły jego dzieci - Dorota i Jacek, a także wnuki - Agata i Jan. - Ten zawód trzeba kochać i być cierpliwym. Wtedy można osiągnąć sukces - zdradza.

Joanna Pluta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.