Nie stosują półśrodków, a wizja nie może być przecież połowiczna. Strategią ich biznesów jest odwaga, doprawiona szczyptą szaleństwa, podparta tytaniczną pracą i nakierowana na jakość.
Wieki temu Arystoteles oznajmił, że jakość to nie jest sztuka, ale nawyk. I choć najlepiej bazować na doświadczeniu i mądrości wielkich, wielu słowa te uparcie ignoruje. A przecież nie jest tajemnicą, że klient pamięta dłużej właśnie jakość niż cenę...
Jakość to fundament strategii dwóch przedsiębiorców. Choć działają w różnych branżach, łączy ich podobna koncepcja na biznes. Celują najwyżej, z żelazną konsekwencją wyznaczają najlepsze standardy, nie stosują półśrodków, a odwaga z nutą szaleństwa pozwala im stale poszerzać horyzonty swych wizji.
Przy tym stosują piękną zasadę odpowiedzialności społecznej - nie tylko za efekt swej pracy, który ma być efektem „na lata”, ale też upowszechniają filozofię społecznej odpowiedzialności biznesu. W mieleńskim Dune spotykamy się z Jarosławem Loosem, który w Polsce i zagranicą zarządza kilkunastoma spółkami z branży okiennej oraz Steinem Christianem Knutsenem, prezesem Firmus Group, dewelopera inwestującego w budowę luksusowych apartamentowców z widokiem na Bałtyk.
Nie sposób nie zacząć rozmowy od powodu spotkania, który jest przedłużeniem dobroczynnej działalności przedsiębiorców. Knutsen wspiera samotne matki, pomaga fundacji opiekującej się niepełnosprawnymi dziećmi, lokalny patriotyzm podsyca inwestując w sportowego ducha - dofinansowuje imprezy sportowe i lokalne kluby. Loos, choć głównie kojarzony z rolą mecenasa lokalnej kultury, bardzo chętnie angażuje się w sferę pomocy społecznej. Nie towarzyszą temu flesze, a ciche „dziękuję”. I - jeden z przykładów - cicho wyszeptane: „cud”.
Tak ksiądz Radek, który prowadzi w Koszalinie Dom Miłosierdzia Bożego, nazwał spotkanie z Jarosławem Loosem. Przedsiębiorca bezpłatnie dostarczył wszystkie okna w obiekcie, w którym pomoc znajdują ludzie w potrzebie.
- Byłem wtedy tak po prostu... szczęśliwy. Osiąganie czegoś, zdobywanie, otrzymywanie to wielka przyjemność. Ale największą jest dzielenie się - kwituje Loos.
- Pomoc daje satysfakcję, poczucie spełnienia. Pomagamy, bo jesteśmy trochę egoistami - dzięki temu lepiej się czujemy! To jednocześnie wspaniały sposób na zbudowanie lokalnego patriotyzmu - podkreśla Stein Knutsen.
- Na tym mi zależy, bo projekty, nad którymi pracuję w Mielnie, będą mnie angażować przez najbliższych 30-40 lat. Kiedy myślisz długoterminowo o danym miejscu, musisz budować zaufanie i szacunek lokalnej społeczności. Staram się pomóc budować lokalny patriotyzm, co świetnie widać właśnie w sporcie. Z lokalnym wsparciem można osiągnąć niebywały sukces!Na sukcesie akurat obaj panowie znają się doskonale. Jaka jest ich tajemnica? - Jesteśmy ciężko pracującymi ludźmi - odpowiada bez wahania Jarosław Loos.
- Dzień pracy zaczyna się dla nas wczesnym rankiem, a kończy o północy. I choć nasze biznesy są różne, obaj jesteśmy skupieni na jakości. Stein uświadomił mi, że celowanie w jakość wyższą, niż polskie standardy, to warunek sukcesu. - Pracujemy naprawdę dużo. Sześć, siedem dni w tygodniu. Ludzie z zewnątrz tego nie widzą. Widzą efekt, wielki kontrakt, huczne otwarcie, ale zapominają, co stoi za rezultatem - potwierdza Stein Christian Knutsen.
Skali rozmachu inwestycyjnego, który zdominował Mielno za sprawą Firmus Group, nasza część wybrzeża jeszcze nie widziała, ale kiedy kilkanaście lat temu prezes Knutsen zaczynał realizować projekt Dune Resort, musiał zmierzyć się z barierą psychologiczną społeczeństwa.
- Mówiłem o planowanych kosztach i słyszałem jedno: że nie znajdę w Polsce na to rynku. Polacy są ogromnie sceptyczni. To ich blokuje. Słyszałem, że jestem hazardzistą w biznesie, że podejmuję za duże ryzyko. Ale kiedy w coś wierzę, nie ryzykuję, tylko realizuję swój plan - akcentuje Stein Knutsen.
Czy przedsiębiorca często słyszy o swoich projektach „szalone”, a o sobie, oprócz „ryzykanta” - „wariat”?
- Już nie tak często! - śmieje się. - Kiedy mamy pasję, wierzymy w coś, po prostu realizujmy swój plan. Nie można być tu zbyt zachowawczym i ostrożnym.
Firmus Group kilka lat temu była przygotowana na prowadzenie, równolegle z polskim, marketingu zagranicznego i szukania klientów poza Polską. Ale to wizja Knutsena się ziściła i sprzedaż w Polsce poszła tak dobrze, że zagraniczna promocja Dune nawet nie wystartowała.
- To pokazuje, że można wykreować nowy rynek! Mieszkańcy Warszawy wcześniej nie przyjeżdżali do Mielna. Jeździli do Trójmiasta, Międzyzdrojów, Jastarni, Juraty. A jeśli chodzi o Dune, 50 proc. lokali zostało kupionych przez mieszkańców stolicy. Większość z nich nigdy nie była tu i kiedy pytałem, dlaczego taka zmiana, powiedzieli wprost: wcześniej nie było dla nich produktu - tłumaczy przedsiębiorca.
Konsekwencją i wytrwałością w biznesie sceptykom można jednak utrzeć nosa. Dziś Firmus Group prowadzi w Mielnie jednocześnie budowę trzech obiektów - powstaje w nich ćwierć tysiąca apartamentów.
Po ukończeniu projektu w Resorcie Dune wypoczywać będzie mogło ponad tysiąc osób jednocześnie. Kiedy zestawimy to z liczbą mieszkańców Mielna - a jest ich ok. 3 tys. - to robi wrażenie.Obaj panowie w swej działalności stawiają na jakość, ale i stały progres.
- Żeby iść na przód, trzeba inwestować. Potrzebny jest postęp. Podobnie, jak w wielu innych sferach życia. Tego nauczył mnie ojciec. Powiedział, że jego największym sukcesem będzie, kiedy ja stanę się lepszym od niego. Zrozumiałem to i przełożyłem na swoje życie. Zrobiłem wszystko, by mój syn był lepiej wyedukowany niż ja - podkreśla Jarosław Loos.
Dla syna było to wielkie wyzwanie. Musiał bowiem opanować minimum trzy języki i celować w doskonałą szkołę. Udało się jedno i drugie - jest absolwentem drugiej w europejskim rankingu biznesowej uczelni wyższej, gdzie w czerwcu obronił tytuł magistra. Edukacyjne luki to jeden z grzechów głównych polskiego biznesu. - Ot choćby języki. Podczas rozmowy obecność tłumacza sprawia, że nikną pewne niuanse, tak ważne nawet dla zrobienia wrażenia na kontrahencie - dodaje Loos.
Wrażenie koszalinianin robi czymś jeszcze innym. Kiedy klienci odwiedzają jego rodzinne miasto, zaprasza ich do Teatru Muza Variete, a tym samym... zaprasza do siebie. I często słyszy: - Kim jesteś, że masz swój teatr?! A to już przełamuje lody i pomaga nawiązać relację na zupełnie innym poziomie. Obok edukacji biznesmeni wskazują, jak ważne jest zaufanie. - Klienci nam ufają, bo dostarczamy im to, co obiecaliśmy. A ponieważ jesteśmy i będziemy tu, nie możemy uciec od odpowiedzialności - mówi Stein Knutsen.
- Działalność deweloperska to więcej niż stawianie obiektów. To tworzenie otoczenia dla pokoleń, a to wielka odpowiedzialność. Na każdy metr linii brzegowej przypada 76 Polaków. To pokazuje, jak jest ona niewielka w porównaniu z populacją. Każdy metr jest więc bezcenny. Patrząc w perspektywie czasowej - nie możemy zrobić produktu, który jest dobry dziś. On ma trwać 20 i 30 lat. I więcej.
- Takie myślenie to już europejska jakość - dodaje Jarosław Loos.
- W tej materii nie można iść na kompromis. Gdybym nie zaproponował wyższych standardów niż niemieckie, moja oferta nie zostałaby uznana za lepszą od 21 niemieckich przy przetargu na okna dla prestiżowego osiedla Boxhagener w Berlinie, gdzie podpisałem kontrakt na przeszło 13 mln złotych na dostawę okien.
I choć nie mieliśmy mówić o biznesie i tak zdominował on nasze spotkanie.
- To, co robimy w życiu zawodowym, jest tak powiązane z życiem prywatnym, że trudno wytyczyć granicę - śmieje się Knutsen. Szczególnie, gdy praca jest pasją, a obaj panowie zgodnie przyznają, iż tak właśnie w ich życiu jest. Kiedy podróżują, czytają, spacerują, odpoczywają - wszędzie potrafią znaleźć inspirację, zawsze myślą o pracy. Mają jeszcze jedną wspólną rzecz - doskonale czują się w świecie mody i designu.
Nienagannie skrojone marynarki, idealnie dobrane buty, nutka szaleństwa pod postacią stylowych okularów.
- Estetyka. To niezbędna składowa naszego życia zawodowego - mruga okiem Loos. To oznacza, że może niebawem zaprosimy Czytelników na rozmowę... o modzie i architekturze wnętrz!