Sandra Soczewa

Jak z Krzysia uszło życie

Od lewej stoją bracia: Krzysztof K. i Piotr. Ż. Za zabójstwo grozi im nawet dożywocie. W ostatnim rzędzie stoi Rafał Ś., który odpowiada z wolnej stopy. Fot. Sandra Soczewa Od lewej stoją bracia: Krzysztof K. i Piotr. Ż. Za zabójstwo grozi im nawet dożywocie. W ostatnim rzędzie stoi Rafał Ś., który odpowiada z wolnej stopy. - Widziałem przy boisku, że pali się ciało młodego chłopaka. Pomyślałem, że to Krzysiek. Ale nic nie zrobiłem - mówił Ś.
Sandra Soczewa

- Powiedział, że jest zawiedziony, a później widziałem, jak uchodzi z niego życie - zeznaje Krzysztof K. Winą obarcza swego brata. A ten jego...

Bracia: Krzysztof K. i Piotr Ż. oskarżeni są o morderstwo 25-letniego Krzysztofa K. (miał 12 ran kłutych i ciętych, prawdopodobnie od noża) oraz podpalenie jego ciała. Grozi im nawet dożywocie. To było 24 października 2015 r. na zwykłym boisku szkolnym, na zwykłym gorzowskim osiedlu, przy ul. Gwiaździstej.

Oskarżony jest też Rafał Ś. Choć widział część tego dramatu, nie udzielił ofierze pomocy, nie zawiadomił policji. - Wiem, że wygląda to tak, jakbym nie miał uczuć, ale spanikowałem... - tłumaczył w śledztwie.

Obarczają się wzajemnie

Na sali sądowej pomiędzy Piotrem Ż. a Krzysztofem K. nie widać braterskiej więzi. Ich drogi rozeszły się po zatrzymaniu przez policję. Winą o brutalne morderstwo jeden obarcza drugiego. Zgodni są jedynie co do jednego. Że wspólnie podpalili ciało, by zatrzeć ślady. W innych sprawach ich zeznania się różnią.

W sądzie wszystkiemu przysłuchują się rodzice zamordowanego 25-latka. Oprawcy mówią o nim ciepło, zdrobniale: Krzysiu, Cysiu. Bo przecież byli dobrymi kumplami. Razem pracowali, jeden drugiemu załatwiał nieraz fuchę.

Matka ofiary trzyma głowę nieruchomo spuszczoną. Co jakiś czas sięga po chusteczki. Ociera łzy. Jak ojciec. On niepewnie spogląda też w stronę tych, którzy zabrali mu syna.

Na ostatnich rozprawach (poniedziałkowej i wtorkowej) sędzia Maciej Szulc odczytywał zapisy zeznań skarżonych. Piotr Ż. odmówił składania wyjaśnień. Cały czas ma spuszczoną głowę. Czasami obejmuje ją rękoma. Unika kontaktu wzrokowego. Jego brat Krzysztof K. na sali pojawia się z odręcznie zapisanymi kartkami. Wygląda na pewnego siebie. Patrzy nawet w obiektyw dziennikarki „GL”. Ale gdy zabiera głos, duka i mówi cicho. Niewyraźnie. - Czuję się współwinny, bo byłem na miejscu morderstwa. Ciężko mi się z tym pogodzić. Przyznaję się do spalenia ciała. Nie chciałem tego i żałuję. Ale czego nie robi się dla rodziny. Gdyby to Krzy¬siek zabił mojego brata, to postąpiłbym tak samo - czytał K. we wtorek.

Godzina po godzinie

Bracia mają różne wersje tego, jak wyglądała ta noc. Piotr Ż. uważa, że pod blok ofiary udali się z baru Słoneczny Patrol. Jego brat, że pojechali pod blok z Podmiejskiej Bocznej. Powodem spotkania z ofiarą był dawny zatarg. - Krzysiu wyrzucił z imprezy brata, bo po alkoholu źle się zachowywał. Później biegał za nim z toporkiem. Miał o to żal - zeznawał Krzysztof. Piotr mówi, że to było dawno i nie miał pretensji. - Pojechaliśmy na miejsce, bo mieli to załatwić. Ale po męsku. Nie tak, żeby bić leżącego. Ja się na to nie godziłem - zeznawał Krzysztof K. Piotr Ż. mówi inaczej. - Brat z Krzysiem zaczęli się szarpać - mówi. Sprzeczka spod bloku przeniosła się na boisko, „by nie usłyszeli sąsiedzi”. Tam znów doszło do bijatyki. - Brat chciał Krzysia dźgnąć nożem. Zasłoniłem go ręką, przez co mam ranę. Krzysiu próbował uciec. Ja byłem popchnięty i upadłem. Brat go gonił, a później zadawał mu ciosy w okolice szyi. W rękach miał chyba scyzoryk - zeznawał Piotr Ż.

Wersja K.: - Dogoniłem Krzysia. Upadliśmy na ziemię. Brat dołączył i bił go po twarzy. Zorientowałem się, że coś jest nie tak. Krzysiek chrząkał, a brat zadawał ciosy. Podszedłem, by mu pomóc. Powiedział, że jest mocno zawiedziony. Widziałem, jak uchodzi z niego życie - mówił Krzysztof. Piotr: - Wpadłem w panikę. Zacząłem płakać, jak zobaczyłem, że brat zabił Krzysia. Kazał mi zamknąć mordę. Powiedział, że muszę mu pomóc, jeśli nie chcę leżeć obok Krzysia. Mówił wprost, że go spalimy. Krzysztof K.: - Chciałem być jak najdalej stamtąd. Brat powtarzał „co my teraz zrobimy”. Nie wiedziałem po co idziemy na CPN. Wiedziałem, że jest silny, ale nie niepoczytalny. Kazał mi iść po paliwo - mówił. Ż. twierdzi, że to nie była jego inicjatywa. - Kupił petrygo na stacji, by podpalić Krzysia. Jak wracaliśmy, mówiłem mu, że się go boję. Mówił „chodź tu ze mną, trzeba zatrzeć ślady”.

Gdy doszli na boisko próbowali podpalić ciało. Nie mieli zapalniczki. Trafili na mężczyznę biegnącego do pracy. Dał im „ognia”. Wrócili. Ciało się nie zapaliło. Poszli raz jeszcze na CPN. Ż., mówi że nie wie, co brat kupił na stacji. K. mówi, że „chyba diesla”. Który z nich podpalał ciało? Niewiadomo.

Po wszystkim pojechali na Podmiejską Boczną do Lari¬sy. Jeden z braci poszedł po alkohol. Kupił „pół litra” i cztery piwa. - Piotrek poszedł się wykąpać. Miał ślady krwi. Później sam pił wódkę w pokoju. Ja byłem pokoju obok. Rozebrałem się, a później uprawialiśmy seks z Larisą - mówił K.

Sandra Soczewa

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.