Za sprawą kamery, umieszczonej w bocianim gnieździe w Pietrowicach Wielkich ptaki obserwuje cała Polska. To dzięki reakcji internautów, którzy zauważyli, że coś złego dzieje się z młodymi boćkami i dali znać urzędnikom i strażakom, udało się uratować dwa ptaki. Trzeci jednak zmarł, dlatego internauci mają żal do urzędników.
Internauci: Urzędnicy długo nie reagowali
- Urzędnicy w Gminie Pietrowice Wielkie, z wielką niechęcią zdecydowali o podjęciu o wiele spóźnionej akcji ratunkowej wobec młodych bocianów, znajdujących się w tamtejszej miejscowości. Na wcześniejsze, bardzo liczne monity internautów skierowane do osób decyzyjnych w Pietrowicach Wielkich, została wyłączona kamera internetowa, gdyż urzędnikom przeszkadzały w pracy niekończące się telefony oraz mejle. Według mojej skromnej opinii, z którą zgodzi się wielu "podglądaczy" - można było uratować wszystkie bocianki - pisze na naszej stronie internetowej www.dziennikzachodni.pl jedna z internautek o nicku Xena.
Urzędnicy: Internauci piszą co drugi dzień
Urzędnicy nie mają sobie nic do zarzucenia. - Rzeczywiście, mamy mnóstwo mejli z Poznania, czy Warszawy od osób podglądających nasze boćki. Niektórzy piszą co drugi dzień - a to, żeby sprawdzić, czy bocian ma aby dwie nogi, bo od godziny stoi na jednej, albo że nie ma oka, bo ciągle ma je zamknięte. Mogę pokazać tę korespondencję - mówi Adam Wajda, sekretarz gminy Pietrowice Wielkie. - Rozumiemy czułość, ale trzeba pamiętać, że bociany to dzikie zwierzęta, a każda interwencja jest wbrew naturze. Nie można przesadzać. Jak bocian się nie śmieje, nie oznacza, że ma depresję - dodaje.
Wajda: Nie każdy umie patrzeć na horrory
Tłumaczy, że gniazdo jest stale monitorowane przez weterynarza. - To normalne, że czasem pogoda jest taka, że pokarmu jest mniej. To też normalne, że czasem któreś z młodych padnie. Ornitolodzy zalecają jak najmniej interwencji w gnieździe, bo każda jest ze szkodą dla bocianów - mówi Wajda. - Jak ktoś nie potrafi patrzyć na horrory, to niech nie patrzy - dodaje.
Tym razem jednak postanowiono interweniować. Wezwano strażaków z autodrabiną, po której do gniazda wszedł weterynarz. - To było nietypowe zgłoszenie. Zostaliśmy powiadomieni o tym, że z bocianami w gnieździe w Pietrowicach dzieje się coś złego. Pojechaliśmy natychmiast - relacjonuje kapitan Mateusz Wyrba z Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Raciborzu.
Gdy weterynarz po strażackiej drabinie wszedł do gniazda, jedno młode wówczas już nie żyło. Drugi z boćków został zabrany do lecznicy w Mikołowie, a trzeci po dokarmieniu kurczakami wrócił do gniazda.
Internauci: Jak tak dalej pójdzie, bocian tylko w zoo
- Zgon jednego oraz osłabienie dwóch pozostających przy życiu, spowodowane zostało - głodem i pragnieniem- samotny bociani ojciec, pomimo rozpaczliwych wysiłków o utrzymanie przy życiu zdrowych pisklaków, sam nie podołał, co widać po kondycji wychudzonego dorosłego. Bocianica na początku okresu lęgowego z uszkodzonym okiem, przez dłuższy czas nie pojawiła się w gnieździe - prawdopodobnie zginęła. Zatem, gdyby więcej empatii oprócz "zwykłego podglądactwa" wykazali włodarze tamtejszej gminy, taka sytuacja nie miałaby miejsca - pisze dalej internautka o nicku Xena.
- Czy nie wstyd Wam Panowie/Panie samorządowcy, za takie podejście? Co gmina Pietrowice Wielkie ma do zaoferowania potencjalnie turystom, inwestorom - jak się reklamuje w "świecie" - poprzez brak odrobiny zwykłej życzliwości wobec braci mniejszych? - pisze dalej, a kolejna obserwatorka - "Ulka" dodaje: "Bocian, jest sztandarowym, polskim ptakiem. Niestety, w wyniku działalności człowieka i "troski", jaką wykazali się włodarze Pietrowic, nasze wnuki bociana będą oglądać tylko w ZOO!" - martwi się Ulka.
Lepiej dwa silne ptaki, niż cztery słabe
Jednak ornitolodzy są raczej odmiennego zdania od zatroskanych internautów.
- Jeśli platforma, na której znajduje się gniazdo jest stabilna, więcej interwencji nie trzeba. Lepiej zostawić to samej naturze. Bo jeśli będziemy dokarmiać ptaki, wszystkie one trafią potem do Mikołowa - mówi nam ornitolog Zbigniew Włodarski. Nie zaleca jakiegokolwiek dokarmiania.
- To prawda, że mocniejsze bociany, by przeżyć, robią wszystko, by nie dopuszczać do pokarmu słabszych. Tak to już zaplanowała natura. I tak ma być. Lepiej jak z gniazda wylecą dwa silne ptaki, niż cztery słabe, które nigdzie nie dolecą - dodaje Zbigniew Włodarski.