Iwona Schymalla: Czasem trzeba pogadać o sprawach ostatecznych
Choroba często je skazuje na odizolowanie od społeczeństwa. To najgorsza rzecz, jaka może spotkać kobiety z zaawansowanym rakiem piersi. Trzeba to zmienić - mówi Iwona Schymalla.
Szerokiej publiczności kojarzy się pani głównie z telewizją śniadaniową. Skąd przewodzenie fundacji i propagowanie tematyki zdrowotnej?
W telewizji pracowałam 20 lat i moim zdaniem byłam znana z trzech rzeczy. Rzeczywiście przede wszystkim z porannego programu „Kawa czy herbata”, który wraz moimi kolegami wprowadzałam na antenę, a potem przez wiele lat prowadziłam. Druga pasja to były tematy związane z Kościołem, pielgrzymki Jana Pawła II i prowadzenie programu redakcji katolickiej. Kiedy poznałam Krystynę Bochenek - wtedy dziennikarkę Telewizji Katowice, a potem panią senator, które zginęła pod Smoleńskiem - udało nam się przekonać naszych telewizyjnych szefów, żebyśmy robiły wspólny program. I przez trzy lata na antenie Jedynki w niedzielne popołudnie ukazywał się program o zdrowiu. To także wtedy związałam się z Fundacją „Żyjmy Zdrowo” i kiedy rozstałam się z telewizją, zostałam jej prezesem.
Czym zajmuje się fundacja?
Przez ostatnich kilka lat robiłam tam projekty związane z osobami chorymi na schizofrenię. To się nazywało „Powrót do społeczeństwa, powrót do pracy, powrót do zdrowia”. Zajmowałyśmy się w fundacji szkoleniem trenerów pracy, czyli takich osób, które są pośrednikiem między pracodawcą a osobą chorującą na schizofrenię. Chorzy to najczęściej byli młodzi ludzie, których choroba zaatakowała, gdy byli w trakcie studiów albo dopiero zaczynali pracę. Wszyscy czuli się osamotnieni, nie wiedzieli, jak sobie z tym poradzić. Działaliści w kilku miastach w Polsce, ale po pewnym czasie projekt w naturalny sposób się skończył. Ludzie już wiedzieli w tych ośrodkach, jak zakładać kluby aktywizacji i jak kształcić trenerów.
Do Opola przyjechała pani promować kolejną akcję: „Wykorzystaj czas na życie”, dotyczącą zaawansowanego raka piersi.
Uważam, że jest potrzeba społecznej rozmowy na temat kobiet, które już leczyły się na raka piersi, miały nadzieję na wyzdrowienie i nagle dowiedziały się, że pojawiły się przerzuty. Zaawansowany rak piersi to wciąż temat, który nie istnieje w mediach i debacie publicznej. Świadomość społeczna dotycząca tej choroby jest bardzo niska. Pacjentki z takim rozpoznaniem są często spychane na margines życia społecznego jako te, którym nie można pomóc, a wykluczenie i odizolowanie to najgorsza rzecz, jaka może je spotkać. Chcemy to zmienić, edukując społeczeństwo, jak wspierać kobiety z zaawansowanym rakiem piersi. Chcemy pokazać też samym chorym, że mogą żyć aktywnie, pracować, realizować swoje pasje. Dlatego organizujemy dla nich warsztaty. W Opolu uczyłyśmy kaligrafii - staranne pisanie wymaga takiego skupienia, że musi oderwać myśli od choroby - ale też dbania o urodę, makijażu, który pozwala ukryć skutki chemioterapii, ubioru, który sprawia, że te kobiety mogą znów poczuć się atrakcyjne.
Można zapomnieć choćby na chwilę?
W ramach kampanii powstał film dokumentalny o polskich kobietach z zaawansowanym rakiem piersi w reżyserii Atheny Sawidis, którego premiera odbędzie się już wkrótce na antenie TVP. Kiedy jeździłam po ośrodkach onkologicznych, szukając pacjentek, które zgodziłyby się na udział w filmie, myślałam, że spotkam kobiety zrozpaczone i wyglądające od pierwszego wejrzenia na chore, tymczasem spotkałam panie aktywne, uśmiechnięte, mimo strasznie ciężkiego życia. Jedna z bohaterek filmu wstaje rano i musi się pomalować. Nie tyle zrobić makijaż, co namalować sobie twarz, założyć perukę. Jest innym człowiekiem, kiedy widzimy ją po przebudzeniu, i innym, gdy wychodzi z domu. I jest cały czas pełna energii. Wszystkie ją mają.
Skąd one ją czerpią?
Najczęściej od bliskich, ale jest też bohaterka, którą mąż opuścił. Ta kobieta bardzo długo dochodziła do siebie, bo nie dość, że usłyszała dramatyczną diagnozę, to jeszcze opuścił ją najbliższy człowiek. Mimo choroby nie poddają się, mają dzieci, wnuczki, partnerów, koleżanki, robią różne fajne rzeczy. One wszystkie - a jest wśród nich także opolanka, lekarka - przekonały mnie, że trzeba o tym mówić. Okazuje się bowiem, że my jako społeczeństwo nie potrafimy z nimi rozmawiać. Najbardziej je denerwuje pytanie: Jak się dzisiaj czujesz? A one chciałyby czasem po prostu pogadać o sprawach ostatecznych, o tym, że za miesiąc mogą odejść. Poprzez kampanię odczarowujemy ten temat. Cieszymy się też, że zaanagażowała się w nią prezydentowa Agata Kornhauser-Duda, bo dzięki temu media bardziej się na tę tematykę otworzą.
W haśle kampanii pobrzmiewa Horacjańskie „carpe diem” - chwytaj dzień.
To przesłanie dla wszystkich, bo nikt nie jest nieśmiertelny. Nie wiem przecież, czy jak za chwilę wyjdę na ulicę, to coś mnie nie przejedzie. Tak po prostu jest. A te kobiety odpowiednio leczone mogą przeżyć nawet 10 lat i więcej. Warto się starać, by były to dobre, bogate działaniem lata. I trzeba z tym też oswoić społeczeństwo.
Taka działalność ma w sobie wiele z misji.
Chciałabym, żeby udało się pomóc chociaż jednej osobie.
Religia pani w tym pomaga?
Ja generalnie jestem do świata nastawiona bardziej refleksyjnie niż konsumpcyjnie. Lubię dawać coś ludziom, a nie muszę za bardzo brać. Co ciekawe, ten mechanizm tak działa, że jak się daje, to zawsze jest jakaś relacja zwrotna. Mam dobry kontakt z chorymi kobietami, od razu mnie akceptują. Panie, które namawiałam do udziału w filmie, zgodziły się, bo kiedyś mnie lubiły z ekranu i wzbudzałam ich zaufanie. O tyle mi jest łatwiej.
W nazwie fundacji „Żyjmy Zdrowo” zawarty jest apel do społeczeństwa.
Tak, bo 50-60 procent tego, jak będziemy żyć, zależy od nas. Genetyka oczywiście ma swój wpływ, ale nawet jak mówimy o raku piersi, to dużo zależy od nas. Badając się systematycznie, można wykryć guzek na takim etapie, że jest on uleczalny od ręki. Tymczasem wciąż są kobiety, które do lekarza trafiają w tak zaawansowanym stadium choroby, że trudno sobie wyobrazić, jak one z tym chodziły. Więc dbajmy o siebie, bo im wcześniej zauważymy coś niepokojącego, to owszem, będzie nam trudno, ale z drugiej strony będzie łatwiej tę chorobę wyleczyć. Prowadzę wiele konferencji medycznych, na których mówi się o nowych terapiach, o diagnostyce. Postęp jest przeogromny. Kiedy widzę pacjentów zażarcie walczących o jakąś terapię, doskonale ich rozumiem. Oni wiedzą, że jeśli nie skorzystają z niej, to umrą w ciągu pół roku, roku. Ale jak będą leczeni, to z 90-procentowym prawdopodobieństwem za dwa lata będzie już nowa terapia, która pozwoli im żyć kolejnych pięć lat. Dlatego oni mają o co walczyć.
Medycyna daje nam szansę, ale najpierw my musimy dać szansę medycynie.
Musimy dać szansę sobie.
Co dla pani oznacza żyć zdrowo?
Mam trochę grzechów na sumieniu. Kiedyś sporo paliłam, ale parę lat temu rzuciłam papierosy. Bardzo dużo pracuję, więc dla mnie żyć zdrowo oznacza mieć czas, by się odprężyć, uwolnić głowę od różnych myśli. Czytam wtedy książkę (jestem absolutnie uzależniona od kryminałów) albo idę na długi spacer z psem. Zresztą w ogóle dużo chodzę, np. do pracy idę na piechotę. Staram się też tak odżywiać, by utrzymać równowagę, nie dopuścić do żadnych dolegliwości. Nie jem mięsa, odżywiam się warzywno-owocowo. Kawę piję czasami. Dużą wagę przykładam nie tylko do tego, co jem. Staram się też nie denerwować, nie stresować i otaczać ludźmi, którzy są pozytywni. Bardzo unikam osób toksycznych, od razu wyczuwam, gdy ktoś na mnie źle wpływa.
Co pani zdaniem jest największym grzechem zdrowotnym Polaków?
Nie przykładamy wagi do zdrowia psychicznego, a ja myślę, że wszystko jednak rozgrywa się w sferze psychiki i odbija na zdrowiu somatycznym. Tymczasem my się bardzo denerwujemy, napinamy, nie utrzymujemy z ludźmi pozytywnych relacji. Nie staramy się, by te relacje były dobre, jesteśmy stale w dużym napięciu, nie jesteśmy dla siebie życzliwi. To są nasze największe grzechy. Polacy są zacięci, skupieni na sobie, nie potrafią się otworzyć, a to bardzo się odbija na zdrowiu.
A nasza niechęć do profilaktyki? Do badań, szczepień...
To druga sprawa. Kiedy rozmawiałam z dr. Januszem Mederem, prezesem Polskiej Unii Onkologii, dziwił się, dlaczego ludzie nie mogą zrozumieć, że zrobione raz w roku USG jamy brzusznej potrafi wykryć wiele zmian, które uchronią nas przed nowotworami wielu narządów. Po pięćdziesiątece raz na dwa lata trzeba zrobić kolonoskopię. A dla kobiet priorytet to mammografia. Samej też trzeba się regularnie badać.
Wiele kobiet tego unika, bo „a nuż coś wyczuję, a potem usłyszę, że to rak, i świat mi się zawali”. Wolą nie wiedzieć.
Niestety ta metoda strusia chowającego głowę w piasek cały czas u nas pokutuje i to nawet wśród wykształconych kobiet. Przedziwny mechanizm, nie umiem tego wytłumaczyć, ale trzeba robić wszystko, żeby te kobiety jednak poszły się zbadać.
Nie brakuje pani telewizyjnej adrenaliny?
Moja praca zapewnia mi jej wystarczająco dużo - jestem też redaktorem naczelnym portalu Medexpress.pl - choć oczywiście to jest inne działanie. Nie było mi łatwo odejść z telewizji, ale w pewnym momencie znalazłam się już w takiej sytuacji, że nie mogłam sobie pozwolić, by moją pracą zawodową sterowały kwestie polityczne. Musiałam więc opuścić tę instytucję. Od prawie sześciu lat jestem poza telewizją i jest okay.
Trudno było się przekonać, że istnieje życie pozatelewizyjne?
Na szczęście należałam do tej grupy osób, które nie były uzależnione od kamery. Ja nigdy nie byłam chora na pokazywanie się, a wielu dziennikarzy jest po prostu skupionych na sobie i na budowaniu swojej kariery. Dla mnie to była superpraca, dzięki której poznałam mnóstwo ludzi. Byłam przy najważniejszych wydarzeniach - papieskich pielgrzymkach, prowadziłam największe filmowe premiery typu „Ogniem i mieczem”. Kiedy odeszłam, już nic takiego wielkiego się nie wydarzyło, żebym żałowała, że mnie przy tym nie było.
Na ulicy jest pani rozpoznawana?
Jeszcze tak. Ludzie się uśmiechają, mówią dzień dobry. Wiedzą, że skądś mnie znają, choć już nie wiedzą skąd. To jest miłe.
ZOBACZ
Wybieramy najlepszych medyków.
Na stronie nto.pl/hipokrates są listy kandydatów zgłoszonych w 12 opolskich powiatach. Głosowanie w powiatach potrwa do 14 października. Liderzy powiatu w każdej kategorii przejdą do finału wojewódzkiego, gdzie do 28 bm. będą rywalizować o tytuł lekarza roku. Oprócz tego głosujemy na placówki i specjalistów zgłoszonych z całego województwa. Każdemu kandydatowi został przypisany prefiks oraz numer do głosowania.
Jeśli potrzebna pomoc, prosimy dzwonić: 512 106 578.