Hutnicza oś połączy Chorzów, Katowice i Rudę Śląską. Tylko dlaczego tak późno? [INTERAKTYWNA MAPA]
Zabytki po śląskim górnictwie udało się uratować. Zabrzańskie "Guido", "Królowa Luiza", czy rybnicka kopalnia "Ignacy" są tego najlepszym dowodem. Mniej szczęścia miały zabytki po śląskich i zagłębiowskich hutach. Z nich nie ocalało prawie nic. Dla tej resztki ostatnią szansą na przetrwanie jest muzeum hutnictwa, które miałoby powstać w Chorzowie. Przymiarki do jego utworzenia trwają od dwóch lat. Zainteresowanie przedsięwzięciem wykazał hutniczy potentat - ArcelorMittal Poland.
Należąca do spółki Huta Królewska przekazała już na rzecz muzeum niemal kompletne wyposażenie laboratorium oraz kilka historycznych maszyn.
- Włączyliśmy się też w organizację Industriady w tym i ubiegłym roku. Trwają jeszcze rozmowy dotyczące naszego dalszego zaangażowania w tę inicjatywę, ale z całą pewnością będziemy ją wspierać - zapewnia Sylwia Winiarek, rzeczniczka ArcelorMittal Poland.
Taka kooperacja przemysłu i obiektów muzealnych, dokumentujących jego rozwój nie jest niczym wyjątkowym. W czeskich Witkowicach (dzielnicy Ostrawy), gdzie dla celów turystycznych i organizacji wydarzeń kulturalnych udostępniono gigantyczny kompleks postindustrialny (tworzą go wybudowane tuż obok siebie: kopalnia, koksownia i huta) jednym ze wspierających go podmiotów jest właśnie ArcelorMittal. Na stworzenie w Chorzowie czegoś na kształt Witkowic nie ma co liczyć. Choćby ze względu na znacznie mniejszą skalę zachowanych tu obiektów (po wielkich piecach zostały już tylko wspomnienia). Muzeum miałoby się mieścić w wybudowanej pod koniec XIX stulecia hali dawnej elektrowni Huty Królewskiej.
- Obecnie jest ona własnością miasta i to wiele ułatwia. Przeprowadzono już w niej kapitalny remont dachu, przywrócono też zasilanie w energię i to jest to, co mogliśmy zrobić sami - mówi Henryk Mercik, Miejski Konserwator Zabytków w Chorzowie. Na dalsze kontynuowanie remontu potrzeba jednak znacznie większych pieniędzy, które Mercik ma nadzieję pozyskać z unijnych funduszy.
- Gdyby ten remont udało się dokończyć, to wtedy można by faktycznie otworzyć halę do zwiedzania, a nie czynić to jedynie od czasu do czasu - stwierdza Mercik. Pieniądze będą zresztą potrzebne nie tylko na wyremontowanie obiektu, ale też na zapełnienie eksponatami mającej się tu znaleźć wystawy stałej (mówi się również o możliwości uruchomienia w środku sali multimedialnej). Bo choć inicjatorzy stworzenia muzeum dysponują listą zabytkowych urządzeń hutniczych, wraz z ich dokładną lokalizacją, to nie ma co liczyć, że właściciele tych cacek przekażą je za uścisk dłoni, czy w poczuciu społecznej misji. Trzeba będzie za nie zapłacić, oferując sprzedającym "normalne" stawki jak za złom.
- A przy wadze tych urządzeń i cenach złomu nieraz są to kwoty idące w dziesiątki tysięcy złotych - ocenia Mercik.
Utworzenie w Chorzowie hutniczego muzeum z prawdziwego zdarzenia miałoby być jednak dopiero pierwszym krokiem na drodze do stworzenia "hutniczej osi" na Śląsku. Znalazła by się na niej walcownia w Katowicach - Szopienicach oraz wielki piec w Rudzie Śląskiej - Nowym Bytomiu, ostatni zachowany na Śląsku taki obiekt (kilka lat temu rzutem na taśmę zdołano go wpisać do rejestru zabytków i być może tylko dlatego nie został pocięty na żyletki). To jednak w obu przypadkach wymagałoby dogadania się z prywatnymi właścicielami tych obiektów. Bez ich zgody ciekawscy będą mogli co najwyżej oglądać zabytki zza płotu.