Huta Jedność: Żywiła tysiące rodzin, a dziś stała się ziemią jałową
Dwanaście lat trwa likwidacja największego zakładu pracy w Siemianowicach - Huty Jedność. Dziś po latach jej świetności pozostało tylko wspomnienie. Teraz jest jałowy, pusty teren. Tylko szkielety budynków sterczą jako świadectwo dawnej świetności huty.
Początki huty sięgają 1836 roku, kiedy to decyzję o jej budowie podjęli Hugo I Henckel von Donnersmarck oraz berliński Dom Bankowy braci Oppenfeld. Tego samego roku położono kamień węgielny pod budowę zakładu hutniczego. Nowej hucie nadano nazwę "Laurahütte" (Huta Laura). Nazwa ta funkcjonowała do 1948 roku, kiedy to zmieniono nazwę na "Huta Jedność".
Huta w swej historii produkowała szeroką gamę wyrobów takich jak: surówka, stal pudlarska, stal martenowska, pręty różnych kształtów, bednarka, kątowniki, szyny kolejowe, blacha gruba, blacha cienka, beczki, wiadra, rynny potrząsalne, rury zgrzewane ogniowo na zakładką i na styk, rury bez szwu. Po 1945 roku zrezygnowano z produkcji surowcowej i huta zaczęła się specjalizować w rurach stalowych bez szwu, produkowanych w szerokim asortymencie do czasów obecnych. Produkcja ustała całkowicie w 2003 roku, kiedy postanowiono zakład w stan likwidacji, która trwa 12 lat.
Huta, choć nie funkcjonuje już pod ponad dekady (poza dwoma prywatnymi zakładami na jej terenie), nadal jest źródłem "życia" dla biedniejszej części Siemianowic. To tu złomiarze wyrywają jej ostatnie kawałki, by mieć na kromkę chleba, choć częściej zarobione na złomowisku pieniądze przeznaczają na alkohol. Wierzą, że jeszcze uda im się wyrwać ostatnie pręty, rury i inne części metalowe, które sprzedadzą z zyskiem.
Z tej huty do dziś żyje wielu siemianowiczan - stwierdza gorzko Józef Opiela, były wieloletni pracownik huty.
W Hucie "Jedność" zatrudnił się we wrześniu 1968 roku na oddziale Mannesmana jako tzw. przygotowywacz rur do wysyłki.
- Tam pracowałem do stycznia 1974 roku. Potem przeniosłem się na wydział ciągarni rur, następnie byłem brygadzistą w stacji regeneracji roztworów potrawiennych, a od 1992 roku pracowałem w tak zwanym dalgazie - opowiada Józef Opiela dodając, że w hucie pracował do 2005 roku. Był wręcz jednym z ostatnich pracowników zatrudnianych przez jeden z największych zakładów pracy w naszym mieście.
- I myślałem, że dotrwam tam do emerytury, ale... zabrakło trzech tygodni. Przepracowałem je w firmie w Katowicach, która też została zlikwidowana. Dziś jestem zadowolonym emerytem - uśmiecha się.
Tereny huty zna jak własną kieszeń. Mimo tego, że na jej terenie nie pozostało zbyt wiele budynków, to potrafi wskazać dokładnie miejsca, w których stały poszczególne budynki.
-W tym znajdowała się tlenownia - wskazuje ruiny znajdujące się w pobliżu pętli tramwajowej. - Służył do zasilania w tlen budynku stalowni, gdzie odbywało się ciągłe odlewanie stali. Obok niego były biura i łaźnia stalowni, a tu był plac wsadu - wymienia dalej wskazując, że na tyłach huty znajdował się budynek straży pożarnej, a w jej pobliżu znajdował się budynek modelarni.
Łącznie budynków i wydziałów było kilkadziesiąt, a na każdym z nich pracowało po około 200 pracowników. - Największymi wydziałami był Innocenti i Mannesman, gdzie pracowało po około 300 osób - wspomina dodając, że w najlepszych latach w hucie pracowało ponad 4 tysiące pracowników!
Teraz teren huty to ruiny. Taki los spotkał zresztą wiele obiektów przemysłowych w naszym regionie. Od 2003 roku Huta Jedność jest w stanie likwidacji. Jej majątek od tego czasu był częściowo rozkradany (złomiarze), a częściowo sprzedawany. Głównie wyprzedawano mieszkania zakładowe oraz budynki należące do huty, jak ten przy ul. 27 Stycznia 1, gdzie mieściła się dyrekcja huty, a dziś są tam biura do wynajęcia. Mieszkania zakładowe były zresztą kolejnym problemem, który ciągnął się za hutą od lat. Z blisko 1200 mieszkań połowa została sprzedana za bezcen byłym pracownikom huty. Druga połowa trafiła z czasem na licytację komorniczą, a mieszkańcy są sprzedawani wraz z mieszkaniami.
Ostatnią wartością, jaka pozostała w hucie jest sam teren. To 16 hektarów, które syndyk likwidujący zakład chce sprzedać. A właściwie 14 hektarów, bo dwa kilka lat temu zostały sprzedane przez poprzedniego likwidatora. W samym centrum huty!
Stąd też komornik sądowy dwukrotnie próbował zorganizować licytację huty. Pierwsza została odwołana tydzień przed terminem (23 grudnia 2014 roku), a druga w dzień licytacji (we wtorek 10 lutego 2015 r.) z powodu pisma z siemianowickiego magistratu, w który miasto prosiło o ponowny opis nieruchomości. Czy to oznacza, że miasto przymierza się do kupna huty? - Cały wydział finansowy sprawdza, jakie mamy możliwości i zdolności finansowe oraz czy będziemy w stanie zabezpieczyć takie środki w budżecie, bo to jest główny warunek - musimy zabezpieczyć środki na licytację, zanim do niej przystąpimy. Ponadto rada miasta będzie musiała określić, do jakiej kwoty będziemy licytować - mówi Rafał Piech, prezydent Siemianowic Śląskich.
Kwota wyjściowa do licytacji wynosi blisko 3,2 mln zł, rękojma natomiast 367 tys. zł. Czy ktoś się w końcu pokusi o kupno jednego z cenniejszych terenów w Siemianowicach? Czas pokaże.