Artur Szymczak

Handlowali rybami na terenie byłego kościoła. Ale konflikt tkwi w czymś innym

Jeden z mieszkańców powiadomił nas, że handel karpiami odbywał się na terenie ruin kościoła. Ale proboszcz mówi, że nie jest to już miejsce święte. Fot. Artur Szymczak Jeden z mieszkańców powiadomił nas, że handel karpiami odbywał się na terenie ruin kościoła. Ale proboszcz mówi, że nie jest to już miejsce święte.
Artur Szymczak

O „handlowaniu rybami w dawnym kościele” powiadomił nas tuż przed świętami oburzony Czytelnik. Od razu pojechał tam dziennikarz „GL”. Okazało się, że tłem sprawy jest konflikt dwóch hodowców ryb. A ruiny kościoła ewangelickiego są dziś takim miejscem jak każde inne. Choć nie wszyscy taką opinię podzielają. - Jak by nie było, to jest miejsce po kościele. Byłem w gminie w tej sprawie, ale jest to walka z wiatrakami. W urzędzie powiedziano mi tylko, że gmina ma umowę z tym hodowcą karpi - mówi z oburzeniem Arkadiusz Szmit z Zamoksza.

Do urzędu gminy w Kłodawie żadne oficjalne skargi w sprawie hadlowania na terenie byłego kościoła jednak nie trafiły. Dlatego też urzędnicy nie ukrywają swojego zaskoczenia. - Dziwię się, że mieszkańcy są oburzeni sytuacją. Wydaliśmy zgodę na kilka dni na handel przedświąteczny w tym miejscu. Pytaliśmy również o zgodę sołtysa i nie było przeciwwskazań. Od trzech czy czterech lat w tym samym obrębie ten sam właściciel ma umieszczoną reklamę swojej firmy. Do tej pory nie było żadnych uwag z tego powodu - mówi Andrzej Kwiatkowski, wicewójt Kłodawy.

Najpierw Robert Rossowski hodowca ryb z ośrodka Azyl handlował tuż przy drodze, ale to nie spodobało się mieszkańcom, bo według nich było to niebezpieczne. - Niech sobie sprzedaje gdzie chce, ale nie na skrzyżowaniu. Policja przyjechała, to później wjechał na teren byłego kościoła, a to jest przecież miejsce święte - utrzymuje oburzony pan Leszek z Mironic.

Krzysztof Pierzecki, który też ma stawy hodowlane w Mironicach, uważa, że to odwet jego konkurenta za to, że... udzielił wywiadu w „GL”. - Że ja jestem niby taki mądry, to on mi zrobi taką konkurencję, że wstrzyma mi klientów. A jeśli wszystkim się nie podoba, że Azyl handluje rybami na terenie kościoła Azyl, to gmina powinna wziąć to pod uwagę - mówi Pierzecki.
Co na to Rossowski? - Ci mieszkańcy, którzy się tak ponoć burzą, to jest tak naprawdę moja konkurencja - odpowiada Ros¬sowski, właściciel Azylu. Według niego to jego „rywal” nie może ścierpieć, że ktoś oprócz niego sprzedaje ryby. - Nawet celowo zniszczyli nam nasz baner reklamowy - dodaje Rossowski.

Jak ustaliliśmy, konflikt hodowców trwa od kilku lat. - Z ośrodka Azyl spuszczane były nieczystości do pustego stawu hodowlanego, a następnie te nieczystości przelewały się do Kłodawki! - grzmi Pierzecki. Pan Leszek, mieszkaniec Mironic, też tak uważa. Twierdzi nawet, że właściciel Azylu wypuszcza szambo do jeziora!

- Sądownie udowodniłem, że nic takiego nie miało miejsca. To są pomówienia i efekt niepowodzeń, który wynika z braku umiejętności w hodowaniu ryb przez mojego konkurenta - odpowiada Rossowski.

Były sołtys Mironic Wiesław Gromala mówi: - 40 metrów dalej jest wielki plac i tam można się rozłożyć. Wtedy nikomu by to nie przeszkadzało.

Artur Szymczak

Sprawy i problemy ludzkie to "coś" co interesuje mnie najbardziej. Dlatego najczęściej taką tematykę poruszam w tym co opisuję.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.