GORZÓW WLKP. To niewdzięczność i hańba - pisze dr Matthias Lehmann, niemiecki krewny byłych właścicieli muzealnej willi

Czytaj dalej
Fot. fot. archiwum
Zbigniew Borek

GORZÓW WLKP. To niewdzięczność i hańba - pisze dr Matthias Lehmann, niemiecki krewny byłych właścicieli muzealnej willi

Zbigniew Borek

Kierownictwo Muzeum Lubuskiego wiedzione chciwością procesuje się z wnukami Ericha Schroedera o pieniądze ze sprzedaży domu - napisał do redakcji GL jego Matthias Lehmann. Dyrektor muzeum Ewa Pawlak: - Jestem w totalnym szoku i jest mi przykro.

List dr. Lehmanna do GL nosi tytuł „Niewdzięczność i hańba”. Siebie przedstawił w nim tak: Niemiec z Trewiru nad Mozelą, który urodził się w 1939 roku w Landsbergu (obecnie Gorzów Wielkopolski) i wraz z czworgiem rodzeństwa dorastał w willi swojego dziadka Ericha Schroedera (Willa Schroedera).

W liście czytamy: „Od 1945 roku w tym domu mieści się siedziba główna Muzeum Lubuskiego im. Jana Dekerta. Z jego kolejnymi dyrektorami (...) moja siostra Carla Müller urodzona w 1940 roku żyła w przyjaznych, można by nawet rzec serdecznych stosunkach. To skłoniło ją do złożenia Muzeum przyrzeczenia w 2014 roku, że po jej śmierci dom w Ludzisławicach koło Santoka, w którym mieszkała od 2013 roku, zostanie sprzedany i że dochód, pomniejszony o koszty, zostanie przekazany Muzeum Lubuskiemu. Pan Wojciech Popek, który był wówczas dyrektorem, odrzucił to przyrzeczenie darowizny na wypadek śmierci i w zamian za to poprosił o przekazanie Muzeum dzieł sztuki z jej kolekcji. Były to obrazy i porcelana z Paryża, gdzie Carla Müller mieszkała do 2013 roku. Ona przystała na tę propozycję, zapisując w swoim testamencie z 2015 roku swoje dzieła sztuki (...), a także 6000 euro. Muzeum Lubuskie otrzymało obrazy i porcelanę w roku 2017, a po jej śmierci w dniu 20 stycznia 2018 roku, kwotę wyżej wymienionej gotówki”.

Lehmann pisze, że w muzeum była w tym roku wystawa porcelany i festyn powiązany z jego 80. urodzinami, na którym otrzymał dyplom za współpracę z muzeum od 2000 r. Był więc zaskoczony, że w sierpniu „została wyciągnięta z archiwum muzealnego oferta przyrzeczenia z 2014 roku, aby w przypadku śmierci Carli darować Muzeum kwotę otrzymaną po sprzedaży domu”. Radca prawny muzeum złożył ten dokument w sprawie spadkowej, a sąd uznał dokument za ważny testament. „Tym samym ostatnia wola mojej siostry została w sposób rażący znieważona” - pisze Lehmann, wyrok nazywając hańbą dla polskiego sądownictwa.
Pełna treść listu niżej.

Czytaj o początkach Gorzowa:Urodziny Gorzowa: o tym, jak menadżer i rycerz Albert de Luge wdrożył projekt Landsberg, czyli biznesowa opowieść o początkach Gorzowa

Wojciech Popek, szef muzeum, w latach 2008 do 2017 r., to wszystko potwierdza. – Nie dziwię się wcale, że Mathias Lehmann jest zbulwersowany i rozżalony. Traktowanie tak człowiek i rodziny, która tak bardzo naszemu muzeum przez lata pomogła, to jest ze strony dyrekcji muzeum nie tylko niebywała niewdzięczność, ale też głupota – komentuje. I dodaje: - Nawet gdyby pominąć aspekt moralny i skoncentrować się na wartości darowizny, to dom w Ludzisławicach został wyceniony na 250 tys. zł i nadal nie ma nabywcy. Tymczasem wartość kolekcji, którą otrzymało muzeum „w zamian”, wzrosła z początkowych 400 tys. do obecnych 600 tys. zł. Poza tym muzeum zajmuje się gromadzeniem dzieł sztuki, a nie handlem nieruchomościami, a kolekcja Carli Müller - głównie porcelana, ale też obrazy i meble – stała się wystawowym hitem.

Wyrok w tej sprawie jest nieprawomocny, prawnik Lehmanna złożył już apelację. W pierwszej instancji wydała go sędzia Olimpia Barańska – Małuszek. – Z punktu widzenia prawa nie budzi wątpliwości to, że oba testamenty są ważne – tłumaczy GL. Podkreśla jednak, że w pierwszym dokumencie nie było zapisu, tylko polecenie (Carli Müller, żeby wpływy ze sprzedaży domu przekazać muzeum – red.). - Zapis w prawie spadkowym trzeba bezwzględnie wykonać, a polecenie jest życzeniem spadkodawcy i jego wypełnienie zależy od woli spadkobierców. Innymi słowy, jeśli spadkobiercy nie chcą, to nie ma prawnej możliwości zmuszenia ich do wykonania polecenia – mówi sędzia Barańska – Małuszek. Dodaje też, że jest obowiązek ujawnienia wszystkich testamentów, a zatem Muzeum Lubuskie musiało „swój” dokument ujawnić. - Nie miało innego wyjścia - dodaje.

- Ależ my nawet nie wiedzieliśmy o tym, że był drugi testament. Nie mieliśmy pojęcia, że w sprawie spadku były inne ustalenia i że zamiast pieniędzy ze sprzedaży domu w Ludzisławicach muzeum otrzymało kolekcję. Stawiliśmy się w sądzie, bo otrzymaliśmy wezwanie – mówi Grażyna Tyranowska, wicedyrektor Muzeum Lubuskiego w Gorzowie. Jest zaskoczona listem Matthiasa Lehmanna. – Nic nie wiedzieliśmy o jego żalu i pretensjach. Jesteśmy jak najbardziej dalecy, żeby cokolwiek robić wbrew woli pana Lehmanna, jego zmarłej siostry i całej rodziny, której nasza placówka tak wiele zawdzięcza. Bardzo to docenialiśmy i doceniamy. Absolutnie nie będziemy zabiegać o pieniądze ze sprzedaży domu – mówi Grażyna Tyranowska. Obiecuje GL, że muzeum pilnie skontaktuje się z dr. Lehmannem i wyjaśni całą sprawę.

Wojciech Popek komentuje, że obecna dyrekcja muzeum powinna wiedzieć o zamianie darowizny, bo wszystko zostało udokumentowane. – Jeśli nie wie, to nie wiem, na jakim świecie żyje – mówi. I dodaje: - Jeśli faktycznie muzeum wszystko wyjaśni, to na ile znam dr. Lehmanna, puści sprawę w niepamięć.

- Jestem w totalnym szoku i jest mi przykro, że w taki sposób dr Lehmann to wszystko zinterpretował, aż mi głos drży… - mówi Ewa Pawlak, dyrektor muzeum. - Przecież my się z nikim nie procesujemy, stawiliśmy się na wezwanie sądu. Absolutnie nie występujemy z żadnymi roszczeniami wobec dr. Lehmanna. Wręcz przeciwnie – doceniamy wszystko, co dla nas zrobił on i jego rodzina, świętowaliśmy w muzeum jego 80. urodziny, przyznaliśmy mu tytuł mecenasa muzeum, na mój wniosek został honorowym obywatelem Gorzowa. Spróbujemy się skontaktować i to wszystko wyjaśnić.

Oto pełna treść listu dr. Lehmanna:
Swój list do GL dr Mathias Lehmann zatytułował „Niewdzięczność i hańba”. Siebie przedstawił w nim tak: Niemiec z Trewiru nad Mozelą, który urodził się w 1939 roku w Landsbergu (obecnie Gorzów Wielkopolski) i wraz z czworgiem rodzeństwa dorastał w willi swojego dziadka Ericha Schroedera (Willa Schroedera). W liście czytamy:
„Od 1945 roku w tym domu mieści się siedziba główna Muzeum Lubuskiego im. Jana Dekerta. Z jego kolejnymi dyrektorami: panem Zdzisławem Linkowskim, panią Gabrielą Balcerzak i panem Wojciechem Popkiem, moja siostra Carla Müller urodzona w 1940 roku żyła w przyjaznych, można by nawet rzec serdecznych stosunkach. To skłoniło ją do złożenia Muzeum przyrzeczenia w 2014 roku, że po jej śmierci dom w Ludzisławicach koło Santoka, w którym mieszkała od 2013 roku, zostanie sprzedany i że dochód, pomniejszony o koszty, zostanie przekazany Muzeum Lubuskiemu. Pan Wojciech Popek, który był wówczas dyrektorem, odrzucił to przyrzeczenie darowizny na wypadek śmierci i w zamian za to poprosił o przekazanie Muzeum dzieł sztuki z jej kolekcji. Były to obrazy i porcelana z Paryża, gdzie Carla Müller mieszkała do 2013 roku. Ona przystała na tę propozycję, zapisując w swoim testamencie z 2015 roku swoje dzieła sztuki, których wartość znacznie przekracza wartość jej domu w Ludzisławicach, a także kwotę 6000 euro na rzecz Muzeum.

Muzeum Lubuskie otrzymało obrazy i porcelanę w roku 2017, a po jej śmierci w dniu 20 stycznia 2018 roku, kwotę wyżej wymienionej gotówki.

30 stycznia 2019 r. została w Muzeum otwarta wystawa porcelany przekazanej przez Carlę. 23 czerwca Muzeum zorganizowało drugi festyn w ogrodzie, który był związany również z moimi 80. urodzinami. Na zdjęciu widać mnie z tortem w holu willi. Otrzymałem wówczas również dyplom honorowy wręczony mi przez panią Grażynę Tyranowską, wicedyrektor Muzeum, która wyraziła uznanie oraz podziękowanie za moją współpracę z Muzeum od 2000 roku.

Potem jednak w sierpniu 2019 r. została wyciągnięta z archiwum muzealnego oferta przyrzeczenia z 2014 roku, aby w przypadku śmierci Carli darować Muzeum kwotę otrzymaną po sprzedaży domu. Złożyła ten dokument w sądzie rejonowym w Gorzowie, gdzie toczy się sprawa spadkowa, radca prawny Muzeum Lubuskiego, pani Jolanta Ruszczak.

Sąd 12 września orzekł, że dokument ten jest testamentem, że jest ważny, ponieważ nie został odwołany drugim testamentem z roku 2015. Pani Sędzia orzekająca jednoosobowo, która w moim mniemaniu, wielce nieświadomie wydała takie postanowienie, nie kierowała się prawem, tylko z góry powziętą opinią. To przyrzeczenie darowizny z 2014 roku nie jest ani testamentem, ani nie jest konieczne jego odwoływanie.

Tym samym ostatnia wola mojej siostry została w sposób rażący znieważona. Wola ta wynika wyłącznie z jej testamentu z roku 2015 i stanowi, co Muzeum ma otrzymać jako zapis – i co w międzyczasie otrzymało. Nieruchomość gruntowa w Ludzisławicach nie jest w nim wymieniona, należy zatem do spadku. Ją właśnie moja siostra przeznaczyła dla dziewięciorga bratanków i bratanic.
Doszło zatem do takiej sytuacji, że obecne kierownictwo Muzeum wiedzione chciwością procesuje się z wnukami Ericha Schroedera o pieniądze ze sprzedaży domu. Tym samym współpraca Muzeum z rodziną Lehmannów kończy się niewdzięcznością. Sąd rejonowy w Gorzowie przyczynił się do tego w sposób czynny, wydając błędne postanowienie. Jest to hańba dla polskiego sądownictwa wraz z jego misją i aspiracjami do należytego orzecznictwa”.

Lekcja historii:

Zbigniew Borek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.