Gorzów: stadionowy problem wybuchł na sesji
Prezes Warty Gorzów: - Czuję się szykanowany. Wszystko, co robię, robię dla dobra klubu. Dyrektor OSiR-u: - Prezes próbuje władać naszym stadionem. A nie ma takiego prawa.
Początek historii tej był piękny. Grupa pasjonatów piłki nożnej, skupiona w klubie Warta Gorzów, postanowiła wskrzesić podupadający stadion przy ul. Krasińskiego.
Tak cisnęli, tak „męczyli”, tak zabiegali u władz o remont, że w końcu magistrat zlecił Ośrodkowi Sportu i Rekreacji modernizację obiektu. Prace (murawa, bramki, trybuny itp.) wykonane na przełomie 2014 i 2015 r. kosztowały 300 tys. zł. Po wszystkim chwaliliśmy w „GL” i prezesa Warty Zbigniewa Pakułę za wytrwałość, i prezesa OSiR-u Włodzimierza Roja za podejście. - Modelowa współpraca, brawo! - pisaliśmy.
Dym na sesji
Teraz się popsuło. W środę sprawa stanęła na sesji. Radna Marta Bejnar - Bejnarowicz zapytała władze miasta, czy to prawda, że Warta używa stadionu „w sposób utrudniający korzystanie innym”.
Dodała, że w biurze klubu, które jest nieopodal stadionu, prezes prowadzi swoją działalność gospodarczą (ma firmę budowlaną), a obok stoją jego firmowe busy.
Wywołany do odpowiedzi szef ośrodka sportu Włodzimierz Rój, który administruje obiektem, nie owijał w bawełnę. Powiedział, że klub faktycznie „próbuje zaanektować stadion” i że z prezesem Warty trudno się porozumieć. Mówił też o jego nerwowych reakcjach. A na koniec potwierdził, że w wynajmowanym koło stadionu pomieszczeniu prowadzi on biznes. Ale - co ważne - wynajmuje je legalnie, płaci za najem więc może tam robić co chce.
- Dzierżawa jest do czerwca. W lipcu jej nie przedłużymy. Urządzimy tam zaplecze sanitarne - dodał podczas sesji Włodzimierz Rój.
Dyr. wyjawił jeszcze, że zarzewiem konfliktu był fakt, że z odnowionego stadionu chcą korzystać także inne kluby i zespoły. I tu jest problem, bo - jak tłumaczył „GL” - „Warta chciałaby mieć dla siebie najlepsze godziny”. Dlatego Rój osobiście ułożył pokojowy grafik, który uwzględnia potrzeby wszystkich stron, a nowa rozpiska już obowiązuje.
Bo są pod ręką
Prezes Pakuła jest zszokowany nagonką na klub i swoją osobę. - Aż słów brakuje, by skomentować to wszystko - mówi zaskoczony dyskusją na sesji. I punkt po punkcie wyjaśnia: pomieszczenia używa - owszem - także na potrzeby zawodowe, ale robi to legalnie, a to 15-metrowe biuro jest jednocześnie składem wszystkiego, co z Wartą związane - robi np. za magazyn rzeczy i toreb treningowych. - Pracę w klubie łączę z pracą zawodową. Robię to w jednym miejscu - mówi.
A busy? - Wożę nimi dzieciaki, które u nas trenują. Za darmo, społecznie. To gdzie mam parkować? Stoją przy stadionie, by były pod ręką - odpowiada na zarzuty.
Kłody pod nogi
Pakuła przyznaje, że walczył o pozycję Warty na stadionie. - Bo nagle okazało się, że jesteśmy marginalizowani. Nie pozwolę na to. Nie powinno być, tak, że klub z 70-letnią tradycją, jest traktowany gorzej niż jednoroczne stowarzyszenia - dopowiada.
Zapowiada, że za kilka dni, na spokojnie, przygotuje oświadczenie. Jednak nie kryje żalu. - Cokolwiek robię, robię dla klubu, dla dzieciaków. Tymczasem rzuca mi się kłody pod nogi. Nie mam pojęcia, co będzie w lipcu, gdy skończy się nam dzierżawa pomieszczenia koło stadionu.