Gorzów ma tak mało długów, że... może się zadłużać!
Gorzów ma najmniej długów od lat. Czyli... może zaciągać nowe.
Jeśli prezydenta Jacka Wójcickiego uznać za ojca miasta, to matką zdecydowanie jest skarbniczka Agnieszka Kaczmarek. To ona rządzi finansami Gorzowa i - jak matki w większości gospodarstw domowych - zajmuje się ocenianiem na co nas stać, a na co nie i skąd wziąć pieniądze.
A. Kaczmarek robi to z sukcesami: według najnowszych danych Gorzów cały czas jest jednym z najmniej zadłużonych miast wojewódzkich w Polsce. Co to oznacza dla przeciętnego mieszkańca? Zaraz wyjaśnimy.
Liczby nie kłamią
Aktualnie nasz dług wynosi 129 mln zł i jest to... jeden z najlepszych wyników miasta w ostatnich latach. Sprawdziliśmy to dokładnie. W 2010 r. zadłużenie miasta wynosiło 169 mln zł. W kolejnym roku urosło do 211 mln zł. W 2012 r. stanowiło kwotę 186 mln zł, potem 170, by na koniec kadencji Tadeusza Jędrzejczaka wynieść 161 mln zł.
W pierwszym roku rządów J. Wójcickiego spadło do nieco ponad 140 mln zł, a teraz (stan na lipiec 2016 r.) wynosi właśnie 129 mln zł. Co z tego ma mieszkaniec?
Będziemy posiłkować się kredytami tylko wtedy, gdy będzie to absolutnie niezbędne
- Pewnie im mniej pożyczek, tym dla miasta i mieszkańców lepiej? Tak jest przecież w każdym domu! - mówiła nam wczoraj pani Krystyna Wyszak, którą spotkaliśmy na przystanku przy ul. Sikorskiego. I miała rację. Im mniejsze zadłużenie, tym faktycznie lepiej dla miasta i mieszkańców, bo... można brać nowe kredyty i inwestować, remontować, budować.
Plan już jest
Dokładnie w ten sam sposób tłumaczy sytuację skarbniczka A. Kaczmarek. Wyjaśnia, że w ostatnim czasie miasto oglądało dokładnie każdą złotówkę, by mieć jak najlepszą sytuację finansową przed wielkimi wydatkami. - Czekają nas olbrzymie inwestycje. Sporo pieniędzy pozyskamy poza budżetem, ale musimy też wyłożyć swoje. Dzięki stabilnej sytuacji finansowej będziemy mogli wziąć kredyty - wyjaśnia urzędniczka.
Przypomnijmy: w wielkim planie inwestycyjnym miasta na najbliższe lata jest mowa o miliardzie złotych wydatków. Szacunki są takie, że nawet około 160 mln zł z tej sumy może pochodzić z kredytów. - Będziemy posiłkować się kredytami tylko wtedy, gdy będzie to absolutnie niezbędne - deklaruje pani skarbnik. I zdradza, że np. w minionym roku urząd mógł, ale nie wziął 18 mln zł pożyczki. Bo okazało się, że poradzi sobie bez nowego długu.
A gdyby ktoś zapomniał, to przypominamy: urząd chce za ten miliard m.in. zbudować szkołę na Górczynie, stworzyć Centrum Edukacji Zawodowej w poszpitalnych obiektach przy ul. Warszawskiej, wyremontować ul. Kostrzyńską i tchnąć drugie życie w komunikację tramwajową: wyremontować torowiska i kupić nowy tabor.
Niektórzy mają problemy
Stabilne finanse to problem w niemal tysiącu z 3 tys. samorządów. Mówiąc wprost: około tysiąca gmin ma już nabranych tyle kredytów, że niedługo nie będą mogły brać kolejnych (dane za Krajową Radą Regionalnych Izb Obrachunkowych).
To uniemożliwi im staranie się o unijne dotacje na remonty i inwestycje. Gorzowowi taka sytuacja nie grozi.