Gorzów ma ośrodek wypoczynkowy nad morzem. Tylko cicho. To... półtajne

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Rusek
Tomasz Rusek

Gorzów ma ośrodek wypoczynkowy nad morzem. Tylko cicho. To... półtajne

Tomasz Rusek

Wiecie, że gorzowski urząd ma ośrodek wypoczynkowy nad morzem, gdzie urzędnicy wypoczywają za półdarmo? Nie wiecie? Nic dziwnego. To... półtajne

W sezonie kwatera nad polskim morzem kosztuje nawet po 120 zł za osobę. A chcielibyście wypoczywać w upale wakacje nad Bałtykiem, płacąc za pobyt od 30 zł za dobę? I to z noclegiem w nieźle wyposażonym domku, dosłownie kawałek od plaży? Gorzowscy urzędnicy mogą. Bo magistrat ma swój ośrodek wczasowy. Mieści się on w Dziwnowie, przy ul. Reymonta. Składa się z 22 domków, które łącznie mogą pomieścić 86 osób.

To nie żart. W czasach, gdy samorządy oglądają dwa razy każdą złotówkę, gorzowski urząd utrzymuje dla siebie ośrodek wypoczynkowy. I dba o niego, co roku wydając po kilkanaście tysięcy złotych na remonty i naprawy. Nic więc dziwnego, że ośrodek jest zadbany i ma wzięcie wśród... wybranych. W regulaminie jest bowiem napisane jasno: „podstawową funkcją ośrodka jest zapewnienie odpowiednich warunków zakwaterowania i pobytu pracownikom, emerytom i rencistom UM, a także członkom ich rodzin”.

Ale urząd zapewnia: zwykli mieszkańcy też mogą wynająć domek!

Zero informacji

No to próbujemy. Na stronie www.gorzow.pl - zero informacji o ośrodku. Na innych zakładach i podstronach miejskiej witryny też nic. Szukamy więc w internecie ogłoszenia o zapisach czy o zasadach pobytu. Też żadnego wyszukania. Ośrodek jakby nie istniał. Owszem, wyszukiwarka wyrzuca informacje, że taki obiekt istnieje, jednak nie ma żadnych danych jak zdobyć w nim miejsce.

Postanawiamy załatwić to tak, jak zrobiłby to zwykły Kowalski. Dzwonimy do wydziału organizacyjnego urzędu i mówimy, że chcielibyśmy zarezerwować sobie domek, bo słyszeliśmy, że miasto ma ośrodek wypoczynkowy w Dziwnowie. Uprzejma urzędniczka jest wyraźnie zaskoczona prośbą i mówi, że termin zapisów na wakacje już minął.

- Ale było gdzieś ogłoszenie, że w ogóle zaczęły się zapisy? Może na waszej stronie? - zagaduję.

- No... Nie. Na stronie raczej nie - mówi.

- To może w jakiejś gablocie w magistracie? - dociekam.

- Raczej też nie - odpowiada urzędniczka. I dodaje, że na najbliższe wakacje miejsc już nie ma.

Okazuje się, że ogłoszenie o zapisach na domki było w... intranecie, czyli w wewnętrznej sieci urzędu. A tam Kowalski dostępu nie ma. Czyli: nie ma szans dowiedzieć się, że ośrodek istnieje; nie ma jak dowiedzieć się, że ruszyły już zapisy; więc - co oczywiste, nie ma też szans się zapisać.

Na nasza prośbę miasto podsyła harmonogram ośrodka. Okazuje się, że w tym roku zapisy ruszyły 13 lutego i trwały pięć dni. Ale... tylko dla urzędników.

Inni chętni (czytaj: cała reszta) mogli się zapisywać dopiero po 6 marca. Czyli gdy najlepsze terminy dawno zostały już zarezerwowane. No i kto z Was wiedział, że od 6 marca może starać się o tani domek nad morzem? Nikt?

Nazwiska? Tajne!

Nie do końca. - Jest grono ludzi związanych z urzędem, którzy wiedzą o domkach i z nich korzystają - mówi nam jedna z urzędniczek (nigdy w Dziwnowie nie była, raz chciała zarezerwować domek, ale wybrany przez nią termin już był zajęty). Jakie to grono? - Rodzina i znajomi urzędników - dodaje nasza informatorka. Przepisów nikt tu nie łamie - bo przecież każdy przecież może wynająć domek. Jednak już tylko nieliczni wiedzą kiedy i jak to zrobić.

Kim są ci wybrani? Nie wiadomo, bo miasto... utajnia informacje o tym, kto korzysta z domków. Udało nam się odnaleźć listę najemców z lat 2013, 2014, 2015 i 2016. Urząd przygotował ją przed rokiem na żądanie jednego z mieszkańców, który domagał się takiej informacji publicznej. Jednak wszystkie imiona i nazwiska zamazano. Próbujemy to ustalić na piechotę.

Szef ważnej miejskiej instytucji: - Nigdy tam nie byłem. Ale potwierdzam, że wiele osób korzysta. Niemal regularnie, zdaje się że można co dwa lata.

Znany urzędnik: - Byłem raz, stałem jak wszyscy w kolejce po przydział. Pojechałem też tam na szkolenie. Ze trzy lata temu było. Weekendowe. Ośrodek jest przyzwoitej jakości. Bez luksusów, ale wygodny i wyposażony we wszystko, co potrzebne do spędzenia wakacji.

Radny Robert Surowiec: - Wiem, że ośrodek istnieje, ale nigdy w nim nie byłem. Nie będę zajmował miejsca urzędnikom, którzy dzięki niemu mogą spędzić niedrogie wakacje.

Radna Marta Bejnar - Bejnarowicz jest zdziwiona, że „nieurzędnik” w ogóle może do domków w Dziwnowie pojechać. - Sądziłam, że to tylko dla pracowników magistratu. Nigdy tam nie byłam. Raz, jako 17-latka, byłam niedaleko rozbita pod namiotem - dodaje z uśmiechem.

Kto chce, ten się dowie

Radna Grażyna Wojciechowska w Dziwnowie bywała. Na pytanie, czy warto go utrzymywać, odpowiada: - Warto! Oczywiście! To wspaniałe miejsce! Cudowne! Klimatyczne…

- Zwykli ludzie też chcieli tam wypoczywać, ale nie mają nawet szansy zapisać się na domek, bo miasto nigdzie publicznie nie ogłasza początku naboru - tłumaczę. - Panie redaktorze. Kiepskiej baletnicy rąbek u spódnicy! Kto chce, ten się dowie gdzie, co kiedy i jak. Nie narzekać. Działać! - mówi.

Urzędniczka miejska ze sporym stażem: - To nie do końca prawda. Dowie się ten, kto w ogóle wie, że może się starać o domek. A ludzie tego nie wiedzą. Poza tym najlepsze daty najczęściej są migiem zaklepywane. Dosłownie kolejki się ustawiają, jak jest dzień zapisów. Nie wiem, co zostaje komuś spoza urzędu. Trafić termin w wakacje to wyzwanie.

Szef rady Sebastian Pieńkowski był przekonany, że Dziwnów jest tylko dla urzędników. Gdy opowiadamy, jak udawaliśmy mieszkańca i że się okazało, że urząd nigdzie nie informuje o możliwości wynajęcia domku, i że o takiej szansie wiedzą tylko znajomi królika, komentuje. - Niepoważne! Skoro ośrodek jest dla każdego, niech miasto gra w otwarte karty. Jeśli jest, jak pan mówi, to jak człowiek ma się dowiedzieć o wynajmie? - mówi szef radnych. I obiecuje: - Zapytam w interpelacji czy i jak miasto ma zamiar ustalić przejrzyste zasady informowania komu, kiedy i na jakich zasadach przysługuje prawo wynajmu miejsca w ośrodku.

O OŚRODEK W DZIWNOWIE ZAPYTALIŚMY PREZYDENTA JACKA WÓJCICKIEGO. Był nieco zakłopotany.

Przepraszam, ale kompletnie nie interesowałem się tym tematem. Ośrodek od lat działa i funkcjonuje, jest wśród urzędników bardzo popularny. Informacja o naborze chętnych? Możemy pomyśleć, jak to zorganizować. Może jakiś grafik internetowy? Ale to będzie sztuka dla sztuki. Bo kilka minut i nie będzie miejsc. Urzędnicy ponoć ledwie dają radę pozamawiać terminy, bo tylu jest chętnych.

Żeby było jasne: ośrodek sam się finansuje i podatnik do niego nie musi dokładać.

Poprosiliśmy o dane finansowe od 2010 r. Okazuje się, że do dziś nie trzeba było wykładać pieniędzy na utrzymanie domków. Bez problemu ich konserwację i doposażanie udaje się finansować z wpływów za najem. A nawet na tym zarabiać. Np. w 2010 r. dochody wyniosły 152 tys. zł, a koszty 123 tys. zł. W zeszłym roku liczby te wyglądały odpowiednio tak: 176 tys. zł i 111 tys. zł. Ciekawostka: w 2010 r. z ośrodka skorzystało 152 urzędników, a w minionym roku już 383.

Tomasz Rusek

Najwięcej moich tekstów znajdziecie obecnie na stronie międzyrzecz.naszemiasto.pl. Żyję newsami, ciekawostkami, inwestycjami, problemami i dobrymi wieściami z Międzyrzecza, Skwierzyny, Trzciela, Przytocznej, Pszczewa i Bledzewa.
To niezywkły powiat, moim zdaniem jeden z najpiękniejszych (i najciekawszych!) w Lubuskiem. Są tam też wspaniali ludzie, z którymi mam szansę porozmawiać na facebookowym profilu Głos Międzyrzecza i Skwierzyny. Wpadnijcie tam koniecznie. Udało się nam stworzyć wraz z ponad 15 tysiącami ludzi fajne, przyjazne miejsce, gdzie znajdziecie newsy, piękne zdjęcia, relacje z ważnych wydarzeń i - codziennie! - najnowszą prognozę pogody. Bo od pogody zaczynamy dzień.


Staram się pilnować najważniejszych spraw i tematów. Sporo piszę o:


jeziorze Głębokim, o inwestycjach, czy atrakcjach turystycznych, ale poruszamy (MY - bo wiele tematów do załatwienia i opisania podpowiadacie Wy, Czytelnicy) dziesiątki innych spraw. 
Dlatego przy okazji wielkie dzięki za Wasze komentarze, opinie, zaangażowanie i wsparcie.



Zdarza się też, że piszę o Gorzowie. To moje rodzinne miasto, które - tak lubię myśleć - znam jak własną kieszeń. Cały czas się zmienia, rozbudowuje, wiecznie są tu jakieś remonty i inwestycje, więc pewnie jeszcze przez lata nie zabraknie mi tematów!



 


Do Gazety Lubuskiej (portal międzyrzecz.naszemiasto.pl jest jej częścią) trafiłem niemal 20 lat temu. Akurat zakończyłem swoją kilkuletnią przygodę z Radiem Gorzów i Radiem Plus, więc postanowiłem się sprawdzić w słowie pisanym (choć mówione było świetną przygodą). I tak się sprawdzam, i sprawdzam, i sprawdzam. Musicie bowiem wiedzieć, że Lubuska sprzed nastu lat i obecna to zupełnie inne gazety. Dziś, poza pisaniem, robimy zdjęcia, nagrywamy filmy, przygotowujemy relację. Żaden dzień nie jest takim sam. I chyba dlatego tak lubię tę pracę.

Lubię też:



  • jazdę na rowerze

  • pływanie

  • urlopy

  • gołąbki

  • seriale

  • lenistwo



nie przepadam za:



  • winem

  • górami

  • ogórkową

  • tłumem

  • hałasami

  • wczesnym wstawaniem (aczkolwiek nieźle mi wychodzi!)



OK, w ostateczności mogę zjeść ogórkową.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.