Genetyczne bliźniaczki. Jak Edyta z Łap uratowała życie sześcioletniej Madzi

Czytaj dalej
Fot. Naszpikowani
Magda Ciasnowska

Genetyczne bliźniaczki. Jak Edyta z Łap uratowała życie sześcioletniej Madzi

Magda Ciasnowska

To nasz anioł - tak o Edycie Kamińskiej z Łap mówią Edyta i Norbert Werpachowscy z Białegostoku, rodzice 6-letniej Madzi. Łapianka - oddając swój szpik - uratowała dziewczynce życie. Niedawno miały okazję osobiście ją przytulić.

Do spotkania dawcy i biorcy szpiku, czyli – mówiąc po ludzku – 25-letniej Edyty Kamińskiej z 6-letnią Madzią Werpachowską i jej rodzicami doszło w miniony weekend w białostockim amfiteatrze Opery i Filharmonii Podlaskiej. To była wielka gala, na scenie pojawili się zaproszeni goście, na widowni publiczność, a na wszystkich twarzach łzy wzruszenia.

– To nasz anioł, nasz anioł – szeptała Edyta Werpachowska, mama małej Madzi.

Na ciele pojawiły się siniaki

Madzia urodziła się jako zdrowe dziecko. I przez pierwsze lata nic nie wskazywało, że jej życiu może zagrażać śmiertelne niebezpieczeństwo. Pierwszy poważny niepokój rodzice dziewczynki poczuli, kiedy ich córeczka skończyła 4 latka. To była końcówka 2018 roku, trzeci dzień świąt Bożego Narodzenia. Madzia źle się poczuła, ale wszystko wskazywało na zwykłe przeziębienie. Rodzice zawieźli ją do lekarki rodzinnej.

– Przy okazji wspomnieliśmy też pani doktor o siniakach, które nie wiadomo skąd pojawiły się na ciele naszej córki. Podejrzewaliśmy, że to efekt hucznego świętowania z innymi dziećmi na sali zabaw jej czwartych urodzin – wspomina Edyta Werpachowska, mama Magdy.

Jednak lekarka od razu skierowała dziewczynkę na badanie krwi. I już kilka godzin później okazało się, że nie jest to, niestety, tylko grypa czy przeziębienie. Diagnoza była porażająca – ostra białaczka limfoblastyczna. Rodzice na moment stracili oddech. Wiedzieli, że to śmiertelne zagrożenie życia ich małej córeczki. Czuli, że ich codzienność zmieni się o 180 stopni. Jednak od razu wypowiedzieli wojnę białaczce. Madzia trafiła do szpitala, a lekarze rozpoczęli walkę o jej życie.

– W szpitalu razem z Madzią spędzaliśmy dnie i noce. Pierwszy raz wyszliśmy do domu dopiero po miesiącu, i to tylko na jeden czy dwa dni – wspomina pani Edyta. – Potem znowu wróciliśmy na oddział. Całe nasze życie przeniosło się do szpitala. Przez pierwsze pół roku, aż do lipca, bardzo rzadko go opuszczaliśmy – wyznaje mama Magdy.

Szybko okazało się, że Magda należy do grupy pacjentów z wysokim ryzykiem powrotu choroby. Dlatego też jedyną szansą na jej wyzdrowienie był przeszczep szpiku.

Poszukiwania genetycznego bliźniaka

Rozpoczęła się walka z czasem i wielkie oczekiwanie na „genetycznego bliźniaka“ dziewczynki, czyli kogoś kto ma – upraszczając – identyczne antygeny zgodności tkankowej (MHC).

Poszukiwania takiej osoby trwały kilka miesięcy. Jakaż była radość rodziny Werpachowskich, gdy okazało się, że w bazie danych osób, które są gotowe oddać szpik, znajduje się kobieta, której „parametry“ pasują do małej Madzi.

– Termin przeszczepu został ustalony na 17 lipca 2019 roku – opowiada mama Magdy i wspomina, jak ogromną ulgę wtedy poczuła. – Ale do ostatniego dnia mieliśmy ogromne obawy, że dawca jednak się rozmyśli – szczerze przyznaje. – Na szczęście tego nie zrobił, dzięki czemu uratował nasze dziecko.

Choć tak naprawdę, to dopiero po pięciu latach od przeszczepu szpiku można uznać, że pacjent jest już całkowicie wyleczony. Ale lekarze Magdy są dobrej myśli i przytakują, że organizm 6-latki zachowuje się jak zdrowy.

– Regularnie jeździmy na kontrole i staramy się powoli wracać do normalności – opowiada ojciec 6-latki, Norbert Werpachowski.

– Próbujemy odzyskać ten stracony czas – dodaje mama Madzi. – Ciągle organizujemy jakieś wypady. Praktycznie całymi dniami jesteśmy poza domem. Dla Magdy najlepszą rozrywką jest plac zabaw i fikanie z innymi dziećmi. Nic innego może nie istnieć – śmieje się pani Edyta.

Do banku dawców szpiku trafiła przez przypadek

Dzięki pośrednictwu białostockiej Fundacji Naszpikowani, rodzice dziewczynki mieli okazję osobiście poznać kobietę, która uratowała życie ich córeczce. Kobietę, która sprawiła, że 6-latka nie spędza już tego upalnego lata w szpitalnym łóżku, tylko może biegać z innymi dziećmi po podwórku.

Ich wybawczynią okazała się 25-letnia Edyta Kamińska z Łap, która – jak sama mówi – do rejestru dawców szpiku dostała się przez przypadek.

– Kiedy jeszcze byłam w szkole średniej, chciałam zostać honorowym dawcą krwi – wspomina. – Jednak wtedy okazało się, że, niestety, ale nie mogę oddawać mojej krwi. Wtedy jeden z pielęgniarzy, widząc, jaka jestem zmartwiona, zaproponował, że może za to pobrać ode mnie wymaz i zarejestruje mnie jako dawcę szpiku – wspomina łapianka. – Zgodziłam się bez chwili wahania.

Potem minęły lata i już zdążyła o tym zapomnieć. Ale w lutym 2019 roku zadzwonił jej telefon i dostała informację, że ma szansę zostać dawcą i być może uratować komuś życie. Musi jednak przejść cykl badań.

– Od razu poprosiłam o umówienie terminów – wspomina. – Od początku była zdecydowana, bo jeżeli można komuś pomóc, to dlaczego tego nie zrobić?

Jednak po badaniach okazało się, że stan biorcy szpiku nie jest na tyle dobry, by od razu można było przeprowadzić przeszczep.

– Dopiero więc 17 lipca można było pobrać z mojej krwi obwodowej komórki macierzyste. Pod specjalną aparaturą spędziłam parę godzin – wspomina pani Edyta. I przyznaje, że po tym „zabiegu“ nie czuła się najlepiej. Miała światłowstręt, bóle głowy…

– Ale to był tylko jeden dzień! – zastrzega. – Czym więc jest jednodniowe złe samopoczucie w porównaniu z tym, że można uratować komuś życie! Dzisiaj, nawet jakby ktoś mi powiedział, że złe samopoczucie będzie trwało tydzień, to ponownie zgodziłabym się na oddanie szpiku, bez najmniejszego wahania.

Pani Edyta nie bała się zostać dawcą i gorąco zachęca do tego innych.

– Najważniejsza jest edukacja. Mnie od razu wszystko zostało dokładnie wytłumaczone. Wiedziałam, jak to będzie wyglądać, jak będę się po tym czuła. Nie było więc strachu, a bardziej ekscytacja, że dzięki mnie ktoś będzie żył – tłumaczy.

I dodaje, że ciepły sierpniowy wieczór z 2020 roku zapamięta do końca życia. To uczucie, kiedy możesz przytulić małą dziewczynkę, która właśnie dzięki tobie żyje...

– Tego szczęścia nie da się opisać słowami. Uśmiech Madzi wynagradza wszystko... – mówi pani Edyta. – Chciałabym, żeby każdy kto może, się rejestrował. To naprawdę nic nie kosztuje. Dla mnie była to ogromna lekcja pokory, bo nauczyłam się cieszenia się z tego, co mam. Przecież dzisiaj jest dobrze, ale jutro w podobnej sytuacji mogę być i ja, albo ktoś z moich bliskich. Nigdy nie wiemy, co nas czeka – podsumowuje łapianka.

Zarówno ona, jak i rodzice Magdy zapewniają, że ich niezwykła znajomość nie zakończy się na jednym spotkaniu. Przecież teraz są jak rodzina.

– Edytka teraz jest jak taka siostra bliźniaczka naszej Madzi – uśmiecha się mama 6-latki.

Rafał Dubiejko, prezes Fundacji Naszpikowani, dodaje, że co roku uczestniczy w organizowanych w Szczecinku zjazdach Fundacji Przeciwko Leukemii. I teraz chciałby przejąć pałeczkę organizatora, by ogólnopolskie zjazdy odbywały się w Białymstoku.

Przed sześcioma laty sam zdecydował się na oddanie szpiku. Dzięki temu udało mu się pomóc małej Milence. To wydarzenie odcisnęło się na nim na tyle mocno, że zdecydował się na założenie fundacji, propagującej idee dzielenia się szpikiem.

W Polsce notuje się rocznie ok. 10 tys. zachorowań na choroby krwi zwane „białaczkami”. Jedną ze skutecznych metod leczenia jest właśnie przeszczep szpiku. W ostatnich latach, dzięki niesłychanemu postępowi w dziedzinie transplantologii, przeszczepianie szpiku stało się w pełni uznaną metodą leczenia.
Dawcą może zostać każdy ogólnie zdrowy człowiek pomiędzy 18. a 55. rokiem życia. Statystycznie co 250 osoba zostanie dawcą rzeczywistym.

Magda Ciasnowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.