Gdy nie pomaga tabletka, nadzieję daje prąd
Rozmowa z prof. dr. hab. med. Wojciechem Klocem, ordynatorem oddziału neurochirugii w Szpitalu im. M. Kopernika w Gdańsku
Stymulowanie mózgu słabym prądem elektrycznym pomaga już opanować ból, leczyć wiele schorzeń neurologicznych, a nawet wybudzać ludzi ze śpiączki. Zainteresowanie tą metodą jest ogromne.
To skłoniło nas do zorganizowania w Gdańsku pierwszej ponadregionalnej konferencji Polskiego Towarzystwa Neuromodulacji, poświęconej leczeniu tą metodą rzadkich schorzeń układu nerwowego, głównie choroby Parkinsona, spastyczności oraz bólu. Dedykowana jest nie tylko lekarzom z Pomorza, ale także z zachodniopomorskiego, wielkopolskiego, kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego. Jako prelegenci wystąpią najwybitniejsi specjaliści zajmujący się neuromodulacją. Chcemy podsumować pierwsze wyniki tego typu leczenia. NFZ dopiero od niedawna finansuje te bardzo drogie procedury.
Na czym polega neurostymulacja?
Za pomocą stymulatorów możemy zmieniać pracę mózgu, eliminować patologiczne objawy, których nie jesteśmy w stanie opanować farmakologicznie, lub pobudzać do pracy pewne obszary mózgu.
Od jakich zabiegów się zaczęło?
Od choroby Parkinsona. Za pomocą elektrody elektrycznej pobudzano określone obszary mózgu, eliminując jej objawy. Zaletą tych zabiegów było to, że nie uszkadzały one mózgu. Jeżeli choremu stymulacja nie pomagała, elektrodę się po prostu usuwało.
Jak działa taki stymulator?
Podobnie jak rozrusznik serca. Baterię wszczepia się podskórnie, końcówkę kabla umieszcza się w ściśle określonym miejscu w mózgu.
Ile takich zabiegów przeprowadził wasz oddział?
Rocznie wszczepiamy około 20 stymulatorów pacjentom z chorobą Parkinsona, drugie tyle z powodu bólu neuropatycznego. Pojawia się on najczęściej jako powikłanie operacji, urazu kręgosłupa czy na skutek choroby nowotworowej, i powoduje cierpienie, którego nie da się opanować środkami farmakologicznymi. Elektroda stymulatora drażni rdzeń i wyłącza ból. Kwalifikacja pacjenta do tego typu zabiegu jest trudna i skomplikowana. Neuropsycholog musi również ocenić, czy pacjent będzie akceptować tego typu terapię i dobrze z nami współpracować. Przyjmuje się, że około 30 procent chorych źle toleruje elektrody przeciwbólowe. Na naszym oddziale, dzięki naszej pani psycholog, ten procent jest znikomy. Za pomocą innego urządzenia -pompy baklofenowej - leczymy spastyczność, czyli wzmożone napięcie mięśni towarzyszące SM czy porażeniu mózgowemu u dzieci. Kwalifikacją chorych do tego typu zabiegów zajmuje się zespół profesora Jarosława Sławka, ordynatora oddziału neurologii w szpitalu na Zaspie. Okazało się, że wspólnie stanowimy największy w Polsce ośrodek, który prowadzi takich chorych. Mamy pod stałą opieką ponad 50 takich chorych. Przyjeżdżają do nas co kilka tygodni, gdy trzeba uzupełnić lek - baklofen - podawany przez pompę. Nikt jednak do tej pory nie badał, jaka jest jakość życia takich chorych oraz rodzin, które się nimi opiekują. Nam się to udało. Dzięki współpracy z prof. Wojciechem Leppertem i prof. Mikołajem Majkowiczem z Katedry Psychologii i Zakładu Badań nad Jakością Życia GUMed powstał pierwszy taki raport.
Co z niego wynika?
Po wszczepieniu pompy baklofenowej jakość życia chorych bardzo się poprawiła. Przede wszystkim uwolniła ich od ogromnego cierpienia.
Czy wszyscy chorzy, którym pomóc może neuromodulacja, mogą z jej dobrodziejstw korzystać?
Chcemy wskazać uczestnikom naszej konferencji - neurologom, rehabilitantom - ścieżkę, na którą powinni kierować swoich pacjentów, by mogli oni skorzystać z dobrodziejstw tej metody nie na zasadach komercyjnych, a na NFZ. Przynajmniej na Pomorzu pacjent, który zostanie zakwalifikowany do wszczepienia któregoś z tych urządzeń, nie będzie czekał w kolejce.