Gdy masz kwintet to tak, jakbyś miał nagle czworo nowego rodzeństwa [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Natalia Popczyk
Joanna Pluta

Gdy masz kwintet to tak, jakbyś miał nagle czworo nowego rodzeństwa [rozmowa]

Joanna Pluta

Tak o swoim zespole mówi basista, kontrabasista i kompozytor Wojtek Mazolewski. Nam opowiada o wczesnej młodości w Bydgoszczy i o tym czego słuchał, gdy miał 5 lat.

Koncert Wojtek Mazolewski Quintet, zaplanowany w ramach 12. Mózg Festiwalu jest reklamowany jako pierwszy w Bydgoszczy. Coś mi się tu jednak nie zgadza. Znając pana związki z Bydgoszczą, trudno mi w to uwierzyć. Naprawdę do tej pory Was tu „nie zaniosło”?
- Sam jestem zaskoczony i nie dowierzam. Mam silne wrażenie, że z kwintetem już tu grałem. Być może rzeczywiście nie występowaliśmy nad Brdą od czasu wydania ostatniej, a może nawet przedostatniej płyty, ale żeby w ogóle? Szczerze mówiąc mam problem z liczeniem czasu do tyłu, staram się być tu i teraz, więc może coś mieszam, ale czuję, że już graliśmy w Mózgu, a jeśli nie naprawdę, to przynajmniej w moich snach (śmiech).

Ale pana wcześniejsza obecność w Bydgoszczy to już nie sny, a rzeczywistość.
- Uczestniczyłem w powstawaniu klubu Mózg od samego początku. Pamiętam, że jeszcze jako nastoletni chłopak spędzałem tam mnóstwo czasu - na rozmowach, na graniu, budowaniu energii, relacji. Wszyscy płynęliśmy na fali entuzjazmu i radości z tego, że tworzymy coś swojego. To właśnie w Mózgu poznałem wielu niesamowitych muzyków - począwszy od założycieli klubu, czyli Jacka Majewskiego i Sławka Janickiego, którzy zaczynali grać wtedy z moim bratem Jerzym, przez Tomka Gwincińskiego, Tomka „Świętego” Hesse, z którym założyliśmy potem zespół Inżynier Kaktus, aż po Jacka Buhla, Rafała Gorzyckiego i wielu, wielu innych. W tej „mózgowej” przestrzeni wykluwały nam się piękne pomysły na kolejne muzyczne projekty. Do dziś pamiętam, jak siedzę z Tomkiem Hesse na schodach prowadzących do sali koncertowej i przegadujemy całą noc o Hendriksie, Claptonie i Dolphim, o tym, jaką muzykę chcielibyśmy grać. Uczyliśmy się wtedy komunikacji ze sobą i ze światem. To doświadczenia, emocje i energia, których nie da się przecenić.

Natalia Popczyk

No właśnie, porozmawiajmy chwilę o tej energii. Jeśli ktoś choć raz był na Waszym koncercie, wie o czym mówię. To czyste szaleństwo. Zastanawiam się, ile pamiętacie z tego, co dzieje się na scenie, gdy już z niej schodzicie?
- Czasami są to tak silne i wzniosłe doświadczenia, że zapamiętam je do końca życia. Zdarza się także, że niewiele, bo te momenty grania, improwizacji są takim oddaniem się chwili, że czasami wymykają się takim pojęciom jak pamięć. Na scenie zaczynamy się komunikować niewerbalnie, czujemy się. Ciężko mi to ubrać w słowa. Najlepiej po prostu przyjść na koncert, być z nami, przeżyć to wspólnie, otworzyć się.

Łatwo się żyje i pracuje z czterema innymi osobowościami?
- Wspaniale. Zespół to cudowny organizm. Jesteśmy jak rodzina, więc tak jak i w nich nie zawsze jest idealnie. Mamy swoje wady, nad którymi pracujemy. Najważniejszy jest szacunek i rozmowa. Ważna jest też otwartość, również na inność, i tu nie ma mowy o ocenianiu. Między nami jest przyjaźń, myślę, że nawet miłość. Ale czasem trudno uniknąć spięć, szczególnie gdy jesteśmy ze sobą tyle czasu, często całymi tygodniami. Razem gramy, podróżujemy, jemy, udzielamy wywiadów, gramy próby. Zajęć jest dużo, żyjemy intensywnie, więc w końcu zdarza się, że już z samego zmęczenia bywamy tak poirytowani, że wystarczy iskra, żeby wybuchło. Ale to też rozwija, bo uczysz się dystansu, przede wszystkim do siebie. Poza tym zespół to taki fajny twór, który powoduje, że nagle masz - jak w naszym przypadku - czworo nowego rodzeństwa. Możesz im dawać swoje doświadczenia i emocje i jednocześnie możesz się od nich uczyć. To jest wspaniałe.

Możesz dawać doświadczenia również te muzyczne. Rozmawialiśmy o wczesnej młodości w Mózgu, pogadajmy trochę o muzyce, której wtedy i wcześniej pan słuchał..
- Trafiło mi się to szczęście, że miałem starszego brata, który przynosił do domu bardzo ciekawą muzykę i dzięki temu jako pięcio-, sześciolatek słuchałem na przykład TSA, The Doors, Dżemu. Pamiętam, jak popłakałem przy piosence Ridla „Paw” . Nieco później, na osiedlu spotkałem kolegów punkowców i z nimi już bardziej świadomie zacząłem się zagłębiać w punk rocka i cięższe brzmienia. Ale jednocześnie np. oglądałem takie filmy, jak „The Wall”, „Blues Brothers”, czytałem fantastykę i wszystko, co mi wpadło w ręce. To był czas, kiedy nie było dostępu do kultury, a wręcz jej wielka część była zakazana. To nauczyło mnie otwartości. Do tej pory szukam dobrej muzyki bez podziału na gatunki, szukam inspiracji, kupuję masę płyt. Nawet w tej chwili czeka na mnie kilka nierozpakowanych.

Jakich?
- Na przykład „Love & Hate” Michaela Kiwanuki, New Model Army, Kamasi Washington - ale na vinylu, bo CD już styrałem (śmiech) i inne, których akurat słucham. Na przykład nowe Radiohead czy Red Hot Chili Peppers. Bardzo różne rzeczy wpadają mi w ręce. Zaraz po koncercie w Mózgu lecimy na trasę do Japonii, a stamtąd zawsze przywożę sporo ciekawej muzyki, więc moja odpowiedź za miesiąc może być zupełnie inna.

Natalia Popczyk - Mam problem z liczeniem czasu do tyłu - mówi Wojtek Mazolewski. Z jego kwintetem można się spotkać dziś o godz. 14 w kawiarni Landschaft w Bydgoszczy.

A jest coś, czego słuchał pan jako nastolatek, a teraz trochę się tego wstydzi? Chyba każdy coś by znalazł…
- Oczywiście, że tak! Miałem na przykład moment zajawki na zespół Europe, kupiłem sobie nawet ich przypinkę (śmiech). Nosiłem ją jeden dzień. Chyba miałem wtedy nadzieję, że jest w nich potencjał i zrobią coś więcej. Ale nie zrobili, więc szybko porzuciłem ich na rzecz cięższych rzeczy, jak na przykład Metallica.

Muzyka to chyba ciężki kawałek chleba. Zastanawiam się, jakie jest w tej chwili życie muzyka w Polsce?
- Lekko nie jest i nigdy nie było. Teraz być może jest lepiej niż kiedyś, ale też pewnie nie dla wszystkich. Ten zawód jest bardzo chwiejny i trudny. A to, że większość muzyków to wrażliwcy, na pewno nie pomaga. Nasze życie jest trochę stąpaniem po cienkiej linie - zdarzają się wspaniałe, piękne wzloty, ale często też dotkliwe upadki. Warto jednak pamiętać, że ostatecznie wszystko, co się dzieje, jest sumą naszych wcześniejszych działań. Czasami zapominamy o tym, że najwięcej zależy od nas samych. Ale wracając do pytania, żyjemy w takim świecie, w którym jest demokracja, wolność słowa, możliwość posiadania czegoś swojego. Myślę, że to dobre warunki do rozwoju dla każdego z nas.

Grupa Wojtek Mazolewski Quintet w składzie: Oskar Torok (trąbka), Marek Pospieszalski (saksofon), Miłosz Oleniecki (instrumenty klawiszowe), Qba Janicki (perkusja) i Wojtek Mazolewski (kontrabas) wystąpi dziś (16 września) o godz. 23 w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy w ramach 12. Mózg Festiwalu.

Joanna Pluta

W "Pomorskiej" zajmuję się dwoma tematami - kulturą i zdrowiem. Ten pierwszy jest zdecydowanie bardziej fascynujący. Drugi natomiast daje o wiele więcej satysfakcji.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.