Koniec z niedzielnymi obiadami w centrach handlowych? Ich zamykanie oznacza też, niestety, koniec wielu restauracji i barów.
To już kolejna branża, która po wprowadzeniu zakazu handlu w siódmym dniu tygodnia może odnotować poważne straty. Na łamach „Dziennika Bałtyckiego” pisaliśmy już o właścicielach sklepów, dostawcach, firmach sprzątających i ochroniarskich, które w związku z projektem związkowców boją się o swój los. Głos w sprawie zabrali teraz restauratorzy.
„Zamknięte punkty handlowe to w praktyce brak zasadności dla otwierania punktów gastronomicznych w tych lokalizacjach” - piszą w liście skierowanym do Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego przedstawiciele Krajowej Rady Gastronomii i Cateringu. „Podkreślamy znaczenie możliwości prowadzenia działalności gospodarczej w niedzielę dla stabilności naszego biznesu, jak również dla stabilności zatrudnienia, które w gastronomii głównie dotyczy młodych osób zainteresowanych możliwością zarobkowania w weekend”.
Jak podaje Polska Rada Centrów Handlowych, wartość rynku gastronomicznego w Polsce sięgnęła w 2015 roku ok. 25 mld zł, 12 proc. tej sumy stanowił udział restauracji i barów w sklepach wielkopowierzchniowych.
- Niedzielne obroty w lokalach zlokalizowanych w centrach handlowych wynoszą średnio 15 proc. - wahają się od 10 do 18 proc. Na skutek zakazu handlu w siódmym dniu tygodnia sprzedaż może zatem spaść o ok. 450 mln zł - wylicza Radosław Knap, dyrektor generalny PRCH. - Towarzyszyć może temu redukcja zatrudnienia w tych placówkach rzędu 9 proc., czyli o ok. 1,8 tys. osób - dodaje.
Projekt zakazujący całkowicie handlu w niedzielę jest ostro krytykowany. Solidarność nie zamierza jednak się z niego wycofać
Większość lokali funkcjonujących na terenie dużych obiektów handlowych to bary typu „fast food”, z których najwięcej klientów korzysta przy okazji weekendowych zakupów lub po prostu spacerów.
- Aby w miarę tanio zjeść, nie muszę robić zakupów w markecie, tylko od razu idę z rodziną do wydzielonej części gastronomicznej. Rozumiem, że gdy Solidarność przeforsuje swój projekt, o chińszczyźnie w niedzielę mogę zapomnieć - mówi pan Mariusz, który jest klientem CH Morena w Gdańsku.
Tak się właśnie może stać. Gastronomicy obawiają się, że nie uda im się przenieść sprzedaży na inne dni tygodnia i że dalsze prowadzenie działalności pod kątem finansowym nie będzie im się po prostu opłacać.
- Zakaz handlu w niedzielę prawdopodobnie doprowadzi do upadku naszej firmy, ponieważ - pod względem utargów - to cztery najlepsze dni w miesiącu. Nie pomoże nawet redukcja personelu. Koszty prowadzenia działalności przewyższą mój dochód - przyznaje właściciel jednego z barów w gdańskiej galerii handlowej.
Obawy te podzielają członkowie Polskiej Rady Centrów Handlowych. - Należy się spodziewać, że w dużych obiektach handlowych zakaz handlu poskutkuje całkowitym zamknięciem nieruchomości w niedzielę. Pomimo że pewna część najemców nie zostałaby objęta ustawowym zakazem, czynniki finansowe zdecydują o nieopłacalności prowadzenia przez nich działalności - mówią.
Jak wskazuje Krajowa Rada Gastronomii i Cateringu, mając na uwadze stabilność branży, rozwiązaniem optymalnym byłoby prowadzenie handlu w niedzielę przez co najmniej 8 godzin popołudniowych, tak by umożliwić rodzinom zaspokojenie wspólnych potrzeb socjalnych poza domem, a jednocześnie stabilność zatrudnienia pracowników gastronomii.
Propozycja ta to odpowiedź na najnowszy pomysł, by sklepy w niedzielę działały, ale krócej, a dokładnie od rana do godz. 13. Zdaniem ekspertów to jednak szukanie kompromisu na siłę. Coraz to nowych pomysłów złagodzenia projektu o zakazie handlu w niedzielę nie chcą już komentować jego pomysłodawcy.
- Czekamy na stanowisko rządu. Przypominamy jednak PiS, że zapowiadało, iż wprowadzi ograniczenie handlu w niedzielę i że chodziło o wszystkie wolne niedziele w miesiącu - mówił Marek Lewandowski, rzecznik Solidarności.