Flip i Flap w obronie [komentarz]
Chodzą słuchy, że piosenkarz Bono popadł ostatnio w rozstrój nerwowy. Znany muzyk nie może się podobno zdecydować, czy ma zganić państwo norweskie za to, że ono, w osobie swoich sędziów, stanęło po stronie nazistowskiego mordercy Breivika.
Czy może jednak powinien to państwo pochwalić za rygorystyczne przestrzeganie praw człowieka, choćby dotyczyły one zabójcy 77 osób, który na dodatek jest marnym aktorem, bo nawet lekarz biegły nie nabrał się na jego bóle głowy.
Tak więc trudny ma wybór Bono i co by nie wybrał, będzie źle. A przecież coś wybrać powinien. Jak wiemy, piosenkarz cierpi na nadczynność gruczołu besserwiserstwa, co przejawia się tym, że lubi pouczać oraz strofować rządy i narody, żeby wspomnieć tylko jego wtorkowe wystąpienie w kongresie USA, gdzie zarzucił Polsce „hipernacjonalizm” i „hiperlokalizm”, przeciwstawiając je globalizmowi. Słownictwo zupełnie, jakby się Bono naczytał „Krytyki Politycznej”; mam nadzieję, że tych językowych chwastów nie przeniesie do swoich piosenek; jego muzyka wciąż brzmi wspaniale.
Choć trzeba przyznać, że w Polsce połajanki globalnego gwiazdora (dziś w kongresie USA, za kilka dni kawior i szampańskoje u Władzia Putina) i tak spotkały się z łagodnym przyjęciem. Ja bym obstawiał, że dlatego, iż wielu ich nie zrozumiało, a wszystko przez te przedrostki „hiper”. Ludzie dziś nie rozumieją prostych słów, cóż dopiero uzbrojonych w jakieś „hiper”. Podobno za pisanie protestów w sprawie deptania w Polsce demokracji wzięli się już Justin Bibier i Lady Gaga. Oni na pewno wyrażą swe lęki i obawy dużo prostszym niż Bono językiem. Oby nie tylko nie takim jakim operuje ów słynny tekściarz z niemieckiej państwowej telewizji ZDF, nazywany satyrykiem na takiej samej litościwej zasadzie, na jakiej karłów nazywa się „wysokimi inaczej”.
Kto po nich wszystkich? Włoski gwiazdor porno Rocco Sifredi? Mógłby w trójkącie z dwoma maluśkimi Azjatkami zaprezentować, jak brutalnie Polska gwałci wolności obywatelskie. Jedna z Azjatek powinna być transseksualistą, byłoby to symboliczne ukazanie stosunku polskiego rządu do mniejszości genderowych. Potem zaprotestują Madonna, Flip i Flap, Gerard Depardieu, no i boski Diego Maradona. Tym bardziej że ten ostatni awansował niedawno na intelektualistę przez sam fakt zagrania u samego Paolo Sorrentino (film „Młodość”, boska scena z podbijaniem nogą piłeczki tenisowej przez obrzmiałego Maradonnę). A my pewnie znów skulimy uszy po sobie i tylko pewna posłanka będzie pyszczyć w naszej obronie. Piosenkarzowi Bono też się postawiła, ale jakoś nie doczekała się za to uznania u rodaków. No cóż, tacy już z nas niewdzięcznicy.