Firmy już mają dość chodzenia pod górkę [rozmowa]
Rozmowa z Pawłem Majtkowskim, analitykiem rynków finansowych, o zmianach dla biznesu.
- Mateusz Morawiecki, proponując pakiet „100 zmian dla firm”, obiecuje, że przedsiębiorcom będzie wreszcie łatwiej. Z drugiej strony, priorytetem rządu jest również poprawa ściągalności podatków. Czy możliwe jest, by pogodzić potrzeby biznesu i budżetu państwa?
- To będzie technicznie bardzo trudne do zrealizowania, w każdym razie mam co do tego poważne obawy. Poza tym większość propozycji jest na etapie koncepcyjnym, a zaledwie kilkanaście to projekty. Obiecana konstytucja dla biznesu też jest dopiero przygotowywana w Ministerstwie Rozwoju.
- Ma ona zastąpić prawo o działalności gospodarczej, wzmocnić gwarancje praw i wolności przedsiębiorców oraz uspójnić prawo gospodarcze.
- Rząd dopiero nad nią pracuje i jestem pewien, że w dalszej pracy zda sobie sprawę z trudności. Przypomnę, że poprzednicy również obiecywali przedsiębiorcom zmiany, których nie udało się wprowadzić w życie. Chcieli dobrze, ale się nie udało. W poprzedniej kadencji Sejmu powstała nawet nadzwyczajna komisja „Przyjazne Państwo”, do spraw związanych z ograniczaniem biurokracji, i niewiele zwojowała. Jeżeli obecny rząd obiecuje, że będzie łatwiej prowadzić firmę, i jednocześnie chce wyciągnąć z kieszeni przedsiębiorców jak najwięcej pieniędzy z podatków, między innymi z VAT-u, to ja naprawdę nie wiem, jak zamierza to zrobić. Jedno zaprzecza bowiem drugiemu. Tak po ludzku, nie da się tego pogodzić.
- Które z rządowych pomysłów na prosty biznes mają jednak szansę ujrzeć światło dzienne?
- Będą to zapewne najmniej kosztowne dla budżetu rozwiązania, czyli może zmiany w KPA (kodeksie postępowania administracyjnego - red.), które mogą ułatwić kontakt przedsiębiorców z urzędnikami. Nie zdziwiłbym się również, gdyby się pojawiły nieco uproszczone procedury w sądach, bo wtedy PiS upiekłoby dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony - pomogło firmom, a z drugiej - dołożył obowiązków sądom, które teraz nie cieszą się jego sympatią i zaufaniem.
- Co, według pana, należałoby zmienić natychmiast, by prowadzenie biznesu w Polsce przestało być przysłowiowym „gwoździem do trumny”?
- Na pewno rozstrzyganie wątpliwości na korzyść podatników, czyli co nie jest zakazane, powinno być dozwolone. Platforma Obywatelska też się z tym nie uporała, a rozwiązałoby to wiele problemów firm, bo jak wynika z badań, skarżą się one przede wszystkim na administrację skarbową, uciążliwe i niezrozumiałe przepisy podatkowe.
- Ciężki temat w sytuacji, gdy potrzebne są pieniądze i trzeba przykręcić śrubę.
- Tak, ale przykręcanie śruby może przynieść odwrotny skutek, to znaczy ucieczkę w szarą strefę. Tym bardziej że kara za nielegalne prowadzenie firmy wynosi tylko 5 tys. zł, a to czasami niewiele w porównaniu do kosztów związanych z kłopotami zarejestrowanego podmiotu gospodarczego. Proponowany niższy CIT nie ulży najmniejszym firmom, bo przeważnie płacą go średnie.
- Popiera pan pomysł wprowadzenia jednego podatku zamiast PIT, składek do ZUS i NFZ?
- To nie jest zły pomysł, jednak wolałbym pozostać ostrożny w ocenach. Rząd powinien dobrze policzyć, jak tę reformę rozsądnie przeprowadzić. Mam, niestety, wrażenie, że obecna ekipa najpierw proponuje, a dopiero potem liczy.
- Czy nie było tak w przypadku frankowiczów? Najpierw obiecano im pomoc, a później, gdy pojawiły się konkretne liczby, ile to może kosztować, temat jakby zszedł na dalszy plan. Mam wrażenie, że kredytobiorcy nie doczekają się wsparcia.
- Rząd zdał sobie sprawę, że pomoc, jakiej frankowicze najbardziej oczekiwali, może zagrozić sektorowi bankowemu. Jeśli więc doczekają się oni wsparcia, to na pewno mniej kosztownego niż była mowa na początku.