Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu… - powiadał w barejowskim „Misiu” reżyser, który kazał przebrać kota za królika i wstawić go na plan filmowy. Wiem, wiem, kto zaczyna felieton cytatem z Barei, idzie na łatwiznę. Co jednak zrobić, gdy okazuje się, że to (wciąż) instrukcja obsługi naszego kraju?
Oto TVP Info postanowiła jako korespondenta na Ukrainę wysłać obok Jacka Łęskiego - doświadczonego dziennikarza i znawcy tego kraju - także prezenterkę Karolinę Pajączkowską. Pani Pajączkowska nie jest znana szerszej publiczności jako ekspert od spraw wschodnich, znana jest za to czytelnikom portali plotkarskich, gdzie np. „eksponuje pośladki prężąc się na palmie” (cyt.).
Pani Pajączkowska lubi podróżować. Jeszcze na początku maja, wrzucając zdjęcia z marcowego urlopu na Kubie, pisała: „podróżuję po świecie od 15. roku życia. Widziałam już tyle wspaniałych miejsc, a wciąż mi mało”. Zdjęcia udostępniła dopiero w maju, gdyż „zwlekała z publikacją w obliczu wojny w Ukrainie.” Co to ma do rzeczy? Nie wiadomo. Tym bardziej że właśnie teraz nadaje podobne mądrości właśnie z Ukrainy. I tak trafiłem na jej „korespondencję” z Kijowa, bo oto ktoś postanowił zrobić ją merytorycznie równą Łęskiemu. Niestety, chyba w to uwierzyła:
- Nie zgadzam się z Jackiem Łęskim - rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu Pajączkowska, opowiadając o swoich refleksjach dotyczących zagrożeń w ukraińskiej stolicy i krytykując wcześniejsze sugestie doświadczonego dziennikarza, że miasto mimo wszystko wraca do życia. W obfitującej w niezliczoną liczbę truizmów relacji opowiadała także, że „miała ogromne szczęście”, bo ostatni alarm przeciwlotniczy we Lwowie miał miejsce… dzień przed jej przyjazdem do tego miasta. Narzekała również na „widmo wojny pomimo słonecznego dnia” i mieszała wojnę, Eurowizję i widoczne dobre samopoczucie. Słowem - stek banałów. Zapowiedziała także „dalsze podróże” po Ukrainie (tych, jak wiemy, wciąż jej mało).
„Podróże” niestety trwają. W ub. środę prezenterka pochwaliła się na Twitterze zrobionym na tle fotogenicznych ruin zdjęciem w nienagannym makijażu i fryzurze, a także obowiązkowej kamizelce kuloodpornej z napisem „PRESS”. Tę autoprezentację okrasiła komentarzem dotyczącym „okrucieństw popełnianych przez Rosjan w okolicach Charkowa”. Tych, którzy wyśmiali ten wojenny lans (w tym mnie), skrytykowała, pisząc: „do wszystkich hejterów - jesteście gorsi niż Rosja”.
Pokazałem te „materiały” znajomym korespondentom - pierwszy ma doświadczenie kilkunastu wojen i konfliktów. Drugi - od lat relacjonuje sytuację na Ukrainie. Pierwszy bezskutecznie stara się, by ktoś „władny” zerknął łaskawym okiem na jego scenariusz filmowy dot. trwającej wojny. Drugi jest przez wydawców „programów publicystycznych i informacyjnych” rugany za zbytnią szczegółowość i z tego powodu rzadko zapraszany (bo przynudza).
Długo rozmawialiśmy o tym, co takiego dzieje się z mediami. Także o tym, że dopuszcza się do tego, by osoby bez doświadczenia (Pajączkowska nie jest jedyna) nie dość, że relacjonowały sprawy, o których nie mają pojęcia, to jeszcze miały (bez)czelność „nie zgadzać się” z ludźmi, którzy zjedli na nich zęby. Obaj wzruszyli ramionami. Wiedzą, że czas powagi w mediach kończy się bezpowrotnie. No, ale skoro można było kota przebrać za królika, to i celebrytkę za korespondenta wojennego też można. Szkoda jednak, że wszystko za nasze pieniądze. I rzekomo na poważnie.
Cóż, prawda czasów, prawda ekranu. Maria Stepan, Maria Przełomiec i Barbara Włodarczyk dorobiły się w TVP poważnej konkurencji.