Felieton księdza Jacka Siepsiaka. Kiedy razem 11 XI?
Gdy po festiwalu Solidarności rozochociliśmy się na świętowanie zakazanych rocznic, zakazywano nam w szkole wszystkiego, co miałoby jakikolwiek posmak niechęci do władzy, m.in. walczono z opornikami w klapie, nie mówiąc już o znaczkach, transparentach, ulotkach.
Stąd gdy przyszedł 11 XI, postanowiliśmy uczcić go… ciszą. Na dużej przerwie zgromadziliśmy się na największym korytarzu i siedliśmy na podłodze w ciszy. Była bardzo przejmująca. Po pewnym czasie usłyszeliśmy wicedyrektora biegającego między nami i nakazującego nam hałasowanie. (A do tej pory zarzucał nam nadmierny zgiełk).
On był starym „ideowym” komunistą. Nazywał mnie (poza moimi plecami) endekiem, bo zdarzało mi się nosić białoczerwony krzyż w klapie (często z krepą). Dla mnie wtedy, jak i dla większości, spory ideowe między Dmowskim a Piłsudskim nie miały żadnego znaczenia. 11 XI jednoczył przeciw komunie.
Dużo później dowiedziałem się, jak powstawało to święto, najpierw wojskowe, potem szkolne, a państwowe dopiero od 1937, czyli prawie 20 lat po odzyskaniu niepodległości. Ten proces nabrał tempa po śmierci Marszałka, bo jego obóz potrzebował tej narracji o decydującej roli przybycia Wodza do Warszawy. Po zamachu majowym wielu zarzucało mu zdradę stanu, m.in. endecy. Narzucenie obchodów 11 XI całemu państwu miało uprawomocnić obóz, który doszedł do władzy dzięki zbrojnemu zamachowi z 1926. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie to rodziło nastroje na scenie politycznej.
Ale po zaledwie dwóch latach przyszła okupacja i obchody Święta Niepodległości (zakazane przez okupanta) zaczęły jednoczyć naród. Podobnie było za komuny, gdy oficjalnie zostało ono zastąpione 22 VII. Wspólny wróg pozwolił puścić w niepamięć przedwojenne podziały. Gdy go zabrakło po 1989, powróciły i zaczęły znowu dzielić. Nie tylko różnić, co zrozumiałe w demokracji, ale wyraźnie dzielić, co widać np. podczas obchodów 11 XI. Narzucanie jednej narracji o barwach niepodległości powoduje niechęć nie tylko do tej narracji, ale i w ogóle do Święta. Lub przynajmniej obojętność: obchodzenie z daleka (nie tylko ze względu na bezpieczeństwo).
Są takie państwa, gdzie święto narodowe (nawet z defiladą) jest pogodne. A są takie, gdzie jest pokazem siły i formą zastraszania sąsiadów. Czy chcemy, by nasze było grożeniem? Widać, że narracja nie jest obojętna i nie pod każdą możemy się podpisać.
Jedność rodzi się wobec kryzysów. Ale nie musi to być okupacja, może to być kryzys humanitarny wymagający poświęcenia, jak powódź tysiąclecia czy obecne kryzysy. Papież Franciszek mówi o ekumenizmie praktycznym, czyli wspólnej pomocy poszkodowanym.
Zbliża.