Emerytalne dance macabre. Taniec na scenie do późnej starości
Powykręcane stawy, nadwyrężone kręgosłupy, pozrywane mięśnie. To codzienność zawodowych tancerzy, którzy walczą o wcześniejsze emerytury. 45-latek to wrak, który nie ma się gdzie podziać. - I mało kto młodym ludziom to uświadamia - mówi dyrektor Teatru Muzycznego.
W internecie można znaleźć taki rysunek: Starsza pani wspierając się o lasce, w stroju baletowym, z pointami na stopach i podpis: „Na rok przed emeryturą...”. Zabawne, prawda? Niestety prawdziwe - mówi z żalem w głosie Iwona Sawulska, dyrektor Teatru Muzycznego w Lublinie.
Emerytalny piruet
Od 2009 r. obowiązują rozwiązania rządu PO - PSL podnoszące wiek emerytalny. Polacy mieli pracować dłużej, a zmiany dotknęły też artystów. Do tego momentu np. tancerze baletowi przechodzili na emeryturę w wieku 40 lat - kobiety i 45 lat - mężczyźni. Reforma podwyższyła ten wiek do docelowo 67 lat.
- Wiem, że przywileje emerytalne kojarzą się ze spuścizną PRL-owską, ale w przypadku artystów scenicznych niższy wiek był w pełni uzasadniony - uważa Dariusz Klimczak, dyrektor artystyczny teatru.
- Z biegiem lat artyści tracą sprawność i nie mogą wykonywać swego zawodu w takim samym stopniu, jak w momencie rozpoczęcia kariery. Przecież 50-letni skrzypek nie będzie grał tak samo, jak w dzień po ukończeniu studiów. Gardło śpiewaka nie zachowa najwyższej sprawności przez dekady. Ale najgorzej jest z tancerzami - przyznaje.
Ich ciało już około 40-tki jest wyniszczone. Szwankują kręgosłupy czy stawy. Wielu z tancerzy jest po skomplikowanych operacjach i kontuzjach. - Sam taką miałem - wspomina Marcin Kędziora, był tancerz zespołu Śląsk. - Na początku kariery to były zwichnięcia i skręcenia, potem już naderwania mięśni i kontuzja kręgosłupa - wylicza.
Dzieje się tak przez codzienne mordercze treningi, które można porównać do pracy wyczynowych sportowców. - Widzowi wydaje się, że tancerz podnosi partnerkę raz, dwa co wieczór podczas przedstawienia. Widz nie zdaje sobie sprawy, że każdy spektakl jest poprzedzony wielogodzinnymi próbami, podczas których podniesień jest niezliczona ilość - wyjaśnia Klimczak.
Dwa lata temu Kędziora wspólnie z naukowcami z Politechniki Śląskiej przeprowadził szczegółowe badania tancerzy. Poddał ich takim samym testom, jakie przechodzą wyczynowi sportowcy.
- Przy wcześniej ocenionym stanie kośćca i zdefiniowanych wysokich składowych pionowych reakcji podłoża, w tańcu zawodowym może dochodzić to tzw. kontuzji zmęczeniowych. Przy ogromnej eksploatacji narządu ruchu (6-dniowy tydzień pracy, spektakle, dojazdy, brak zaplecza odnowy biologicznej) i poziomie przeciążeń dynamicznych może również dochodzić do trwałych deformacji i uszkodzeń struktur tkankowych wchodzących w skład narządu ruchu - czytamy w ekspertyzie.
Właśnie tacy, wyniszczeni tancerze muszą pracować do 67. roku życia. - I ci bardziej doświadczeni sami wiedzą, że to nie jest możliwe - dodaje Sawulska.
- W pewnym momencie grają role dalszego planu albo charakterystyczne: wiedźm czy czarodziejów, które nie wymagają aż takiej sprawności. Lub odchodzą od tańca - dodaje.
Gdzie się podziać?
I jest problem, bo 45-letni tancerz nie może przejść na emeryturę, a w życiu nie potrafi robić nic innego jak tańczyć. - Na próbę wysłałem CV do kilku firm. Wszędzie padało pytanie: co pan do tej pory robił? Odpowiadałem: Tańczyłem. Słyszałem: Aha, to oddzwonimy - opowiada Kędziora.
Dlatego wyniszczeni artyści przychodzą do dyrektorów oper czy teatrów i proszą o pomoc. Nie mogą już występować, ale nadal chcą pracować w środowisku, które znają i kochają. - Robimy, co możemy, zostają kierownikami baletu, przechodzą do działu technicznego, do obsługi sceny. Mieliśmy przypadek śpiewaka, który miał chorobę gardła, przenieśliśmy go właśnie do działu technicznego. Przecież poświęcił życie dla teatru i nie mogę go zwolnić. Jakoś człowiekowi trzeba pomóc. Ale ilu takich artystów mogę zagospodarować? Dwóch, trzech w ciągu roku, ale nie sześciu - dodaje dyrektor.
Kędziora sam przyznaje, że miał szczęście. Kiedy w 2008 roku uznał, że nie może w tańcu dać z siebie wszystkiego został w Śląsku specjalistą od BHP i ochrony przeciwpożarowej. Wcześniej przezornie ukończył takie studia.
- Bardzo pomogli mi dyrektorzy zespołu: najpierw Adam Pastuch, a potem Zbigniew Cierniak. Nie wyrzucili mnie, ale wielu moich kolegów spotkał ten los. Dyrektorzy teatrów po prostu im podziękowali za współpracę. I na bruk - mówi były tancerz.
Szansa na zmiany
Rząd PiS obniżył wiek emerytalny i do października wracają zasady 60 i 65 lat. - To wcale naszej sytuacji nie poprawia. Tancerze nadal muszą pracować dłużej, ponad swoje możliwości - przyznaje Kędziora, który z ramienia Związku Artystów Scen Polskich rozmawia z rządem o zmianie przepisów.
- Pocieszające jest to, że o ile poprzednia ekipa rządowa w ogóle nie chciała słyszeć o zmianach, to obecne szefostwo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jest otwarte na negocjacje. Staramy się wypracować kompromisowe rozwiązanie - mówi Kędziora.
- Proponujemy, aby potraktować nas, jak rząd PO - PSL potraktował służby mundurowe. W ich przypadku każdy, kto rozpoczął pracę przed końcem 2008 r. przechodzi na emeryturę na starych zasadach. W naszym przypadku powinno być tak samo - wyjaśnia.
Z tym, że nadal będzie duża grupa tancerzy czekających na emeryturę 20 lat dłużej. - Dlatego już młodzi muszą sobie to uświadomić. Kiedy kończą studia, mało kto mówi im, jaka czeka ich przyszłość. Dlatego Instytut Muzyki i Tańca jeździ po całej Polsce i rozmawia z artystami. Uświadamia im, że muszą mieć plan na przyszłość. Że mają teraz czas na podjecie studiów, na zdobycie nowych umiejętności i zawodu. U nas Instytut był już dwa razy - podkreśla dyrektor Teatru Muzycznego w Lublinie.