Dziś przytula smartfon, a nie rodzic. Najmłodsi uzależniają się od sieci. Co zrobią, by odzyskać telefon?
- Spotykam pięciolatki z objawami zespołu odstawiennego po zabraniu smartfona. Światowa Organizacja Zdrowia traktuje to tak samo poważnie, jak uzależnienie od hazardu - mówi Krzysztof Jankowski, pedagog, który działa w Stowarzyszeniu Bezpieczeństwo Dziecka w Bydgoszczy.
Uzależnienie dzieci od internetu to plaga?
Trzeba mówić raczej o uzależnieniu od smartfonów, to za ich sprawą dokonała się rewolucja w kwestii nałogowego korzystania z sieci. Światowa Organizacja Zdrowia nazywa to fonoholizmem i traktuje tak samo poważnie, jak inne uzależnienia, np. hazard. To problem już najmłodszych dzieci. Spotkałem 5- i 6-latki z objawami zespołu odstawiennego, gdy próbowano odebrać im telefon. Nawet 3-latki sprawnie posługują się smartfonami, czym chwalą się ich rodzice. Badania pokazują, że 40 proc. dzieci poniżej 9. roku życia korzysta ze smartfona.
A internet to samo zło?
Korzystanie z sieci przynosi wiele dobrego pod warunkiem, że mamy nad tym kontrolę. Gdyby podliczyć czas, jaki dziecko spędza z nosem w smartfonie, może się okazać, że uzbierają się w sumie 4 godziny dziennie; to powszechne. Ale możemy się doliczyć nawet kilkunastu godzin na dobę! Spotykam dzieci, które sprawdzają konta w mediach społecznościowych zaraz po przebudzeniu: jeszcze przed skorzystaniem z toalety, przed umyciem zębów. Lajkowanie czy komentowanie postów to też ostatnia rzecz, jaką robią przed zaśnięciem, więc telefon musi leżeć na szafce nocnej albo pod poduszką. A bywa, że dzieci budzą się w środku nocy i też sięgają po telefon, żeby sprawdzić, co się wydarzyło w sieci pod ich nieobecność. Czas, jaki dziecko spędza przeciętnie ze smartfonem, niebezpiecznie się wydłuża. To już duży problem - gdy życie młodego człowieka zaczyna się ograniczać do funkcjonowania w mediach społecznościowych.
Jakie to ma skutki?
Uzależnienie jest zgubne, bo ogranicza aktywność człowieka we wszystkich innych dziedzinach. Kiedy dziecko zanurza się w sieć, nie gra w tym czasie w piłkę, nie jeździ na rowerze, nie czyta, nie rozmawia z rodzicami… Gdy korzystanie ze smartfona zaczyna dominować nad innymi czynnościami, gdy dziecko nawet przy posiłku czy w łazience musi mieć telefon pod ręką, mamy problem.
Kto nie wziął ze sobą telefonu do łazienki ani razu, niech pierwszy rzuci kamieniem…
Najtrudniej przerwać tę spiralę, gdy z problemu nie zdają sobie sprawy rodzice, sami też uzależnieni. Kilka tygodni temu byłem w restauracji. Stolik obok mnie zajmowała rodzina: rodzice i dwójka nastolatków. Złożyli zamówienie i wsadzili nosy w smartfony, każdy w swój. Czekali na posiłek pół godziny i nie zamienili ze sobą słowa. Zupę też zjedli w milczeniu. Parę zdań padło przy drugim daniu, gdy trzeba było robić przerwy, by przełknąć. Może to nie norma, ale na pewno zjawisko coraz częstsze. Korzystanie ze smartfona to jedna z tych aktywności dziecka, w których rodzic nie uczestniczy, praktycznie nie ma więc nad tym kontroli. Dorośli zaczynają dostrzegać problem w weekendy, kiedy dochodzą do wniosku, że z dzieckiem właściwie nie ma kontaktu, bo choć siedzi w drugim pokoju, jest nieobecne: przebywa w innej rzeczywistości i nie przewiduje biletów wstępu dla pozostałych członków rodziny. Dawniej żartowano, że gdy mama woła do syna: „Antek, wynieś śmieci”, jedyne, co może usłyszeć to rzucone na odczepnego „zaraz”. Dziś często i tego nie usłyszy. Komunikacja zamiera, także w rodzinie. Dużo jeżdżę autobusami. Panuje w nich cisza. Każdy z pasją scrolluje walla na Facebooku.
Komentowanie postów znajomych to też jakaś komunikacja.
Jakaś. Nie chcę przekonywać, że sieć to samo zło. Chcę przestrzec: dla bezpieczeństwa dzieci trzeba im ograniczyć czas spędzany ze smartfonem.
To nie takie proste, gdy pięciolatek krzyczy, bije, pluje, kiedy odbierzemy mu telefon.
Kiedy dziecko tak reaguje, dostajemy bardzo jasny sygnał, że coś nie gra. Ale uwaga! Maluch czy nastolatek w uzależnienie wchodził powoli: jedna bajka dziennie, potem trzy, pół godziny grania, dwie godziny. Wyjście też musi być stopniowe. Terapia szokowa nie zadziała. Takie działanie może się obrócić przeciwko nam, bo dziecko zacznie szukać pokątnych metod, by dorwać się do telefonu, a wtedy zupełnie stracimy kontrolę i kontakt z nim. Nie mówiąc już o autorytecie czy zaufaniu.
Internet przytula, to tam młodzi znajdują ludzi, z którymi mogą porozmawiać, pożalić się czy pośmiać z błahostek, rozładować frustrację albo poszukać potwierdzenia dla swoich emocji.
Co robić?
Powoli proponować dziecku inne zajęcia, wspólne. Dobry będzie sport. Rodzice powinni odpowiedzieć sobie na pytanie, czego dziecko szuka w sieci, co dają mu media społecznościowe i postarać się te niezaspokojone potrzeby zrealizować za pomocą innych narzędzi. Często trzeba po prostu poświęcić dziecku czas: na rozmowę, na bycie dla niego tu i teraz, bo w internecie szukało akceptacji, zainteresowania, przestrzeni, w której mogłoby zaistnieć. I jeszcze jedno pytanie: jak media społecznościowe „werbują” dzieciaki? Rozbudzają ciekawość i rozwijają u nich cechy osobowości narcystycznej, kiedy dziecko zbiera lajki pod selfie z dzióbkiem.
Możemy tylko leczyć czy też zapobiegać?
Żeby zapobiec, potrzebne są jasne zasady. Pracuję w zespole placówek opiekuńczo-wychowawczych. Trafiają tu dzieci, którymi z różnych względów nie mogą zająć się biologiczni rodzice. Wiele z nich przychodzi tu z niewielkim bagażem, w którym jednak obowiązkowo jest smartfon. Mają po 6, 7, 8 lat. Nasze dzieciaki dobrze wiedzą: wieczorem składamy komórki w jednym miejscu, by nie kusiły. Początkowo jest bunt, ale nie ma zmiłuj. W sobotę, w dniu odwiedzin, jest trochę inaczej. Na te kilkugodzinne spotkanie z dziećmi, rodzice przynoszą smartfony. Chcą pewnie jakoś dzieciom wynagrodzić swoją nieobecność w ich życiu, wydać im się atrakcyjniejszymi. W efekcie te spotkania - jedyna okazja na zbudowanie relacji między rodzicem a dzieckiem - wyglądają coraz częściej tak, że na jednym krześle siedzi dziecko z nosem wetkniętym w smartfon, na drugim rodzic - ze swoim smartfonem. I tak sobie scrollują.
Ciekawe, czy mają siebie w znajomych.
Pewna mama przyprowadziła do mnie córkę z prośbą o pomoc. Zauważyła, że dziewczynka za dużo czasu spędza w sieci. To była, jak to się mówi, porządna rodzina. Rodzice na wysokich stanowiskach, dwie dorastające córki. Żadnych kłopotów materialnych, żadnych kłótni, alkoholu, przemocy. Dlaczego tak dużo siedzisz internecie? - pytam tę dziewczynę. - A bo my z siostrą nie mamy co w domu robić. Mama pracuje w korpo, wraca wieczorami, tata jeszcze później - mówi. To częsta przyczyna: zaburzone relacje z rodzicami, brak więzi. Internet przytula, to tam młodzi znajdują ludzi, z którymi mogą porozmawiać, pożalić się czy pośmiać z błahostek, rozładować frustrację albo poszukać potwierdzenia dla swoich emocji.
Może receptą będzie czas spędzony z dziadkami? Nie dają się uwieść sieci tak łatwo, jak rodzice.
Pierwszym wzorem dla dziecka są rodzice, trzeba włożyć dużo energii w to, by uzależnione od smartfona dziecko odkryło świat poza siecią. Słoneczne sobotnie przedpołudnie, cukiernia. Przede mną w kolejce stoi dziadek z wnuczką. Dziadek pyta: chcesz pączka? Dziecko nic, uderza palcami w ekran smartfona. To może eklera? - dziadek patrzy na 5-latkę wyczekująco. W końcu odpowiada: mhmy. Klika dalej. Dziadek bierze więc eklera, siadają przy stoliku (ona wpatrzona w mały ekran). Co robi dziadek? Bez słowa podsuwa ciastko do ust dziewczynki, ona je, ale nie odrywa oczu od telefonu.